Z energią i zawziętą determinacją

Kilka wieków temu w Europie strach przed czarami doprowadził do polowań na czarownice i egzekucji. Ponad 70% oskarżonych to kobiety, głównie wdowy i stare panny, za którymi nie miał się kto wstawić. Anna Gőldi jest uznana za ostatnią czarownicę w Szwajcarii. Była torturowana i następnie stracona przez ścięcie w 1782 roku w Glarus, a 226 lat po swojej śmierci, w 2008 roku uniewinniona przez szwajcarski parlament.

Zainspirowana tą historią Cathy Marston, będąca w tym czasie dyrektorem artystycznym baletu w Bern, we współpracy z reżyserem i dramaturgiem Edwardem Kempem, po raz pierwszy wystawiła oparty na tych wydarzeniach spektakl trzy lata temu w Szwajcarii. Angielska premiera miała miejsce miesiąc później w Londynie w Linbury Studio Theatre.

Pochodząca z biednej rodziny czterdziestosześcioletnia Anna wstępuje na służbę jako pokojówka w domu rodziny Tschudi w Glarus. Rok później jest zwolniona pod zarzutem wrzucenia igieł i gwoździ do szklanki mleka, którą podobno podała ośmioletniej córce państwa Tschudi, Annamiggeli. Krążyły jednak również plotki o jej romansie z dr. Tschudi.

Jako cudzołożnica nie mogła pozostać wśród lokalnej społeczności. Kiedy jednak Annamiggeli jakoby zaczyna wymiotować igłami i gwoździami, Gőldi jest wezwana z powrotem do miasta, żeby uleczyć dziewczynkę. Robi to z powodzeniem, choć nie bez oporów, ale wtedy zostaje uznana za czarownicę i wydana władzom. Reszta jest historią.

Spektakl Marston jest zrealizowany w stylu teatru tańca. Aktorka Beata Niedziela wciela się w rolę Annamiggeli jako dorosłej osoby patrzącej wstecz na swoje dzieciństwo. Kostiumy zaprojektowane przez Catherine Voeffray, mające w sobie nastrój klinicznego chłodu i sterylna scenografia Jann'a Messerli, mająca formę ruchomych metalowych struktur, które przekształcają się w drzwi, pokój i więzienną celę, tworzą poczucie podejrzliwości i napięcia pomiędzy bohaterami sztuki.

Marston intuicyjnie wybrała muzykę okresu baroku, między innymi Vivaldiego i Albinioniego, która odpowiada epoce w której historia się dzieje, podkreślając kontrasty społecznych wydarzeń tamtych czasów.

Chociaż choreografia jest pomysłowa, z wyraźnie określonymi motywami dla solistów i zespołu, to opiera się w dużej mierze na powtórzeniu, co momentami daje wrażenie monotonii i powolności w spektaklu, który i tak rozwija się dramaturgicznie relatywnie powoli.
Przed tancerzami Opery na Zamku spektakl ten postawił kilka wyzwań. Jako mały, osiemnastoosobowy zespół składający się głównie z wyszkolonych w technice klasycznej tancerzy, do tej pory realizował specjalnie dla niego przygotowane produkcje, albo w formie wstawek operowych albo samodzielnych spektakli baletowych.

Przede wszystkim konieczność nauczenia się współczesnej choreografii Cathy Marston zmusiła tancerzy do wyjścia poza sferę komfortu.
Jako sprawczyni i ofiara Anna Gőldi, solistka Christina Janusz w pełni uchwyciła istotę kreowanej przez siebie postaci, pełną ukrytej seksualności rozsadzającej ramy domu państwa Tschudi, a jej duet z Pawłem Wdówką, jako dr. Tschudi, był szczególnie zmysłowy, z płynnymi podniesieniami i momentami potężnej bliskości, które rzeczywiście mogłyby zachwiać spokojem każdego ogniska domowego.
Kseniia Naumets-Snarska, jako małomówna, nieakceptująca matka Elsbeth, była w swojej roli pewna i chociaż zapewne nie było to dla niej łatwe zadanie, to jako postać potrafiła wywołać współczucie i szacunek.

Karolina Cichy-Szromnik stworzyła przekonujący portret widocznie zaburzonej córki.

Występując znowu w niedawno odnowionym zamku znajdującym się na szczecińskiej starówce, tancerze zostali drobiazgowo przygotowani i poprowadzeni przez asystentkę Marston, Jenny MacGregor, stając na wysokości zadania i podążając w nowym kierunku z energią i zawziętą determinacją, które spotkały się z uznaniem zachwyconej publiczności.



Alison Kent
Dance Europe
22 października 2016
Portrety
Cathy Marston