Wtikacy dwustronny

Młodzi aktorzy Arlekina w przekornej interpretacji jednej z mniej znanych sztuk Witkacego. Reżyserka Dorota Bielska zabiera nas w godzinną podróż do świata absurdu, w trakcie której rzeczywistość odkrywa swoje drugie oblicze

Zwyczajny świat niezwyczajnych ludzi - arystokratów, kniaziów, baronów - rozpada się w paroksyzmach nienasycenia. Wyczerpawszy wszelkie sposoby poszukiwania przeżyć istotnych, bohaterowie - jak to u Witkacego - oddają się coraz większym perwersjom (intelektualnym i cielesnym) oraz szaleństwom opartej na przemocy władzy. Chcą pożerać się żywcem i doznać wbijania na pal, a jednocześnie tęsknią za normalnością, widząc daremność i pustkę wszelkich pseudometafizycznych ekscesów. Każdy demon okazuje się co najwyżej symbolem, każdy potwór zwykłym rzezimieszkiem.

Drugą twarz mają też dwa potwory, siedzące przez cały spektakl na granicy sceny i widowni. By je opisać, zacytujmy didaskalia Witkacego: Twarze ptasie z krótkimi, zakrzywionymi dziobami jak u gilów. Porosłe różnokolorowym pierzem (czerwone, zielone i fioletowe barwy). Z początku wydają się nieruchomymi lalkami, ale uważne spojrzenie dojrzy minimalne ruchy - to żywi ludzie (jak się w okaże podczas ukłonów - to gitarzysta i akordeonista wykonujący w przedstawieniu muzykę na żywo). Zostają zdemaskowani jeszcze w czasie spektaklu - gdy jeden z nich się odwraca, ukazuje całkiem zwyczajną twarz (maskę potwora miał przyczepioną z tyłu głowy), choć jak mówi od góry jesteśmy, zdaje się, jeszcze dość dziwaczni. Dziwność to u Witkacego największy komplement, ale w "dzisiejszym" świecie...

Reżyserka znalazła teatralną formę dla pokazania tej ambiwalencji. Nie tylko muzycy, ale i każde z czworga aktorów gra po dwie role. Specjalnie uszyte kostiumy "z dwoma przodami", a także maski i peruki pozwalają błyskawicznym obróceniem się wchodzić w inną postać. Szczególny efekt ma to w przypadku dialogów postaci granych przez tego samego aktora. Stawia to przed odtwórcami ról karkołomne zadanie nie tylko ciągłej zmiany sposobu zachowania, głosu itp., ale też grania części scen tyłem. Najlepiej udaje się to Katarzynie Kawalec, która wciela sie w rolę Elzy (matki Janulki), a także barona von Plasewitza. Ciekawą aktorką jest też Emilia Szepietowska - grająca niezwykle odważnie, żywiołowo.

Przedstawienie oryginalne, ciekawe. Może trochę za krótkie - tekst sztuki został znacznie okrojony. Do gustu nie przypadły mi jedynie popisy wokalne - musicalowa wstawka nie tłumaczy się nawet konwencją absurdalnego piętrzenia zaskoczeń.



Piotr Grobliński
reymont.pl
15 lutego 2011