Wypalanie

Pamięć jest niezwykle giętką maszyną do przyjmowania informacji, układania. Potrafi aranżować wydarzenia tak, iż wydają nam się pięknymi wspomnieniami lub koszmarami. Dlatego może należy powołać się na zbiorową pamięć - skrzętnie odtwarzane wydarzenia, skrzętnie tworzoną historię.

„Całopalenie” jest niezwykłym dramatem, opowiadającym historię społeczności, która uformowała się przez traumatyczne doświadczenie – śmierć w wypadku chłopca o imieniem Edgar. Siła tych więzów jest nie do przerwania i nie do wytrzymania. Ta grupa próbuje opowiedzieć historię o własnym rozpadzie i zniszczeniu. 

Reżyserka potraktowała tekst nie jako psychologiczne studium post traumatycznej społeczności, lecz jako portret pamięci, która szereguje wydarzenia, emocje. Poszczególne postacie prócz relacjonowania, zostają ciągłymi świadkami, komentatorami scen. Gdy Rabe Kruk mówi swój monolog słychać przytyki, śmiech siedzących z przodu, częściowo na widowni postaci. Daje to podwójny efekt – nie daje zanurzyć w powadze tekstu o wyobcowaniu, nietolerancji, nie pozwala na współczucie. Jednak pokazuje najpełniej tragizm sytuacji poprzez niemożność odejścia, odrzucenia piętna nazw - obcy, Arab, zmuszając do akceptacji roli ofiary. 

Wszystko jest odegrane w białej przestrzeni i na kilku podestach – wielościanach, jeden z nich jest podświetlany. Sytuację, opowieść tworzy obecność postaci, bohaterów. Mówią wprost do publiczności, szukając z nią kontaktu, dzieląc się opowieścią. Zależy im na przekonaniu, przekazaniu, zainteresowaniu jak Piotrkowi, gdy opowiada o perypetiach z psem i Olafem. Powaga to rzecz niechciana, dlatego przerywana jest niekiedy naiwnie wesołymi scenkami jak taniec Karoliny i Rebe, ze znaczącym tekstem o ogniu i miłości. 

Dystans zawarty w dramacie Dei Loher, poprzez relacjonowanie przez niby-wspólnotę, konstrukt zbiorowy, pewną świadomość, został w spektaklu pogłębiony z uwagi na nierealność psychologiczną. Widzimy, jak wszystko staje się psychodramą z przymrużeniem oka, niekiedy ten dystans do niczego nie prowadzi, lecz niekiedy uderza w widza. Gdy Edna opowiada o wcielaniu się w profile postaci, wchodzeniu w ich psychikę, gubi się w niej i następuje dezintegracja jej osobowości. Tworząc sytuację zamachu odliczania podnosi napięcie, gdy ostatnie słowa zostają przez nią wykrzyczane, gaśnie światło i słychać wybuch szampana. Śmiejąc, Edna przyłącza się do celebracji. Szale tragikomedii chyboczą się nieustannie, podważając ciągle i wyrywając z utartych sposobów reagowania, przeżywania.  

„Całopalenie” w Teatrze Nowym staje się zbiorowym tworzeniem historii, może zafałszowanym, może prawdziwym. Jedyny świadek poświęca się dla dobra wszystkich i ich pamięci. Gdy zginie nie będzie można już dowiedzieć się czyją jest wina, ani też nie będzie w stanie podważyć opowieści, będąc fizycznym wyrzutem. Dokonanie ofiary, zrzucenie przeszłości jest krótkim błyśnięciem flesza. Nie ma rozwlekle psychologicznie głębokich scen, wszystko dzieje się szybko, a decyzja jest mrugnięciem oka. Potem jest tylko taniec, może rytuał zamknięcia, dopełnienia ofiary, może drwina z życia, bólu. Postacie dążą do samounicestwienia, ucieczki przed sobą opowiadając o tym z uśmiechem i satysfakcją. Uczucie dysonansu poznawczego nie opuszcza widza po skończeniu spektaklu.



Justyna Stasiowska
Dziennik Teatralny Kraków
29 kwietnia 2009
Spektakle
Całopalenie