Wśród rozkoszy i aktualnych kobiet

Może trochę z przekory, w czasie kiedy wszyscy wokół zachwycali się w moich czasach licealnych Jerzym Pilchem, ja jakoś niespecjalnie za nim przepadałam. Może chwyciłam za złą książkę, a może po prostu, mimo że pisarzem i ironistą może być świetnym – ja go nie czuję, nie pociągają mnie jego wersy, nie uwodzi słowo. Może powinnam sięgnąć po niego jeszcze raz, dojrzalsza, po latach. Może... dużo tych „może", ale może, dlatego że jego proza nie jest oczywista, jednoznaczna, prosta.

Wielopoziomowość i wielowymiarowość jego utworów sugeruje już na wejściu do sali teatralnej - scenografia. Spektakl Inne rozkosze w reżyserii Artura Barona Więcka to poza rozrywką dla widza, tekst o podwójnym, a nawet potrójnym dnie i przez ową inscenizację, dojrzałam inne oblicze Pilcha, za co panu reżyserowi należą się podziękowania.

Tytuł, jakże znamienny, mówi o innych rozkoszach. Innych tzn. jakich? Które to są te rozkosze z podstawowego kanonu? Co autor ma na myśli, używając słowa „rozkosze"? Spektakl w ogóle pozostawia naprawdę sporo pytań, począwszy od tytułu, nie będącego elementem scenicznej fabuły, aż do wątpliwości, czy Aktualna Kobieta mieszkająca na strychu, jest prawdziwa czy jest projekcją pragnień bohatera? Wątpliwość ta jest uzasadniona, gdyż jeśli czegoś pragnie się z całych sił i pragnienie zaślepia i zalewa mózg, to nagle dla Pragnącego staje się realne, mimo że jest tylko marą, czy halucynacją, jak studnia wody na pustyni.

Bohaterem sztuki jest Paweł Kohoutek (w tej roli genialny Tomasz Schimscheiner), weterynarz, mąż, ojciec i... Don Juan, łamacz niewieścich serc, dokonujący nieustannych podbojów, wciąż nienasycony i głodny przeżyć. Towarzyszy mu od początku na scenie elegancka kobieta (Joanna Pocica), która opowiada o nim w trzeciej osobie, streszcza wydarzenia z jego życia, komentuje bieżące, przemyca jego myśli, a także wielokrotnie wchodzi z nim na płaszczyznę specyficznego dialogu. Czasem wydaje się jakby była jego myślami, które on potem wypowiada na głos, a czasem powtarza słowa Kohoutka jakby wtórowała, czy może czasem nawet przedrzeźniała jego kwestie. Kim jest? Kohoutkiem w spódnicy? Komentatorem wydarzeń? Przewodnikiem po tej mitycznej krainie lat dziecięcych Jerzego Pilcha – Śląsku Cieszyńskim? Skąd w Kohoutku taki pęd do kobiet? Ano można najprościej przypuszczać, że jako mężowi, inne kobiety i inne rozkosze są mu zabronione. Jest on dużym dzieckiem, które nie wyswobodziło się spod opieki i kontroli matki, babki i całej wielopokoleniowej rodziny, żyjącej na kupę w domu z ogrodem na prowincji. Kręci go to co surowo zabronione, to co pozwala mu być sobą i go dookreślić jako mężczyznę, wyzutego z zależności rodzinnych i czynników tłamszących jego męskość.

Członkowie rodziny to istne indywidua, postaci przedstawione humorystycznie z uwypukleniem ich słabostek i przywar, ale z dużą dozą wyrozumiałości dla ułomności ludzkiej. Nie dziwi to wcale, gdyż Pilch mitologizował swoją rodzinną krainę, więc opowiada o niej z ciepłem i trochę pobłażliwym uśmiechem. Czas płynie tu powoli, wszystko ma swoje miejsce i odpowiedni moment. Życie rodziny skupia się przy stole kuchennym podczas posiłków, tam też nad pomidorową prowadzone są dyskusje i zapadają decyzje. Troszkę przypomina to szlachecki dwór. W ogóle akcja nie jest umieszczona w konkretnym czasie, a przez to daje szansę na rozwinięcie się wątku psychologiczno-erotycznego.

Idyllę wiejską Kohoutka zakłóca nagły przyjazd Aktualnej Kobiety, która oświadcza, że spędzi z nim resztę swoich dni. Przerażony Kohoutek zabiera ją na piętro, gdzie kiedyś była rzeźnia i tam ją lokuje w wielkim strachu, żeby Oma jej tam nie zobaczyła, szukając słoika z pulpetami, z terminem krótkiej przydatności do spożycia. Od tej pory akcja rozgrywa się równolegle na dwóch poziomach, co widzowie mogą obserwować – na parterze toczy się niczym nie zmącone życie rodzinne, a na piętrze rozgrywają się rozterki, pragnienia, uczucia, lęki i demony Kohoutka, jego drugie życie. Na dole żona, na górze Aktualna Kobieta.

Kohoutek obiecuje każdej Aktualnej Kobiecie, że zostawi dom i będą razem na zawsze, jednak o ile w chwili składania obietnicy bardzo tego chce i mocno w to wierzy, o tyle potem temat mu się rozmywa, targają nim wątpliwości i biegnie dalej za swoim pragnieniem, i pożądaniem... nowej kobiecej ofiary. Wszystkie jego aktualne kobiety, zostają jednak w przeszłości, a ta jedna odważyła się przyjść po niego, wyegzekwować obietnicę. Co zrobi Kohoutek?

Ciekawą scenograficznie sceną jest wtargnięcie kobiety do ogrodu podczas urodzin Omy (której notabene nie widać, a jedynie słychać), gdyż jako przestrzeń sceniczną został wykorzystany balkon na widowni, gdzie podczas domowej „obławy", skrywa się Aktualna Kobieta. Kolejnym rewelacyjnym motywem scenograficznym było cudowne oświetlenie podczas sceny kazania pastora (fenomenalny Andrzej Róg). Teatr zamienił się w kościół, przez witraże przedzierały się promyki światła - genialny pomysł, robiący ogromne wrażenie.

Spektakl wydawałoby się typowo erotyczno-miłosny, tak naprawdę wcale taki do końca nie był. Owszem zaistniała subtelna rozbierana scena, czy mało subtelna scena namiętnego pocałunku Aktualnej Kobiety i kobiety towarzyszącej Kohoutkowi od początku na scenie. Ale wątek seksualny był bardziej równorzędny niż nadrzędny w stosunku do innych poruszanych kwestii. Więcek słusznie ostrą kreską nakreślił portrety domowników i sytuację, w której żył Kohoutek, żeby głębiej wniknąć w psyche bohatera, dokładniej przeanalizować jego zachowanie i sposób postepowania, powstrzymać widza od jednoznacznych i oczywistych ocen. Mimo wszelkich wad, irytujących zachowań, czy ułomności Kohoutek w wykonaniu Schimscheinera nie da się nie lubić, powiedziałabym nawet, że jest bardzo sympatycznym chłopcem.



Monika Sobieraj
Dziennik Teatralny Kraków
19 lutego 2018
Spektakle
Inne Rozkosze