Wyrąbany cień wiśniowego sadu

- Blisko nam do Irlandii, ponieważ i my, i ona leżymy na obrzeżach cywilizacyjnych mocarstw. Mentalnie tkwimy jednocześnie i w przywiązaniu do starego porządku, i w równie silniej tęsknocie do zmiany. To nasz wspólny dramat: pragnienie posiadania domu, który się sprzedało - mówi ANNA AUGUSTYNOWICZ, reżyserka i dyrektorka szczecińskiego Teatru Współczesnego, przed polską prapremierą sztuki Franka McGuinessa "Greta Garbo przyjechała".

Justyna Jaworska, Dialog: W kwietniu w Teatrze Współczesnym w Szczecinie zobaczymy premierę sztuki "Greta Garbo przyjechała" w pani reżyserii. Co panią w tym tekście najmocniej ujęło?

Anna Augustynowicz: - Od kiedy pomyślałam poważnie o wystawieniu "Wiśniowego sadu", prześladuje mnie jego wyrąbany cień. W ubiegłym sezonie sztuka "Na początku był dom" Doris Lessing1, którą robiłam w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku, teraz McGuinness i "Greta" pozwalają mi potykać się o korzenie po wyrębie - nie całkiem, jak się okazuje, zmurszałe.

Rzeczywiście, sporo tu z Czechowa, zwłaszcza w portrecie rodziny tracącej dom, ale wizyta tytułowej bohaterki jest chyba z innego porządku?

- Niekoniecznie. Greta Garbo jest uosobieniem tęsknoty współczesnego człowieka do iluzji: "być jak Greta Garbo", choćby pławić się tylko w blasku jej boskości. Jest w istocie tym samym, co nostalgia, pragnienie "wiśniowego sadu".

Czy to dlatego rolę Grety w przedstawieniu zagra mężczyzna?

- Greta otwiera horyzont nowoczesności, zdaje się całością: boskim połączeniem "andros" i "gyne", które w Europie po zniszczeniu starego porządku wydawało się i chyba ciągle wydaje się łatwe i możliwe. Kobieta ciągle jednak pozostaje w naszej kulturze kreacją "z Adamowego żebra", dlatego do roli Grety zaprosiłam Macieja Wierzbickiego. W konstrukcji utworu postać Grety funkcjonuje jako "obcy", który wraz z pojawieniem się na scenie dramatu pozwala odkryć prawdę o jego uczestnikach.

To może być niezwykle, tym bardziej, że Maciej Wierzbicki uderzająco przypomina aktora Svena Gustafsona, brata gwiazdy. Czy nie boi się pani jednak, że publiczność odbierze to głównie jako kampową przebierankę?

- Świat, który powstanie na scenie, pragnę zbudować z perspektywy Paulie Hennessy, którą zagra Beata Zygarlicka. Z jej subiektywnego odczucia utraconego domu powstanie nowy obraz rodzinny. Z jej tęsknot pojawi się zatem postać Grety, z którą w podświadomości Paulie potrzebuje się zmierzyć. Sceny "dotykania włosów" oraz "próby tanga" powinny otworzyć widzów na odczuwanie seksualności rodzącej się w przestrzeni wciąż zdominowanej przez pamięć, w pejzażu "mentalnej schedy" po umarłym patriarsze, ojcu Paulie. Ten subiektywny sposób powoływania świata powinien ustanowić konwencję pomiędzy aktorami i publicznością, która, mam nadzieję, pozwoli widzom zaakceptować postać Grety stworzoną przez mężczyznę.

W sztuce postać słynnej aktorki jest trochę potworem, co potwierdzają biografie. A przecież fascynuje. Jak rozwiązać zagadkę "szwedzkiego sfinksa "?

- "Być jak Greta Garbo" jest być może naszą podświadomą tęsknotą do bycia potworem? Podczas prób, przypuszczam, będziemy przybliżać możliwe rozwiązania tej zagadki po to, by aktor wcielający się w "szwedzkiego sfinksa" mógł obudzić taką tęsknotę w wyobraźni widza. Moim zadaniem jest pomóc mu dochować tajemnicy Grety Garbo.

Szwecja wcale nie była cywilizacyjnym centrum, a przecież Greta Garbo jako Europejka często dawała Amerykanom (a w tej sztuce - Irlandczykom) odczuć ich prowincjonalność. Może najciekawsze zjawiska rodzą się właśnie na obrzeżach?

- Za prowincjonalne uważamy zachowania ludzi, którzy patrzą w górę, ku tym, którzy osiągnęli szczyt drabiny społecznej. Zachowania tych z góry odkrywają im prawdę o ich położeniu i uruchamiają energię dumy i ambicji. Albo kompleksów. Owa energia powoduje, że scena dramatu z płaszczyzny poziomej staje się chybotliwą równią pochyłą. Niezależnie, z czyjej patrzymy perspektywy, równowagę wyklucza już sama siła pożądania. Płaszczyzna pozioma wydaje się utopią, może i dlatego, że "wieczna kobiecość ciągnie nas wzwyż".

A czy Polacy, w swojej narodowej dumie i kompleksach, które też generują rodzaj chybotliwej płaszczyzny, nie przypominają przedstawionych tu mieszkańców irlandzkiego Donegal?

- Obserwujemy rozpad duchowej więzi Europejczyków. Taka Europa, której resztki nosimy w sobie, być może wkrótce stanie się już niemożliwa. Ciekawie pisze o tym Marcin Król. Blisko nam do Irlandii, ponieważ i my, i ona leżymy na obrzeżach cywilizacyjnych mocarstw. Mentalnie tkwimy jednocześnie i w przywiązaniu do starego porządku, i w równie silniej tęsknocie do zmiany. To nasz wspólny dramat: pragnienie posiadania domu, który się sprzedało. Być może za chwilę sama Europa stanie się obrzeżem nowej cywilizacji, starą prowincją nowego świata. I nie będzie to wynikało wyłącznie z ekonomicznych przyczyn.

Ostatnio robiła pani filozoficzną tragedię Camusa, teraz praca nad "Gretą... " to chyba całkiem inny ton. Choć może raczej kontynuacja?

- W istocie przeskok od "Kaliguli" do "Grety" nie jest aż tak olbrzymi. Kaligula to osoba dramatu, która ma tragiczną świadomość możliwości władzy człowieka nad drugim człowiekiem. Dokonuje deziluzji własnej natury. Gra aż do końca. Greta nie jest osobą dramatu: stworzyła iluzję własnej osoby i wycofała się z gry. Kaligula stanowi biegun gorąca w chłodzie marionetek ludzkiego systemu. Greta - to biegun zimna wśród rozgrzanych temperamentów. Kaligula płacze, Greta się śmieje.

A jaki świat zobaczymy tym razem na scenie? Spodziewać się minimalistycznej scenografii?

- Najbardziej interesuje mnie pavo cristatus, paw królewski - duży ptak grzebiący z rodziny kurowatych. Duma, która przechadza się po opłotkach. Nie umiem jeszcze nazwać fizyczności przestrzeni, której aurę wyznaczają kolory pawiego ogona.

1. Druk. w "Dialogu" nr 10/2001

***

Anna Augustynowicz - reżyserka, od 1992 roku dyrektorka artystyczna Teatru Współczesnego w Szczecinie, gdzie przygotowuje polską prapremierę sztuki Franka McGuinnessa "Greta Garbo przyjechała".

Frank McGuinness (ur. 1953) jest jedną z najważniejszych postaci współczesnej literatury irlandzkiej, autorem ponad dwudziestu dramatów i kilku tomów poetyckich. Często zwraca się uwagę, iż McGuinness, odwołując się do historii Irlandii, potrafi kreślić jej współczesny portret - nie tyle nostalgiczny, co ukazujący dzisiejsze kompleksy Irlandczyków i poszukiwania nowych wartości. Drukując jego sztukę "Skrzeczenie srok" ("Dialog nr 2/2011), opublikowaliśmy także artykuł Justyny Jaworskiej "Pięć niełatwych utworów", w którym autorka zaprezentowała sylwetkę McGuinnessa i omówiła jego pięć ważnych sztuk. W tym samym numerze "Dialogu" Michał Łachman naszkicował panoramę współczesnego dramatu irlandzkiego wpisując w nią również Franka McGuinnessa.



Justyna Jaworska
Dialog
5 kwietnia 2013