Wymyślaliśmy nową Polskę

Ustrój padł za naszych czasów, byliśmy świadkami tych zmian. Wiedzieliśmy, że to dzięki nam - opowiada Paweł Łysak, dyrektor Teatru Polskiego, w ramach cyklu Gazety "Moje 20 lat wolności"

Miałem prawie 25 lat, gdy nastał rok 1989. Jak się okazało był on dla mnie bardzo ważny, prywatnie i politycznie. W tym roku skończyłem swoje pierwsze studia - filozofię na Uniwersytecie Warszawskim, wziąłem ślub, doczekałem się córki, po raz pierwszy po ośmiu latach emigracji wrócił do Polski mój brat Piotr. Wtedy też zacząłem kolejne studia - reżyserię w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej. Byłem młody, miałem rodzinę, studiowałem to, co zawsze mnie interesowało i wcale nie przejmowałem się tym, że nie mam pracy. 

Co tam matura! 

Dla mojego pokolenia wszystko zaczyna się w roku \'80. Był to czas ogromnego entuzjazmu, politycznej świadomości i społecznej energii. Wtedy nietrudno było aktywnie działać. Wszystko się działo na naszych oczach. Wystarczyło wyjść na ulicę i zostać spałowanym. To było takie autentyczne. 

Kształtowały mnie tajne komplety, związek z harcerską Błękitną Czternastką i działalność w samorządzie uczniowskim. Razem z rówieśnikami przygotowywaliśmy się na wypadek stanu wojennego. Organizowaliśmy punkty kontaktowe, po piwnicach porozkładaliśmy rowery, które mogły być potrzebne na wypadek szybkiego wyjazdu. Czuliśmy, że stan wojenny nadejdzie i mieliśmy dokładny plan, by odpowiednio zareagować. Ale były i inne zmartwienia: przed sobą miałem wizję niezdania matury. Działałem aktywnie w samorządzie uczniowskim, co nie podobało się władzom szkoły. Dyrektor zagroził mi, że nie dopuści mnie do egzaminu. Ale szczerze mówiąc, właściwie nic sobie z tego nie robiłem. 

Biznes na skróty 

Na UW ciągle rozmawialiśmy o polityce, o tym, jak będzie wyglądała nowa rzeczywistość. Wierzyliśmy, że zmiany nastąpią. Pod koniec lat 80. zaangażowałem się w grupę ludzi związanych z Jackiem Kuroniem. Razem wymyślaliśmy nową Polskę. Po czasie walecznym przyszedł nurt okrągłostołowy, pełen nadziei. W 1989 r. byłem mężem stanu przy wyborach. Wtedy byłem już po swoich pierwszych studiach i widziałem, jak każdy układa sobie życie. Wszyscy bardzo rzucili się na konkretne zajęcia. Tak łatwo można było realizować pomysły. Na przykład Janusz Palikot, kolega z roku, który na studenckich imprezach jako jeden z niewielu zamiast piwa chciał pić wino i bezskutecznie szukał go po całym mieście, postanowił później zrobić interes właśnie na winach. W tamtych czasach Polacy nie mieli dostępu do tego trunku, zaczął więc go sprowadzać. I zrobił na winiarstwie wielki biznes. 

Wtedy można było błyskawicznie zarobić fortunę w nowo powstających spółkach. Takie drogi, które ludzie przechodzą na Zachodzie latami, przechodziliśmy w Polsce na ukos. Wszystko było na wyciągnięcie ręki. Rzeczywiście, pieniądze leżały na ulicy, wystarczyło po nie sięgnąć. Pamiętam, że do mnie ktoś przyszedł i zaproponował mi, żebym został dyrektorem PKP. Ale się nie zgodziłem. Moim życiem już wtedy był teatr.

I że nie będzie obcego wojska 

W 1989 r. poczuliśmy, że nadszedł nasz czas. Świat zmieniał się wtedy dosłownie z dnia na dzień. Wszystko toczyło się błyskawicznie. Jednego dnia były puste półki, drugiego dnia już pełne kolorowych towarów, które wcześniej widzieliśmy za granicą. Żeby zdobyć Bobo Fruity dla mojej starszej córki, która urodziła się w 1987 r., musiałem od 6.30 stać w kolejce na ul. Racławickiej w Warszawie. Rzucali je tylko w środy, przed moimi zajęciami na uczelni. Gdy urodziła się druga córka, wszystko było już inne, normalne. 

To ewenement na skalę światową, że taki przewrót dokonał się bez rozlewu krwi. 

Przez te ostatnie 20 lat stało się coś, co było dla mnie kiedyś bardzo utopijne: że nie będzie radzieckiego wojska w Polsce, że będziemy w Unii, że mam w domu paszport i pełen dostęp do informacji. 

Trzy szufladki Spinozy 

Wolność w życiu jest najwyższą wartością. Dla mnie wolność to dostęp do wiedzy, do informacji. W połowie lat 80. pojechałem w odwiedziny do mojego brata, który mieszkał wtedy w Kanadzie. Poszedłem tam do biblioteki i przeżyłem szok. W bibliotece UW mogłem znaleźć najwyżej kilkadziesiąt fiszek z materiałami o Spinozie, a w Toronto trzy szufladki z tytułami! Bałem się, że wrócę do kraju, w którym nie będę mógł się rozwijać. Ci, którzy nie zaznali problemu z wyjeżdżaniem i dostępem do informacji może tego nie czują. Kiedyś też myślałem, że gdyby Polacy mieli paszporty w domu, ciągle by jeździli. A gdy ten paszport jest, nie ma już takiej chęci do wyjazdów.

Wtedy byliśmy my i oni 

Jestem patriotą. Bardzo czuję odpowiedzialność za to, co jest dokoła mnie. Nie do końca rozumiem, czym jest naród. Mam za to poczucie więzi z ludźmi, miejscami. Czuję odpowiedzialność za to, co buduję: rodzinę, miasto teatr. Podoba mi się patriotyzm, który polega także na tych prostych rzeczach jak kasowanie biletów, płacenie podatków.

Czego mi teraz brakuje w Polsce? Poziom polityki, debaty, ludzi obecnych w życiu publicznym spada. Mieliśmy poczucie, że wolna Polska będzie krajem ludzi światłych, mądrych, najlepszych. Wtedy to byli Moczulski, Kuroń, Michnik. Lewa, prawa strona nie miała znaczenia. Te podziały nastąpiły później. Wtedy byliśmy my i oni. Zawodem jest też dla mnie rola Kościoła. Był kiedyś miejscem autentycznych spotkań, wolności i łączył ludzi. Gdy wybrał drogę władzy, stracił to, co oferował.



not. Michalina Łubecka
Gazeta Wyborcza Bydgoszcz
11 kwietnia 2009
Portrety
Paweł Łysak