Wypowiedziane

Dwie pary małżeńskie, dwie, a właściwie cztery zdrady. Przypadek czy też los sprawia, że zdrada dokonuje się niejako na krzyż. Można by rzec, że dzieje się jak w bulwarowej komedyjce - zamieńmy się mężami (żonami). Ale cała opowieść - choć zaznaczono w niej element gorzkiej komedii - bynajmniej nie jest do śmiechu. I choć wymiar zdrady zdaje się różny - nieważne, czy dokonuje się fizycznie, czy tylko psychicznie

Bo za każdym razem obnaża rany, które małżonkowie nosili już w sobie od dawna. Przyczyny ich powstania też wydają się różne - komuś brak jest czułości, komu innemu uznania w oczach partnera i poczucia wartości, ktoś tęskni za pieszczotą, ktoś za zwykłym zainteresowaniem - lecz zawsze jest to jedna, ta sama przyczyna. To niewypowiedziane - zabite przez nadmiar słów, przez słowa prostackie, chamskie, ale też i przez milczenie, zimne, obojętne. Niewypowiedziane - słowa. Na które nie mamy czasu, odwagi, siły. I za którymi tęsknimy...

Jolanta Danejko przygotowała swoje przedstawienie na podstawie cenionej i nagradzanej sztuki Andrew Bovella Językami mówić będą. Z australijskiego oryginału, o ile można się domyślić, zachowała fabułę, większość dialogów i tzw. przesłanie. Wygląda jednak na to, że o ile u Bovella do tego przesłania dochodzimy stopniowo, przez groteskowo-smutny ciąg zdarzeń, w wyniku których ujawniają się motywy oraz pogłębiają wizerunki dwóch małżeńskich par, o tyle u niej to przesłanie niejako... przesłania obyczajową, rodzajową stronę dramatu, ale i jego warstwę psychologiczną. Relację między postaciami cechuje tu raczej egzystencjalna zaduma niż rzeczywista rozpacz czy głód uczuć.

Sprawia to, że nowy spektakl Kany nie budzi emocji. Celebrując wpisaną w tytuł ideę - i na różne sposoby teatralne wypowiadając to, co przecież zgodnie z nią "niewypowiedziane", daje wrażenie sztuczności raczej, zagadania właśnie - czasem słowami, częściej inscenizacyjnym wielosłowiem, manierycznością - najważniejszego: potrzeby miłości. Która stanowi przecież źródło dramatu. Dramatu braku porozumienia, zrozumienia - z każdej strony tego małżeńskiego czworokąta.

Zgoda, Danejko potraktowała sztukę Bovella jako uniwersalną przypowieść. Osłabiła świadomie warstwę dramaturgiczną, wzmocniła poetycką. Tyle że nie udało się jej zachować w tej mierze równowagi. "Niewypowiedziane" - zaczynające się z nerwem, zapowiadające jako żywa, współczesna, lecz i zakorzeniona głęboko w naszej kulturze historia, która może się zdarzyć każdemu - dość szybko zmienia rytm, spowalniając go i odgrywając poszczególne sceny z namaszczeniem, które prędko zaczyna nużyć. Na dodatek przydając im symboliki tak nachalnej (wspomnę tylko białe i czerwone suknie, w które stroją się i które z siebie zrzucają - wyrażając tym samym swoje "niewypowiedziane" - bohaterki spektaklu), że osłabiającej, dyskretną przecież w założeniu, wymowę całości.

Za dużo tu pauz, które mają znaczyć Milczenie, za dużo pustki, która, owszem, ma sens mataforyczny, ale scenę niepotrzebnie wychładza, oddala od widza. Aktorzy Kany radzą sobie jak mogą z zadaniem, które byłoby trudne, a i niewdzięczne (nadmiar symboliki, niedobór psychologii), i dla najlepszych, profesjonalnych aktorów. Nie zawsze mogą. Gorzej udaje się to panom (Hubert Romanowski, Piotr Starzyński), bo i mają trudniej - mężczyźni z Niewypowiedzianego sprawiają wrażenie pretensjonalnych bufonów i nieudaczników. Role kobiece są bardziej naturalne, bliższe codzienności, toteż Bibiana Chimiak i Karolina Sabat znajdują dla nich czasem szczery, żywy ton. Ale między parami "nie iskrzy", ich dramat ślizga się po powierzchni - już nie tyle słów, ile samego przedstawienia. Które staje się przez to raczej... wypowiedziane - że nawiążę do tytułu - niż budzące refleksję.

Szkoda, bo spektakl Danejko ma potencjał. Ciekawym, nośnym inscenizacyjnie - zamykającym w ironiczny cudzysłów wiele kwestii tej opowieści - jest np. postać grana przez Dariusza Mikułę. Niedomknięta jednak jako pomysł i nie w pełni przez to wykorzystana. Może gdyby przydać jej - jako narratorowi, sprawcy, bohaterowi - znaczenia i Niewypowiedziane nabrałoby do siebie dystansu, lekkości, ostrości?

Potencjał tkwi też w kameralności nowej premiery Kany (minimum scenografii: materac, krzesło, w tle - ekran dla tylnej projekcji). W napiętej uwadze, która go buduje, czuje się energię, potrzebę istotnej intymnej rozmowy. Ta energia (i dowcip! cierpki, momentami przykry, ale celny) - emanuje też z niektórych scen zbiorowych. Zarówno tych, w których gwałtowne, a czasem i wulgarne słowa stają się pozorem kontaktu między bohaterami, pogłębiając przepaść między nimi, jak i tych, gdy panuje cisza, a słowa-atrapy - pojawiające się na ekranie komunikaty SMS - bolą tak, jakby ktoś wykrzykiwał swoją samotność.



Artur D. Liskowacki
Kurier Szczecinski
20 kwietnia 2011
Spektakle
Niewypowiedziane