Wszyscy jesteśmy trochę świrami

Na początku będzie śmiesznie, potem będzie wzruszająco jak to w spektaklu rodzinnym. To jest spektakl z rodziną w tytule i pomimo swojej upiorności jest to jedna z najciekawszych i najsympatyczniejszych rodzin w popkulturze. Tutaj autorzy bardzo skupili się na tym, by był on momentami bardzo, bardzo ciepły, co jest skontrastowane z tym czarnym humorem, który przenika przez cały spektakl i jest jednym ze źródeł komizmu w tym materiale.

Z Jackiem Mikołajczykiem reżyserem musicalu "Rodzina Addamsów" w Gliwickim Teatrze Muzycznym rozmawia Katarzyna Jasielska.

Katarzyna Jasielska: Skąd u pana zamiłowanie do musicalu? Był to czysty przypadek czy pasja pielęgnowana od lat?

Jacek Mikołajczyk: Początkowo miałem pomysł, by doktorat pisać z teatru alternatywnego, ale odkąd rozpocząłem pracę w Gliwickim Teatrze Muzycznym, 15 lat temu, zacząłem zapoznawać się z takim gatunkiem jak musical. Pierwszą produkcją, przy której pracowałem była polska prapremiera „Chicago". Właśnie wtedy doszedłem do wniosku, że teatr muzyczny to coś idealnie dla mnie. Ta forma, która jest tak naprawdę czystą przyjemnością dla widza, zaczęła coraz bardziej mnie interesować.

Rzeczy, którymi się Pan zajmuje można by długo wymieniać. Jeśli chodzi o teatr ma pan bogate doświadczenie, zarówno jako kierownik literacki, jak i tłumacz wielu sztuk. Natomiast jeżli chodzi o reżyserię „Rodzina Addamsów" będzie drugim z pańskich spektakli.

To właściwie mój debiut w profesjonalnym teatrze. Wcześniej zrobiłem dyplom w PWST w Krakowie.

Jak się pan odnajduje w roli reżysera?

Pewnie przez to, że jestem pasjonatem musicalu, miałem dosyć jasne wyobrażenie jak chcę, by to przedstawienie wyglądało i w jakiej było konwencji. Jest to rzeczywiście bardzo ciężka praca, która wymaga przede wszystkim współpracy z zespołem i z realizatorami. Muszę od razu powiedzieć, że dla mnie był to ogromny zaszczyt, że już przy pierwszej swojej realizacji mogłem pracować z tak wyśmienitymi artystami, którzy "zęby na musicalu zjedli" i dzielą ze mną tę fascynację. Oni od strony aktorskiej, ja wcześniej od strony teoretycznej, a teraz również i reżyserskiej - praktycznej. Nie mogę nie wspomnieć Katarzyny Hołub, Marty Wiejak, Katarzyny Wysłuchy, Michała Musioła, Tomasza Steciuka, Damiana Aleksandra czy Krystiana Krewniaka, którzy grają główne role w tym przedstawieniu, czy też młodszych naszych aktorów: Sylwii Banasik, Anastazji Simińskiej, Marcina Franza, Macieja Pawlaka i Kamila Zięby. Wstępowali wielokrotnie w teatrach muzycznych w całej Polsce, a teraz niektórzy z nich są taką grupą podróżujących aktorów musicalowych, współpracujących na przykład z najlepszym polskim teatrem musicalowym, czyli z Teatrem Roma w Warszawie. Z tym ostatnim jest też związany Grzegorz Pierczyński, a z Gliwickim Teatrem Muzycznym Marta Florek i Przemysław Witkowicz. No i nasze teatralne cudownie groźne dzieci: Miłosz Mogielski i Paweł Wawrzyczny, żeby już dokończyć dzieła i wymienić całą wspaniałą obsadę Addamsów.

Proszę powiedzieć jakie były, i czy w ogóle były jakieś trudności z przekładem tego musicalu?

Trudności nie, co najwyżej wyzwania. Jest to świetnie napisany tekst, doskonale napisane piosenki, z których każda jest perełeczką. Jak to w przypadku takiego materiału bywa, trzeba znaleźć pewien odpowiednik w języku polskim, bo nigdy nie jest to przekład dosłowny. Oczywiście jest tak, że przy tłumaczeniu komedii, a „Rodzina Adamsów" jest właśnie musicalem-komedią, istnieje pewien problem ze znalezieniem "złotego środka" między dowcipem i aluzjami, które są amerykańskie, a tym by były one zrozumiałe dla naszych widzów. W to musiałem włożyć trochę pracy.

Czyli to jest taki dowcip amerykański przełożony na nasze poczucie humoru?

Trochę tak. Zawsze przy musicalu trzeba dokonać takiej lekkiej powiedzmy lokalizacji. Tutaj nie było oczywiście wielkich zmian. Właściwie wszystkie dialogi i piosenki zostały, nie było żadnych skrótów. Problem polegał na tym, że jest kilka wersji musicalu „Rodzina Addamsów". Inna wersja była grana na Broadway'u, trochę inna w objeździe po Stanach Zjednoczonych, a troszkę inną przeznaczono dla wszystkich pozostałych teatrów muzycznych na całym świecie. My mamy tę trzecią wersję, którą bardzo szybko doceniliśmy, bo jest po prostu znakomita – najlepsza ze wszystkich.

A propos tych wielu wersji, spektakl jest na licencji. Jak duże są obostrzenia z niej wynikające, dotyczące scenografii, kostiumów czy samej reżyserii?

Nie ma żadnych obostrzeń. Spektakl jest na licencji agencji amerykańskiej. Oni udostępniają nam tekst oraz muzykę i te rzeczy muszą się zgadzać, nie można jakoś szczególnie ich zmieniać. Jeśli chodzi o inscenizację jest w całości nasza.

Proszę powiedzieć jaki to będzie spektakl? Straszny, śmieszny, może wzruszający?

Na początku będzie śmiesznie, potem będzie wzruszająco jak to w spektaklu rodzinnym. To jest spektakl z rodziną w tytule i pomimo swojej upiorności jest to jedna z najciekawszych i najsympatyczniejszych rodzin w popkulturze. Tutaj autorzy bardzo skupili się na tym, by był on momentami bardzo, bardzo ciepły, co jest skontrastowane z tym czarnym humorem, który przenika przez cały spektakl i jest jednym ze źródeł komizmu w tym materiale.

Jakie jest tak naprawdę przesłanie tego spektaklu i czy można go jakoś odnieść do współczesności?

Przesłanie jest takie, że inność nie jest niczym strasznym, nie powinniśmy się bać tego, że ktoś jest inny. Tak naprawdę wszyscy jesteśmy trochę świrami i akceptacja tego, że ktoś może wyglądać inaczej, zachowywać się inaczej, mieć inne wartości, żyć trochę w innym świecie jest podstawą relacji międzyludzkich.

Wspominał już pan troszeczkę o zespole. Część artystów została wyłoniona w castingu, natomiast część z nich to aktorzy Gliwickiego Teatru Muzycznego, co zdecydowało o tym, że akurat ci zostali wybrani?

Cała obsada została wyłoniona w castingu. Również aktorzy Gliwickiego Teatru Muzycznego musieli w nim wystartować. Kryterium początkowe było przede wszystkim wokalne. To jest trudny do zaśpiewania musical więc głos kierownika muzycznego Wojtka Rodka był tutaj bardzo ważny, podobnie jak odpowiedzialnej za przygotowanie wokalne Dominiki Płonki. W ich wypadku to było tak albo nie. Dopiero później, kiedy wyłoniliśmy ludzi, będących w stanie fizycznie zaśpiewać to wszystko, mogliśmy sobie pozwolić na takie cieniowanie... taki Fester albo troszeczkę inny Gomez itd.

Jak się panu z nimi pracowało i czy potrafili się zgrać?

Znakomicie się zgrały te dwa zespoły: ludzie spoza Gliwickiego Teatru i ludzie od lat występujący na scenie Gliwickiego Teatru Muzycznego. Stworzył się jeden świetny zespół tego spektaklu. Poza tym wszyscy się lubimy, wspieramy się i walczymy o to, żeby było jak najlepiej na premierze i również później.

Zakładam, że fanów „Rodziny Addamsów" jest wielu, nie tylko na Śląsku. Czy planujecie państwo jakąś trasę po Polsce?

Teraz mamy licencję na Gliwice. Jest to dosyć duża realizacja, duża scenografia, więc nie wiem czy będzie techniczna możliwość przeniesienia jej w inne miejsca. Oczywiście jeśli ktoś nas zaprosi będziemy zastanawiali się jak możemy te trudności pokonać.

Bardzo dziękuję za rozmowę.

Dziękuję.



Katarzyna Anna Jasielska
Dziennik Teatralny Katowice
13 marca 2015
Spektakle
Rodzina Addamsów