Wspólnota piękna i miłości

"Można by żartobliwie powiedzieć, że songów o miłości jest tyle, ile jest rodzajów miłości. Tak naprawdę wszystkie znane publiczności utwory, bo po te głównie sięgnęliśmy, opowiadają o miłosci, tyle że robią to na różne sposoby. I tym tematem się właśnie zajęliśmy"- z Jakubem Wocialem, aktorem i reżyserem musicalu "MusicaLove" w Teatrze Rampa w Warszawie, rozmawia Wiesław Kowalski z serwisu Teatr dla Was.

- "MusicaLove" będzie kolejną premierą w Teatrze Rampa, wykorzystującą największe przeboje musicalowe do pokazania tej muzyki w formie widowiskowego show. Skąd pomysł, by właśnie w tym teatrze realizować tego typu przedsięwzięcia artystyczne?

- MusicaLove to nasza nowa produkcja, która zostanie zaprezentowana na deskach Rampy juz 31 stycznia br. Usłyszymy największe przeboje z repertuaru teatru muzycznego w niecodziennej odsłonie i oprawie scenicznej; ale tego dzisiaj zdradzać nie będę. Mogę tylko powiedzieć, że nie przypominam sobie, abym widzial zrealizowany w takiej przestrzeni projekt musicalowy, a już na pewno nie w Polsce.

A skąd pomysł, aby zrealizować takie przedsięwzięcie w Rampie? Zdecydował o tym raczej nie sam pomysł lecz miejsce, w którym pracuję i tworzę od września 2012 roku. Dyrektor Witold Olejarz wierzy w sukces moich projektów, a tym samym w sukces swojego teatru. Dlatego umożliwia mi realizowanie tego, o czym zawsze marzyłem. Teatr Rampa wydaje się być najbardziej odpowiednim miejscem do tego typu działań. To właśnie tutaj zaczynały swoją artystyczną działalność osoby, które dzisiaj mają w rękach polski/warszawski musicalowy rynek i nie tylko. To piękna sprawa, móc uczestniczyć i być szefem tego całego zamieszania na nowo.(śmiech)

- Tym razem zdecydował się Pan, jako reżyser i autor scenariusza, na wykorzystanie polskich przekładów. W poprzednich programach z cyklu "Broadway Street the Show" dominował język angielski.

- Rzeczywiście, do tej pory język polski wykorzystywaliśmy w znikomym stopniu, ale to nie z braku chęci, ale ze względu na gości, których zapraszałem z całej Europy. Trudno byłoby przecież powiedzieć im: "przygotujcie, proszę, siedem songów w języku polskim", bo potraktowaliby to jako zwykły żart . Druga sprawa jest taka - do tej pory uważam, niezależnie od tego jak dobry jest polski przekład, że utwór napisany w języku angielskim, niemieckim, czy jakimkolwiek innym, brzmi najlepiej wlaśnie w tym, w którym powstał i to właśnie chciałem zaprezentować polskiej publiczności do tej pory - piękno tkwiące w repertuarze musicalowym, pokazane przez znakomite osobowości we wspaniałych interpretacjach i doskonałe glosy.

Przyznam również, że nie ma zbyt wielu artystów w Polsce, z którymi mógłbym pracować nad tego typu materiałem, gdzie wspólne myślenie i odczucia, co do samej muzyki i jej interpretacji się spotykają. Takie osoby mógłbym policzyć na palcach jednej reki i to właśnie z nimi teraz współpracuję.

Wciąż jeszcze dla wielu ludzi, a może nawet i bardzo wielu, musical nie jest czystą formą sztuki, która opowiada bardzo różne historie zaczerpnięte z życia człowieka; musical najczęściej traktowany jest jako materiał muzyczny, dający możliwość śpiewania głośno, przede wszystkim zaś wysoko i długo. Wiadomo, że warto jest pokazywać swoje umiejętności wokalne, ale moim zdaniem w kraju, gdzie musical jeszcze prawie nie zaistniał, powinniśmy dać szansę widzowi sięgnąć również po inny materiał, taki, który będzie wymagał od niego trochę więcej wysiłku, a nie budził tylko zachwyt nad "patetyczną" formą muzyczną.

- Kolejnym novum będzie tym razem udział żywych muzyków na scenie, orkiestry pod batutą Tomasza Filipczaka. Dotychczas wszyscy angażowani Przez Pana do programu artyści śpiewali do tzw. playbacku.

- To jest chyba jakość, z której cieszę się nabardziej. Żywi muzycy to jeszcze większa przyjemność z wykonywania tego repertuaru na scenie. Tomasz Filipczak jest muzykiem genialnym i tego udowadniać nie trzeba, ale to również człowiek, z którym współpraca jest czystą przyjemnością. Od początku doskonale wiedział w jakim kierunku powinna pójść nasza praca przy tym projekcie, a rzeczy które usłyszałem na żywo, podczas naszych prób, po prostu nas wszystkich zachwyciły. Nie łatwo jest aranżować super znane utwory tak, aby forma pozostała zachowana, w sytuacji kiedy skład orkiestry jest zupełnie inny; w takim przypadku trzeba wszystko umiejętnie dopasować do całości projektu. A to nie jest zadanie łatwe, ponieważ stylów muzycznych w tym programie jest tyle, ile tytułów spektakli, z których wykonujemy songi. Utwory, które usłyszymy będą często bardziej intymne i bliższe naszemu sercu niż w wersjach, które znane nam były do tej pory. W każdym razie trzeba koniecznie przyjść do Teatru Rampa na spektakl i posłuchać tej muzyki na żywo.

- Zdecydował się Pan w "MusicaLove", wskazuje już zresztą na to sam tytuł, na wykorzystanie najbardziej znanych songów miłosnych ze światowych musicali. Wiadomo, że literatura muzyczna jest w tej materii bardzo bogata, dlatego wybór, jak podejrzewam, nie zawsze był prosty. A od tego przecież zależy dramaturgia spektaklu. Do tego i sama miłość to uczucie niosące w sobie całą gamę emocji, doświadczeń, przeżyć

- Przyznam, że scenariusz "MusicaLove" zmieniał się bardzo długo i często. Wszystko zaczęło się od Gali Koncertowej, w której wykorzystaliśmy po raz pierwszy nowe songi z orkiestrą Kolejnych wersji było wiele, ale myślę, że ta, którą teraz zaprezentujemy jest zdecydowanie najciekawsza i najlepsza.

Można by żartobliwie powiedzieć, że songów o miłości jest tyle, ile jest rodzajów miłości. Tak naprawdę wszystkie znane publiczności utwory, bo po te głównie sięgnęliśmy, opowiadają o miłosci, tyle że robią to na różne sposoby. I tym tematem się właśnie zajęliśmy. Do tego, jak już wspomniałem, całość osadzilismy w bardzo oryginalnej scenerii.

Pragniemy obok tematu miłości przedstawić także świat teatru. Jak widzimy go my, artyści, wchodzący do teatru i przygotowujący się do wyjścia na scenę. Już podczas uwertury każdy widz zobaczy naszymi oczyma jak to się dzieje. Mam nadzieje, że to nad czym pracujemy będzie dla publiczności naprawdę ciekawym doświadczeniem i przeżyciem - chcemy piękno, miłość i emocje płynące z muzyki połączyć w jedną spójną całość.

- W jaki sposób dobiera Pan wykonawców do swoich programów. Wiem, że skład solistów się zmienia. Zatem kogo usłyszymy tym razem? I co o tym decyduje?

- Do tej pory przy koncertach BROADWAY STREET - THE SHOW opierałem sie na osobach, które znam, z którymi już pracowałem i z którymi chciałem wystąpić na jednej scenie w Warszawie. Byli to głównie moi dobrzy znajomi. Przy projekcie MusicaLove wraz z Magdaleną Depczyk, która pomaga mi przy postawieniu całości, zdecydowaliśmy się na przesłuchanie solistów, których znaliśmy i których chcieliśmy zobaczyć w tym projekcie. Z tego grona wybraliśmy najlepszych i niewątpliwie najodpowiedniejszych artystów do powierzonych zadań sceniczno-muzycznych. Myślę, że wszystkie osoby są już widzom dobrze znane. To OLA BIEŃKOWSKA, KASIA ŁASKA, PAULINA JANCZAK, DOROTA OSIŃSKA, SANNE MIELOO, MAŁGORZATA DUDA-KOZERA, MICHAL RUDAŚ oraz KAMIL DOMINIAK, który, jak mniemam, zachwyci już niebawem swoim talentem widzów na scenach musicalowych w Polsce. Przede wszystkim MusicaLove to projekt muzyczny, gdzie każdy z nas musi jak najlepiej wykonać swój materiał. Ciekawym rozwiązaniem będzie również połączenie muzyki z tańcem w choreografii Santiago Bello. Taniec w tym projekcie będzie nieodłączmym elementem towarzyszącym muzyce, takim slow, które ma emanować z każdej sceny.

- Przedsmak tego, co zobaczymy, można było usłyszeć podczas sylwestrowo-noworocznej odsłony "Broadway Street - the Show", kiedy nowy spektakl zapowiedział mocny występ finałowy Małgorzaty Dudy-Kozery jako Normie Desmond, bohaterki "Sunset Boulevard"?

- Malgorzata Duda-Kozera była jedną z pierwszych osób, które zaangażowałem do udziału w tym projekcie. Jest to bowiem aktorka, która idealnie pasuje do dwóch songów, które powierzyłem jej do interpretacji. Pochodzą one z musicalu Webbera "Sunset Boulevard", który jest moim zdaniem jednym z najlepszych dzieł tego kompozytora. Rzeczywiście, wykonanie i interpretacja Małgorzaty są bardzo wzruszające i przede wszystkim prawdziwe. Widzimy bowiem dojrzałą kobietę, która swoje lata kariery ma już za sobą. Wierzy jednak, że czas, który teraz nastał będzie jej powrotem na scenę muzyczną.

Wydaje mi się, że o jakości realizowanego projektu decydować będzie prawda i miłość, które będą emanowały jednocześnie. A te rzeczy bronią się przecież zawsze.

- Skoro jesteśmy przy miłości, to proszę powiedzieć jak zrodziła się Pana pasja do tego, by uprawiać ten rodzaj śpiewania. Wydaje się Pan być stworzony, przede wszystkim dzięki nieprzeciętnym warunkom wokalnym , do tego by występować w realizacjach musicalowych. Proszę powiedzieć, czy istnieje specjalna technika wokalna predestynująca do wykonywanie tego typu muzyki. Jeśli tak to gdzie się jej Pan uczył?

- Technik jest wiele i każda może być, jak sądzę, właściwa. Wszystko opiera sie przede wszystkim na ciągłej pracy i rozwoju. A z wiekiem poznaje i lubi się inne rzeczy, również muzycznie.

Jeżeli chodzi o mnie, to osoby, z którymi dane mi było pracować na Zachodzie, obserwowanie ich i wspólna praca dały mi przede wszystkim wiarę, że to co robię, robię dobrze i że to się może podobać. Inny jest polski musical, a inne są dzieła, które wykonuje się na co dzień za granicami naszego kraju. W zachodnich produkcjach jest w więcej prawdy, wynikającej z czystej pasji do tego, co sie robi. Pracując w Europie nie trzeba myśleć o innych tzw. jobach, które dadzą człowiekowi utrzymanie, a niekoniecznie sprzyjają temu, by się rozwijać i wciąż uczyć. Tak już niestety jest i ja tego nie zmienię. Póki co, nie musiałem nigdy w ten sposób pracować i mam nadzieję, musiał nie będę. To jest chyba to, co wiedzie mnie przez moje dotychczasowe życie. Trzeba pracować, pracować i jeszcze raz pracować. Wówczas wszystko to, co w siebie inwestujemy na bieżąco do nas powraca. Chociażby w postaci wdzięczności widowni, która wychodzi z moich spektakli zadowolona i wzruszona. To najpiękniejsza rzecz, z jaką można mieć do czynienia.

- Ma Pan za sobą doświadczenia zdobywane również na scenach musicalowych poza naszym krajem. Czy łatwo jest Polakowi wedrzeć się na rynek zachodni, gdzie tradycja musicalowa jest dużo bogatsza niż u nas?

- To jest kwestia pracy, a jeszcze bardziej szczęścia i poznania właściwych ludzi, których na mojej drodze bylo wielu. Osiem lat temu dał mi szansę wyjazdu Cornelius Baltus, tworzący w Romie "Taniec Wampirów". Udało się, ale gdyby nie praca i inwestowanie w siebie, nie dane byłoby mi się tam utrzymać i otrzymywać kolejne angaże. U nas w kraju wykonawców, którzy w tej dziedzinie są wyjątkowi jest wielu, tam są setki, jeśli nie tysiące. Nie ma większej satysfakcji z otrzymania pracy, podczas gdy było się jednym z kilkuset. Co jest trudne, pracując na Zachodzie może wkraść się rutyna, wynikająca z grania jednego tytułu przez rok, dwa, bądź trzy lata osiem razy w tygodniu. Nad tym czuwają jednak znakomici reżyserzy oraz osoby odpowiedzialne za konkretny tytuł. To jest to, czego u nas jeszcze brakuje; nie ma ludzi, którzy wiedzą na temat danego tytułu wszystko - porwą grupę ponad czterdziestu artystów i sprawią, że każdy spektakl, każda próba, będą inne, choć to przecież wciąż ta sama historia i ten sam materiał muzyczny. Takie doświadczenia są wyjątkowe i to z ich perspektywy odbieram moje osiem lat pracy na Zachodzie. To była nieustająca nauka i rozwój; dodatkowo zyskałem wielu przyjaciół, z którymi do dzisiaj mam stały kontakt.

- Sądzę, że Pana miłość do musicalu przyniesie jeszcze wiele ciekawych pomysłów do realizacji na naszych scenach. A już na pewno w Teatrze Rampa, gdzie został Pan kierownikiem artystycznym Sceny Koncertowej?

- Ja mam również taką nadzieję. Moja głowa jest pełna pomysłów, które chciałbym zrealizować w Teatrze Rampa. Jest to bowiem miejsce, jak już wcześniej wspomniałem, wyjątkowe. Wiele jeszcze przed nami rozmów, które zapewne ulepszą funkcjonowanie tego teatru oraz sprawią, że praca nad konkretną realizacją będzie czystą pracą twórczą. Ale na tym właśnie polega rozwój i nauka, o których już wcześniej mówiłem. Ja to nazywam doświadczeniem.



Wiesław Kowalski
Teatr dla Was
29 stycznia 2014
Spektakle
MusicaLove
Portrety
Jakub Wocial