Zabrakło chwili na refleksję
Po raz pierwszy z twórczością Nohavicy zetknąłem się, oglądając "Rok diabła" Zelenki. Zapamiętałem przede wszystkim kilkuminutową sekwencję koncertową, w której czeski bard śpiewa "Tak mało mam krwi, a jeszcze mi cieknie z ust" z towarzyszeniem dwóch gitar elektrycznych, perkusji i skrzypiec. Oprócz tego w pamięć zapadły mi: dokumentalna wstawka z koncertu punkowego Killing Joke, ładna dziewczyna w studiu telewizyjnym, przebrana za anioła i dyskusja o tym, czy Nohavica nosi slipy, czy bokserki.Spektakl w Korezie nie zaczął się punktualnie. Była 17.05, a tu ciągle trwało jakieś wychodzenie, rozmowy, aktorzy wciąż jeszcze w "cywilnych" ubraniach. W pewnym momencie miałem wrażenie, że najwyraźniej na kogoś czekamy. Ale na kogo? Zarówno Dariusz Stach, jak i Igor Sebo (pamiętny "Słowak z Pragi" w chorzowskim "Pomalu, a jeszcze raz") zajęli już miejsca na widowni. A może to ten spektakl, który swą obecnością ma zaszczycić sam Nohavica? Czekałem, kiedy w drzwiach pojawi się długowłosy, wąsaty olbrzym, ale nic takiego się nie stało. Zaczęło się przedstawienie. Spuśćmy zasłonę milczenia na tautologiczne animacje, pojawiające się za plecami aktorów, śpiewających "Jaskółko, fruń". Zwłaszcza, że później jest już tylko lepiej. Elżbieta Okupska śpiewa "Wielką wodę", a w tle pojawiają się zdjęcia Hitlera i Stalina. Nie mamy najmniejszych wątpliwości, co do tego, czym był potop, który nagle wdarł się do domu bohaterki. Na końcu woda zabarwia się na czerwono. Ta sama aktorka, wykonując "Szaloną Małgosię", niezwykle lekko stąpa. W tańcu ów bezgłośny ruch jest perfekcyjnie zsynchronizowany z uderzeniem bębna. Kiedy swoim zachrypniętym głosem przejmująco wyśpiewuje historię dworcowej wariatki, będącej niegdyś aktorką, wierzymy jej w stu procentach. Iwona Loranc, którą miałem okazję widzieć w bielskim "Do łez" - najwyraźniej nie chce zostać zapamiętana jedynie jako wykonawczyni "Kinematografii serc" podczas PPA we Wrocławiu. Udowadnia, że jeśli trzeba, potrafi rzucić mięsem. Zresztą, w "Futbolu" soczysty język jest jak najbardziej uzasadniony. Nawet Robert Talarczyk, mówiący do drugiego kibica: "Co ty, kurwa, chrzanisz?!", a po chwili grożący, że mu "jebnie z bani", raczej śmieszy, niż oburza. Inaczej rzecz wygląda w "Milionerach". "Już mnie za stolikiem, kurwa, upychają", "choć na maksa się zesrałem", "przedział śliczny w zajebistym Intercity elektrycznym" - czy w oryginale te fragmenty były równie dosadne? "Myszka Miki" to z pewnością najbardziej przebojowa ze wszystkich dziewiętnastu piosenek. Niezwykle "gęsty" tekst, dynamiczny refren (Dwa łóżka jak dwa kraje dzielą pograniczne słupy / Wzdłuż ozdób na tapecie ciągną się kolczaste druty) i wiarygodne, bardzo ekspresyjne wykonanie. Korezowa wersja w niczym nie ustępuje koncertowemu oryginałowi. Z kolei "Kiedy sobie zdechnę" to popisowy numer Mirosława Neinerta. Samą piosenkę można by streścić w słowach: "Wyrzykowski robi trumnę, a ja jemu gówno umrę". Najpełniej wyraża to w geście Kozakiewicza sam wykonawca. Jest tam miejsce zarówno na typowo czeskie podejście do spraw ostatecznych ("Boże, wiem, że Ciebie nie ma, ale w razie czego"), jak i na lokalne akcenty (szychta). Ledwo za kulisami znika, krztuszący się ze śmiechu aktor, na scenie pojawia się Elżbieta Okupska. Śpiewa a capella, składając obrus. Kontrast jest porażający - w zestawieniu z tekstem o transportach, pasiakach i "stosach trupów wokół jam", poprzednia piosenka brzmiała wręcz nieprzyzwoicie. Wreszcie - utwór tytułowy. Zaśpiewany przez Roberta Talarczyka, jedynie z towarzyszeniem gitary akustycznej. Kameralny, osobisty, bez efektów rodem z "Milionerów". Jeśli czegoś mi w tym spektaklu brakowało - zwłaszcza na początku, to momentu na pauzę, oddech, chwilę refleksji, czy choćby brawa. Bo cóż innego pozostaje w pamięci widzów po spektaklu, złożonym z piosenek, jak nie światło, kostiumy, czy właśnie pojedyncze frazy? Teatr Korez w Katowicach Jaromir Nohavica "Kometa, czyli ten okrutny XX wiek" przekład: R. Putzlacher, T. Muracki, J. Handzlik, J. Legoń, A. Ozga, M. Neinert, R. Talarczyk reżyseria: Robert Talarczyk, Mirosław Neinert scenariusz: Robert Talarczyk scenografia, film i kostiumy: Ewa Satalecka animacja komputerowa: Dariusz Łęczycki aranżacja i nagranie muzyki: Andrzej Minkach choreografia: Artur Fredyk światło i dźwięk: Sergiusz Brożek Obsada: Iwona Loranc, Elżbieta Okupska, Mirosław Neinert, Robert Talarczyk Premiera: 7 kwietnia 2007r.
Tomasz Klauza
Dziennik Teatralny
5 listopada 2007