Wszyscy jesteśmy pacjentami

Czy aby poezja miała wartość, musimy ją czytać w intymności i kontemplować przy akompaniamencie pianina? Czy można z niej zbudować ciekawą fabułę i wystawić na deskach teatru? „Stan stabilny" w reżyserii Tadeusza Łomnickiego pokazuje, że jak najbardziej.

Za co najmniej połowę sukcesu tego spektaklu odpowiada z pewnością bardzo ciekawa twórczość Andrzeja Kotańskiego. Jego tomik poezji pt. „Wiersze o moim psychiatrze" stał się trzonem opowieści o życiu mężczyzny w, wydawać by się mogło, szczytowej formie swojego życia i kariery.

Jednak z luźno powiązanych ze sobą sekwencji, wyrywkowych myśli, fragmentów sesji terapeutycznej, dowiadujemy się o bolączkach i rozczarowaniach głównego bohatera, ale jednocześnie całego pokolenia obecnych trzydziesto- i czterdziestolatków.

Na entuzjastyczne oklaski zasługuje przede wszystkim świetna reżyseria ruchu. Każdy gest i zmiana pozycji jest potrzebna. Mówi o nerwicy bohaterów, ich emocjach i nieradzeniu sobie z nimi, a tłem pseudodialogu odbywającego się na scenie jest gotowanie zupy – po prostu. Dzięki temu widz zyskuje wrażenie, że ogląda improwizację, lub że faktycznie zagląda przez dziurkę od klucza do domu „szaleńca".

„Stan stabilny" to prawdziwy popis aktorskich umiejętności Grzegorza Eckerta (Śląski Teatr Lalki i Aktora „Ateneum" w Katowicach) oraz Jakuba Sochackiego (Teatr Bez Rzędów). Przedstawiają oni osobne sekwencje, które czasami spotykają się, tworząc dialog, łączą się w zsynchronizowany taniec. Z chaosu problemów psychicznych, wydobywają ład spójnie opowiedzianej historii, świetnie się uzupełniając. Chętnie zobaczyłabym ten duet ponownie.

Scenografia (Jerzy Basiura – Akademia Sztuk Pięknych im. Jana Matejki w Krakowie) – oszczędna inscenizacja białej kuchni, która jest tylko tłem, a których widzieliśmy w swoim życiu wiele, jest taka właśnie, jaka powinna być. Na planie głównym stół i dwa krzesła z dyndającą nad głowami bohaterów lampą, nie zagracają przestrzeni, a dają aktorom, wbrew pozorom, ogrom możliwości. Co więcej, czy to nie przy kuchennym stole właśnie odbywają się najistotniejsze rozmowy?

Gra światłem i muzyka również są jedynie (i aż!) tłem i sposobem na akcentowanie wybranych partii tekstu wypowiadanego na scenie. Kiedy coś w nich się zmienia, widz momentalnie zwraca na to uwagę. W warunkach malutkiej sceny Teatru Bez Rzędów oraz konwencji tego konkretnego spektaklu, twórcy zrobili wszystko, co można, co najważniejsze – z dobrym smakiem i bez przesady.

To krótki spektakl, trwający mniej więcej tyle, co jedna sesja z psychoterapeutą. Dzięki temu jest nieprzegadany, a widz czuje niedosyt, co jest jak najbardziej odczuciem pożądanym. „Stan stabilny" to bez wątpienia udana sztuka o psychiatrach i pacjentach.



Izabela Pięta
Dziennik Teatralny Kraków
6 października 2021
Spektakle
Stan Stabilny