Z przytupem

Kurtyna przedstawiająca wnętrze renesansowego pałacu - to pierwsze z czym styka się widz. Obiecuje ona energię, dosadność czy wręcz frywolność, charakterystyczne dla elżbietańskiego teatru. Realizatorzy włożyli z pewnością sporo pracy, aby tę energię na scenie pokazać. Wielka szkoda, że stało się to wbrew tekstowi i właściwie zniszczyło maszynerię dramaturgiczną Webstera. Powstał spektakl nie wiadomo za bardzo o czym. A szkoda

Rozczarowanie przychodzi już w trakcie pierwszej sceny. Reżyser, chcąc pokazać namiętność, rodzącą się między główną personą dramatu - Księżną (dopiero co owdowiałą) a jej zarządcą dworu – szlachcicem niskiego rodu Antoniem, rozpoczyna od zbiorowej sceny tańca całego dworu płynnie przechodzącego w turniej zapaśniczy. Walkę wygrywa Antonio. Zostaje za to nagrodzony przez nieco już pijaną Księżną gorącym agresywnym pocałunkiem (bynajmniej nie na stronie). Pożądanie Władczyni zasugerowane jest niedwuznacznie.

Problem w tym, że świadkiem tego zdarzenia jest cały dwór oraz Ferdynard i Kardynał (bracia Księżnej, krew szlachetna książąt Aragonu i Kastylii). Jacek Głomb, reżyser spektaklu, niszczy na samym wstępie wątek będący źródłem napięcia i osią konstrukcji pierwszych trzech aktów dramatu. U Webstera, gdzie sceny zapasów nie ma, bracia Księżnej nie życzą sobie powtórnego ożenku siostry i choć dowiadują się o jej ukrytym romansie, nie są w stanie przewidzieć kim jest jej wybranek. Napięcie w dramacie tworzą między sobą szpiegowskie wysiłki braci i maskujące posunięcia księżnej. Tu mamy do czynienia raczej z przepychankami, których sensu widz nie pojmuje, skoro od początku wszystko wiadomo.

Owa pierwsza scena pokazuje sposób w jaki została zarysowana postać Księżnej. Opętana pożądaniem kobieta. Pełna emocji i zdecydowanie nadekspresywna władczyni. U Głomba nie jest ona politykiem pełnym klasy, która dokonuje wyraźnego rozdziału pomiędzy tym, co publiczne (gdzie nie ma miejsca ani na przyjaźnie, ani na emocje, a dookoła czekają wrogowie żądni potknięcia) a tym, co ukryte w alkowie (gdzie władca okazuje się pełnowartościowym, cierpiącym i kochającym człowiekiem). Konsekwencją braku takiej granicy jest też brak wyraźnego przełamania w samej Księżnej, kiedy w wyniku dramatycznych wydarzeń przeobraża się z charyzmatycznej władczyni w zastraszoną żonę i matkę (w dramacie jest nim rozmowa z Bosolą w ostatniej scenie trzeciego aktu, gdzie Księżna od nadmiaru emocji pochopnie obdarza zaufaniem szpiega i tym samym niweczy swoją politykę – scena ta obecna w spektaklu staje się zupełnie bez wyrazu). Aktorka gra swoją postać na jednym tonie, zdecydowanie nadużywając emocji i pomijając istotne niuanse.

Kluczową dla tragedii postacią jest Bosola, powracający z galer szlachcic, który za protekcją Ferdynanda zostaje koniuszym księżnej i szpiegiem Ferdynanda oraz Kardynała. U Webstera przechodzi on poruszającą metamorfozę od żądnego zysku wyrobnika, przez targanego wątpliwościami niewolnika własnych zobowiązań, po głównego mściciela demaskującego nieczyste mechanizmy władzy, który „nawrócenie” przypłaca zupełnym osamotnieniem. W spektaklu Teatru Studio to od początku do końca słaby, zastraszony sługus, którego zemsta jest raczej nielogicznym kaprysem rozwydrzonego dziecka, niż czynem męża chcącego odzyskać utraconą godność.

Podobnie nieracjonalną konstrukcją jest w spektaklu Kardynał. U Webstera (świetnie rozumiejącego politykę włoską przełomu XVI i XVII wieku) to młody hiszpański arystokrata. Zniewalająco przystojny, pełen pasji mężczyzna, który jednocześnie wyrasta na genialnego polityka i świadomie wybiera dla siebie pozycję kontrolującej wydarzenia szarej eminencji. W dramacie, choć pozostaje w politycznym cieniu, jest najważniejszy. Tu, grany przez starego aktora, miał może być bliższy współczesnym realiom. Efekt niestety dość przeciętny

Lubieżny starzec (absurdalna scena erotyczna z dwoma bezpruderyjnymi zakonnicami) w miejsce pełnego charyzmy polityka. Zastraszony pionek zamiast myślącego podwładnego, umiejącego skrytykować nawet swojego przełożonego. Te dwa przesunięcia są dla „Księżnej d’Amalfi” w Teatrze Studio charakterystyczne. Zamiast miłości tylko pożądanie, zamiast mechanizmów władzy gierki na  szczeblu gminnym (no, może powiatowym). Może dokonanie takich przesunięć było celowym zabiegiem reżysera? Może chodziło mu o pokazanie za pomocą dramatu polskich realiów? Nie dopatrzyłem się spójnego zamysłu. Żałuję, ale w takiej sytuacji nie bardzo jest z czym dyskutować.

Moją uwagę zwróciło wycięcie większości tekstu i wielu istotnych wątków (zmarginalizowana w spektaklu przyjaźń Delia z Antoniem, postać Julii – kochanki Kardynała) . Realizator musi oczywiście dokonywać takich cięć. Problem w tym, że powstało wiele miejsc, gdzie tekst zastąpiono pełnymi ekspresji aktorskimi pantomimami, które łączy jeden istotny szczegół. Za każdym razem słychać było nieznośny tupot stóp aktorów po za dużej i nieogranej scenie. Krótko: nuda, ale z przytupem.



Michał Rogalski
teatrakcje.pl
6 listopada 2010
Spektakle
Księżna D'Amalfi