Z Mrożkiem o polityce

"Policja. Noc Zatracenia" łączy ze sobą dwa teksty - Sławomira Mrożka i Andrzeja Saramonowicza. Spektakl portretuje zawiłości władzy i zwraca uwagę na niebezpieczne skutki romansów z przeszłością.

Pierwsza część to inscenizacja "Policji" Mrożka - sztuki, o której sam autor mówił, że "nie jest metaforą i nie trzeba jej odczytywać". "Policja" została jednak odczytana po raz kolejny na deskach Teatru Polonia i to w sposób godny uwagi. Pierwszy akt to świetnie zagrana przez ekipę Teatru Montownia opowieść o instytucji, która tracąc rację bytu zaczyna szukać dla siebie ratunku i aresztuje własnych ludzi. Drugi akt to już Andrzej Saramonowicz i jego "Noc zatracenia". Policyjne absurdy zostają tu zastąpione absurdami władzy, która prowadzi do unicestwienia świata. Infant, który u Mrożka był jeszcze dzieckiem, jest już dorosłym mężczyzną, który kocha władzę i nie potrafi się nią dzielić.

Oprócz Infanta groteskowy dom władzy zamieszkują: tchórzliwy, acz poczciwy premier rządu aka "Kapciowy" i wszędobylska kucharka, która świetnie zna się na polityce. Kucharka mówi gwarą, co daje komiczny efekt i budzi żywe reakcje publiczności. Jednocześnie jej przerysowana "wiejskość" odwraca niekiedy uwagę od samego tekstu. Jest i trup, choć nie w szafie, a na wózku inwalidzkim. Trup to regent, który stanowi dla arcywładcy bufor bezpieczeństwa. Jak się okazuje niedopełnienie obowiązku pochówku zmarłego będzie miało dla Infanta poważne konsekwencje...

Siłą spektaklu są wyraziste, pełnokrwiste postaci. Nie ma tu bohaterów drugoplanowych, którzy stanowią tło dla reszty - każda postać jest ważna i lśni własnym blaskiem. Inteligentne i zabawne dialogi bawią i angażują do samego końca. Rozbrajające są zwłaszcza sceny, w których premier służy władcy za mebel i podporę do ćwiczeń.

Nie będzie zaskakującym stwierdzenie, że jest to spektakl polityczny, i to wprost odnoszący się do naszego rodzimego poletka. Widz wie dokładnie o kim i o czym mowa, kto jest zły, a kto dobry oraz kogo trzeba się bać. Ten, komu wymowa ideowa przedstawienia jest bliska, ten spędzi miło czas w gronie podobnie myślących. Kto będzie miał odmienne zdanie, no cóż, ten pewnie powinien przeczytać opis sztuki przed kupnem biletu. Spektakl Andrzeja Saramonowicza komentuje, wyśmiewa i przestrzega. I o ile w pierwszym akcie "Policja" robi to z godną Mrożka subtelnością, to w "Nocy zatracenia" metafora jest grubymi nićmi szyta. I jeśli miałabym wskazać na słabsze strony spektaklu, jest nim właśnie ten brak światłocienia. Dosłowność nie zostawia miejsca na wyobraźnię i wyciągnięcie własnych wniosków.

Jednak spektakl jako całość robi bardzo dobre wrażenie. Zestawienie pierwszego dramatu Mrożka z współczesną satyrą na rzeczywistość daje bardzo interesujący efekt. Na scenie obserwujemy wielopoziomowy dialog tekstów kultury. "Rozmawiają" ze sobą nie tylko Mrożek i Saramonowicz, ale także dzieła inni autorów. Mamy tu "Dziady", "Wesele", "Rok 1984", ale i wątki budzące skojarzenia z  "Grą o tron". Jaki jest efekt tych rozmów? Oczywiście Polska w krzywym zwierciadle i nasze narodowe przywary, z którymi sztuka walczy i nie wygrywa od czasów "Trans-Atlantyku". To co w nas wstydliwe i niszczące zostaje unieszkodliwione przez śmiech. W "Policji..." pięknie ujawnia się ta terapeutyczna moc teatru, który otwiera nam możliwość do wyśmiania tego, co w nas niechciane, ale i nieodzowne. Przecież śmiejąc się z "arcynarodu", tak naprawdę śmiejemy się z samych siebie.

A skoro potrafimy się z siebie śmiać, to może jest dla nas nadzieja? 



Teresa Kasprzak
Dziennik Teatralny Warszawa
23 stycznia 2020