Wspomnienia do śmiechu

Wprowadzenie dzieci w obecności rodziców w świat dorosłych, eksperymentalne potraktowanie niescenicznego tekstu oraz sztuki teatru, przy zachowaniu wysokiego poziomu artystycznego całości, sprawiło, że performans stał się najważniejszym wydarzeniem Biennale. Na szczęście nie przestał istnieć wraz z zakończeniem festiwalu. Został przeniesiony do Teatru Lalek Guliwer w Warszawie

Program 21. Biennale Sztuki Dla Dziecka obfitował w wydarzenia z różnych dziedzin sztuki, od form tradycyjnych po eksperymentalne, zarówno premiery, jak i grane wielokrotnie widowiska. Wszystkie były "Do śmiechu". Pod tym hasłem przebiegł także konkurs na projekt prezentacji festiwalowej, którą w nagrodę pomógł zrealizować organizator Biennale - Centrum Sztuki Dziecka w Poznaniu. Wybór wydawał się dość enigmatyczny. Wygrał "Traktat o wykradaniu owoców", muzyczno-aktorski performans Teatru Lalek Guliwer inspirowany tekstem dla dorosłych Mariana Pankowskiego, a adresowany do familijnej publiczności. Wyróżniała go prostota i to ona urzekła małych i dorosłych widzów.

Publiczność zajmująca miejsca na widowni Teatru Polskiego w Poznaniu mogła odnieść wrażenie, że artyści nie zakończyli próby. Przed spuszczoną kurtyną, obok zabałaganionego rekwizytami proscenium aktorki (Elżbieta Pejko, Anna Przygoda, Honorata Zajączkowska) podśpiewywały bałkańskie pieśni przy wtórze gitary Adama Świtały. Gdy wszyscy zasiedli w fotelach, sytuacja nie uległa zmianie. Kurtyna nie uniosła się. Aktorki nie przebrały się, pozostały w koszulach i dżinsach. Chwyciły egzemplarze i zaczęły czytać "Traktat o wykradaniu owoców" tak, jakby robiły to pierwszy raz.

Czytanie tekstu? Raczej widzowie zostali wciągnięci w tajemnicę tworzenia. Sekret połączył ich, wytworzyła się wspólnota. Publiczność wsłuchiwała się w publicystyczny tekst sprzed ponad pół wieku traktujący o wyprawie nocą do sadu na jabłka. W przepełnionym złotą ornamentyką wnętrzu teatru wydał się jeszcze bardziej anachroniczny. Dzieci oraz dorośli ulegli jednak urokowi słowa. Młodzi czerpali radość z odbierania sztuki poprzez wyobraźnię. Starsi zatopili się we wspomnieniach z dzieciństwa. Kolejny sekret - wydarzenia z młodości rodziców - wyszedł na jaw i zjednoczył.

W pierwszych słowach padło: "Kto chce wykradać owoce, musi najpierw posiąść dwie rzeczy: stronę rodzinną i dzieciństwo". Dzieciństwo stało się artystycznym kluczem do interpretacji tekstu. Każde działanie podejmowane przez aktorki wypływało z treści w sposób bliski dzieciom - abstrakcyjnie. Czynności ilustrujące słowa nawiązywały do zabaw, tych najbardziej twórczych, opartych na wstążce i patyku.

Sceny budowane były na identycznych zasadach: odczytywanie i śpiewanie tekstu, ogrywanie go zabawą, włączanie widzów w akcję. Kolejne sekwencje wynikały z poprzednich, forma nie była przeładowana wizualnymi znakami, ale efekty zapadały w pamięć. Aktorki przedstawiając grodzenie sadu otoczyły publiczność wstążką. Taśma szybko okazała się zbędna, gdyż zapadał zmrok i trzeba było pokonać płot - wystarczyło wygaszenie światła na widowni oraz włączenie latarek. Działania opierały się na improwizacji. Najbardziej cieszyły zachowania Sadownika (palenie papierosa, kołatanie serca, kroki, sikanie), ilustrowane przez pozostałe aktorki dźwiękami wydobytymi z przedmiotów codziennego użytku: nadmuchiwanie i spuszczanie powietrza z balonika, naciąganie płótna, przelewanie wody z butelki do kubka. Duży wpływ na przebieg zdarzenia miały reakcje publiczności. Żeby artystki mogły zmienić sytuację (choreografią, śpiewem), widzowie musieli odgadnąć kalambury. Każda scena, mimo że budowana identycznie, przebiegała zupełnie inaczej i zaskakiwała.

Wszystko było przygotowane niezwykle starannie. Niby codzienne ubrania nigdy nie były przypadkowe, łączyły je wspólne elementy: folklorystyczne pasy, niebieskie i czerwone wstążki we włosach nawiązywały do przedmiotów służących do zabawy. Porozrzucane rekwizyty znajdowały się akurat wtedy pod ręką, gdy wymagało tego działanie i jego rytm. W tak zbudowanym świecie publiczność czuła się bezpiecznie i bez skrępowania dawała wciągnąć się w interakcje. Humor, podobnie jak pozostałe elementy performansu, zadziwiał subtelnością. Nie było rubasznego żartu, śmiechu do łez, lecz delikatny uśmiech, wynikający z zadowolenia. Towarzyszyła mu refleksja nad tym, co sprawia, że człowiek jest radosny (na przykład łaskotanie).

Każdy pokaz "Traktatu" w Poznaniu przebiegał inaczej - dzięki widzom i doskonałemu przygotowaniu aktorek, które budowały wrażenie jakby dopiero co rozpoczynały pracę nad tekstem. Wprowadzenie dzieci w obecności rodziców w świat dorosłych, eksperymentalne potraktowanie niescenicznego tekstu oraz sztuki teatru, przy zachowaniu wysokiego poziomu artystycznego całości, sprawiło, że performans stał się najważniejszym wydarzeniem Biennale. Na szczęście nie przestał istnieć wraz z zakończeniem festiwalu. Został przeniesiony do Teatru Lalek Guliwer w Warszawie.



Maria Maczuga
e-teatr.pl
30 czerwca 2017