Z nudą za pan brat

O tym, że deszczowe dni nie zachęcają do zabawy, zwłaszcza na świeżym powietrzu, pisało i śpiewało już wielu. Doskonale pamiętamy chwile spędzone na liczeniu kropel dżdżu uderzających o parapet okna, czy na przerzucaniu w kółko tych samych kanałów w telewizorze. Co zatem robić, by deszczowe dni obfitowały w zabawę, by były podstawą do kreatywnego spędzania czasu, a także do rozwoju dziecięcej (ale i dorosłej) wyobraźni? Na te pytania odpowiada najnowsza propozycja Teatru Lalka w Warszawie, pt.: "Co słychać", w reżyserii Agaty Biziuk.

Tekst, który Biziuk napisała wspólnie z Agnieszką Makowską w całości obraca się wokół szeroko pojętego tematu nudy. Opowiada o tym, jak się jej nie poddać i co robić, by stała się naszym sprzymierzeńcem. Równocześnie ukazuje odbiorcy nieograniczoność dziecięcej fantazji, natchnionej każdym, nawet najdrobniejszym zdarzeniem.

Na prawie pustej scenie (w przestrzeni foyer teatru), kreowany jest świat dziecięcych zabaw. Jest to kraina, której do rozkwitu wystarczy byle szurnięcie, stuknięcie, przypadkowe skrobanie czy bulgotanie. Te (z pozoru nic nie znaczące dla dorosłego) odgłosy, otwierają bramy niewyczerpanej imaginacji, iluzji i fantazji dziecka. W mgnieniu oka ożywiają światy, w których rodzina Skrobów uprawia dźwiękowo-skrobano-rytmiczny aerobik, stworek Stuk (mieszkający w ręczniku mamy) odbywa wyprawę w góry, a niesforny Szuruch (który ni stąd ni zowąd wychodzi z rozpadającego się kapcia taty) planuje rodzinne wakacje nad morzem. W tej wyobrażonej rzeczywistości rodzice wraz z dziećmi bez trudu odbywają podniebną wycieczkę "bulbolotem", a welon ślubny mamy staje się wzburzonym morzem.

W spektaklu budowanie sielskiej, dziecięcej atmosfery jest zasługą niekończących się pomysłów reżyserki, którym sprzyjają proste animacje komputerowe (Katarzyny Proniewskiej-Mazurek i Michała Sapiehy) i lekka, przyjemna oprawa muzyczna (Mateusza Czarnowskiego).

Na szczególną uwagę zasługuje Magdalena Mioduszewska (w roli Jagody). Ekspresja i temperament tej młodej aktorki przyciąga uwagę wszystkich, a jej wrodzone zdolności aktorskie i naturalna vis comica idealnie wkomponowują się w graną przez nią postać, nie pozostawiając złudzeń co do jej dziecięcego charakteru. Po pozostałych aktorach także widać, że świetnie bawią się zadanymi tematami i bez skrępowania realizują niecodzienne zadania aktorskie. Warto zwrócić także uwagę na dynamiczny i szczegółowo wręcz zakomponowany ruch sceniczny (Anity Podkowy), który wymaga od wszystkich precyzji działań i wyjątkowego skupienia.

Spektakl przeznaczony jest dla dzieci od 1 do 5 roku życia - to dość odważny zabieg, który nie pozostał bez znaczenia i bez konsekwencji. Wychodząc z klimatu spektakli dla najmłodszych Biziuk rozszerzyła swoją rozmowę z widzami aż po dzieci prawie zerówkowe. W rezultacie jest trochę nierówności: potężne partie tekstu mogą rozpraszać maluchy skupione na prostych działaniach i poszukiwaniu pozytywnych emocji, z drugiej strony abstrakcyjne działania sceniczne starszym dzieciom mogą wydać się "trochę niepoważne" (jak podsłuchałem w dyskusji dwóch dziewczynek w trakcie spektaklu); to co w teatrze najnajowszym nie musi mieć pierwszoplanowego charakteru - jak kolejność zdarzeń (nie o treść przecież chodzi) może być źle zinterpretowane przez dzieci starsze (choć dla nas dorosłych absolutnie logiczne - o czym świadczyły spontaniczne reakcje dorosłej publiczności - bo gdy się dziecko nudzi logika zdarzeń nie ma najmniejszego znaczenia, na tym polega zabawa).

Ten mały bałagan powoduje także sam tekst, bo świetnie uchwycone (jakby zasłyszane z dziecięcych kłótni i dyskusji) partie dialogowe (np. rozbrajająca walka na argumenty: Okno mi zabrała!) nagle zamieniają się w rymowanki, i to nie proste przedszkolne wierszyki, ale solidne rymowane dialogi - to trochę za dużo. Zdecydowanie lepsza jest warstwa plastyczna, animacyjna i ruchowa. I oczywiście sam pomysł, bo aż się prosi, by każda rodzina potrafiła się tak wspaniale nudzić.



Karol Suszczyński
Teatr dla Was
23 lutego 2013
Spektakle
Co słychać