Wycieczka z Różewiczem w historię jego życia

W księgarniach jest już nowy zbiór opowiadań Tadeusza Różewicza. "Wycieczka do muzeum" zawiera teksty publikowane, zebrane w różnych tomach, i te rozproszone, które ukazały się dotąd tylko w czasopismach. Uporządkowane w nowy sposób układają się w rodzaj autobiografii, której poeta nie napisał

Są tu teksty z lat 50., 60., są późniejsze - z 1992 i 2004 roku. Porządek wyznacza nie chronologia ich powstawania, ale czasów, których dotyczą. Warto się wybrać z Różewiczem na tę "Wycieczkę...", nawet jeśli część tekstów znamy z wcześniejszych lektur. Bo ten układ, powstały w wyniku literackiego recyklingu, spoił je w całość i nadał im nową jakość. I na pewno odkryjemy coś ciekawego po drodze.

Podróż przez XX wiek zaczynamy od momentów grozy, jeszcze z dzieciństwa, znaczonych czerwonymi pieczęciami komornika, który wkracza do mieszkania. Ale to zło daje się oswoić w bezpiecznej kryjówce pod pierzyną, gdzie narrator chowa się razem z bratem. Jest tu smak pierwszego banana, to nic, że nieco przywiędłego i zgniecionego, jest porcelanowy wazon, który ma dodać biedniutkiemu wnętrzu urody - piękny, ale obcy, więc diabeł kusi do rozbicia go w drobniutki mak.

Są lata dojrzewania, lata wojny, śmierć ukochanego brata zostawiająca niezabliźnioną ranę. "Wy walczyliście z bronią w ręku, my chroniliśmy myśl ludzką" - mówi już po wojnie do studenta partyzanta profesor filozofii. Ale to właśnie pamięć bezpośredniego doświadczenia wojny jest przyczyną skazy, która odbiera emocjom intensywność i zaciera zmysły. "Nie jestem z nikim związany, nic mnie nie obchodzi" - mówi bohater "Nowej szkoły filozoficznej". Nosi w sobie głód uczuć, wielką samotność, gorączkową potrzebę kontaktu z drugim człowiekiem, a jednocześnie jakaś bariera, jak tafla ze zbrojonego szkła, broni mu dostępu do ludzi: "Sam. Myślałem, że człowiek może być sam. Teraz wybiegam z domu, teraz jestem bliski szaleństwa. Teraz biegnę, aby być bliżej ludzi. Jak to dobrze być popychanym, jak to dobrze obracać się w złej, spoconej, niecierpliwej masie ciał. Ach, jestem z wami, jestem na zawsze. Wszystko, co ze mną zrobicie, będzie nas łączyło. Zło i dobro. Tylko nie zostawiajcie mnie samego".

Ten dystans do świata pozostaje, zmysły wciąż są stępione, sygnały z zewnątrz stłumione jak przez warstwę waty zatykającą uszy. Różewicz, który mówi do nas przez te teksty, czuje się pusty wewnętrznie. I - wydawałoby się - nic nie jest w stanie go poruszyć. Nawet Paryż, który przed wojną wydawał się mityczną Atlantydą, nie ma w sobie spodziewanego soczystego smaku. I trudno się z tego rozczarowania, z tej rezygnacji wytłumaczyć: „Przecież nie mogę im mówić, że umieram - bo wyleguję się w łóżku po dobrym obiedzie, a wieczorem wybieram się na »Le mariage de Figaro «„ - mówi Samuel, były więzień obozu koncentracyjnego, bohater „W najpiękniejszym mieście świata". A w kolejnym tekście, „Tylko tyle", Różewicz przywołuje fragment swojego dziennika z 25 marca 1957 roku: „Oglądam to miasto, jakbym tu... jakbym tu trafił po śmierci... W mojej obojętności jest coś nienaturalnego, a może... tylko jestem martwy". W Paryżu po wojnie miał się spotkać z bratem.

Sposobem na powrót do życia okazuje się przywiązanie do szczegółów, konkretów, drobiazgów. W połączeniu z dystansem do świata tworzy znakomite ironiczne opisy. Jak w tytułowej "Wycieczce do muzeum", gdzie zdystansowana narracja miesza się z głosami turystów odwiedzających dawny obóz koncentracyjny w Oświęcimiu: "Tato, a za co tych ludzi tu trzymali? - Cicho być. - Ale ich tu zamknęli w tym bunkrze za karę? - Jak byli niegrzeczni, to ich tu zamykali. I jak ty będziesz niegrzeczna, to też cię zamkną". Albo w innych opowiadaniach, tych, w których autor oddaje głos swoim bohaterom: wzruszającym staruszkom, które cierpią męki niedopasowania do życia, jakie prowadzą ich dzieci, i siwiejącemu podróżnikowi, który podczas swej rzymskiej wyprawy zmaga się z nadpobudliwym współpasażerem w samolocie, nerwowo liczy liry w restauracjach ("Z tego rachunku wynika, że powinienem w przyszłości odżywiać się w większej odległości od Państwa Watykańskiego"), zastanawia się nad największymi problemami świata, żeby nagle spotkać się ze śmiercią, która zaskakuje go zaplątanego w stare teatralne dekoracje.

** Tadeusz Różewicz, "Wycieczka do muzeum", Biuro Literackie, Wrocław 2010



Magda Piekarska
Gazeta Wyborcza Wrocław
9 czerwca 2010