"Wyzwolenie". Forma kliknęła z treścią

Spektakl "Wyzwolenie" według Stanisława Wyspiańskiego, wyreżyserowany przez Radka Rychcika w Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie, buduje zaskakującą siatkę skojarzeń.

Dramat o polskości i powinnościach sztuki przeniesiony został w rzeczywistość szkoły. I pomysł ten wydaje się trafiony - Konrad (Rafał Dziwisz) w tym wypadku staje się nauczycielem polskiego, a raczej polskości.

Jest figurą polskiego inteligenta zlewającą się w jedno z postaciami pedagogów z amerykańskich filmów (jak kreowany przez Robina Williamsa John Keating ze "Stowarzyszenia Umarłych Poetów" albo Jonathan Shale z "Belfra", grany przez Toma Berengera). Próbuje tchnąć w swoich uczniów nowego ducha, otworzyć im oczy na otaczający świat. I wszystko mówi Wyspiańskim, połączonym z "Buszującym w zbożu" Salingera.

Dramat o wyzwalaniu się z polskiej gnuśności zestawiony został z klasyką literatury amerykańskiej, książką, w której główny bohater rusza w podróż w poszukiwaniu siebie i swej tożsamości. Wydaje się to ciekawą paralelą. A tekst Wyspiańskiego momentami wybrzmiewa nadzwyczaj aktualnie (np. dyskusja o powinnościach polskiego rządu względem kobiet).

Jeśli coś wydawać się może nieco przesadzonym trikiem, to wtręt o Holokauście. Choć rozumiem chęć nałożenia filtrów z innych czasów, by sprawdzić, jak po traumach XX wieku zmienia się (a raczej nie zmienia) polski zestaw wad, w tym wypadku raczej nie wydaje się to skutecznym zabiegiem. Także niektóre sceny z Wyspiańskiego brzmią nieco sztucznie w scenerii szkoły. Może - decydując się na taką formę - trzeba było jednak nieco skrócić tekst? Wystawianie tego dramatu bez skreśleń jest zabiegiem ambitnym, ale ryzykownym. W przypadku znakomitego pomysłu Rychcika jednak nie zawsze się sprawdza.

Na uwagę zasługuje muzyka - transowa, wibrująca, wciągająca. I takie też są niektóre sceny - z powtarzalnymi gestami, budującymi sytuację wiecznej niemożności. Jakby chocholi taniec z "Wesela" toczył się tym razem w rytmie "Tanga" Zbigniewa Rybczyńskiego.

Radek Rychcik to ryzykant. Jego nieortodoksyjne wystawienia klasyki literatury polskiej zestawione z popkulturowymi odnośnikami bywają mniej (jak "Wesele") lub bardziej (jak "Dziady") udane. Mam poczucie, że mimo wspomnianych niedoskonałości "Wyzwoleniu" bliżej do tego drugiego przypadku. Mimo wszystko forma kliknęła z treścią. A przy tym widać świeżość i energię zespołu aktorskiego.



Łukasz Gazur
Dziennik Polski online
14 lutego 2017
Spektakle
Wyzwolenie