Żagle zbudować można z blachy i będzie dął w nie wiatr

Dobrze mieć skrzydła ani za małe, ani za duże, ale w sam raz. Czasami skrzydeł nam brak, na szczęście są tacy artyści jak Gérard Schiphorst i Marije van der Sande (Tamtam Objektentheater), którzy przyjechali z Holandii na 4. Międzynarodowy Festiwal Teatru Formy, żeby zaprezentować krakowskiej publiczności „spektakl z pogranicza sztuki scenicznej i filmu animowanego". „Herosi z żelaza i inni..." to niespełna półtoragodzinny spektakl, utrzymany w koncepcji teatru wizualnego.

1.
Stół obciągnięty ciemnym atłasowym płótnem, Marije rozkłada na nim przedmiot zawinięty w pomiętą gazetę - robi to powoli, nabożnie, z majestatem, jakby w środku ukryty był skarb. Nie zrozumie nikt, kto nigdy nie bawił się w poszukiwaczy skarbów będąc dzieckiem, bo na powrót trzeba stać się dzieckiem i oczami dziecka spojrzeć na tę zaczarowaną rzeczywistość. Kapelusz czy wąż, który połknął słonia (jak u Antoine'go Saint-Exupéry'ego), niewielu dorosłych zachowało w sobie tak naiwne i jednocześnie przenikliwe spojrzenie oczu, nie zabarwionych kulturowym kontekstem albo patrzących przez zasłonę kontekstu jak przez półprzeźroczystą tkaninę.

Pewnie wystarczyłaby skrzynka nieco sfatygowanych sprzętów, które w warsztacie ślusarskim niewiele już znaczą, bo je same naznaczył czas - wyeksploatowane i uszkodzone leżą, zajmując miejsce tym bardziej nowoczesnych, które o wiele sprawniej spełniają swoje zadanie w rękach cieśli, ślusarza, czy mechanika.

W warsztacie cudów Schiphorsta i van der Sande, najcenniejsze są sprzęty nikomu już niepotrzebne, zepsute, oszpecone, na pierwszy rzut oka zupełnie nieprzydatne. Trochę jak w baśni Hansa Christiana Andersena „O dzielnym ołowianym żołnierzyku", koniec tych rzeczy jest piękny, zostają przez parę holenderskich artystów zaproszone w świat teatralnej opowieści i ostatecznie okazuje się, że są tak samo piękne jak ołowiany żołnierzyk bez nogi.

„Ta para skrzydeł zwiniętych w nas" – te słowa zupełnie oderwane od miejsca i czasu dźwięczą w uszach - skąd ta reminiscencja, dlaczego druciany kontur ludzkiej postaci namyśl przywodzi mi Tadeusza Śliwiaka, czemu słyszę muzykę Zygmunta Koniecznego? Bo występujący artyści Gérard Schiphorst i Marije van der Sande, takiego efektu nie mogli zaplanować, takiego odbioru zaprojektować. Dwa pióra, kawałek drutu skręcony tak by wyobrażał głowę postaci, ręce ściśle przylegające do ciała i nogi. Myślę, że każdy widz słyszy w sobie inny dźwięk, widzi inną postać, ale desygnat jest ten sam - człowiek. Zatem figurą nadrzędną jest istota ludzka, bez względu na płeć, wiek czy kolor skóry - jakże teatr wizualny jest plastyczny i uniwersalny - pod warunkiem, że to co oznaczone (signifié) i to co oznacza język, znaczące (signifiant) są czytelne dla wszystkich obecnych, w Sali Kopułowej Teatru Groteska, widzów. Przywołana teoria strukturalizmu tyczy się rzecz jasna języka i odsyła do Ferdinanda de Saussure'go, ale nadal nie zmienia to faktu, że język jest tu tylko alegorią sztuki, wszak nazywa, daje wyraz. A czymże jest sztuka, jeśli nie operowaniem środkiem artystycznego wyrazu tak, aby rzeczom dobrze znanym nadać często nowy sens, przedstawić je w innym niż dotychczas świetle.

Dużo w tym wszystkim magii, jednak magia to nic innego jak warsztat doprowadzony do perfekcji, umocowany w talencie, często dość rzadkim i niepowtarzalnym.

Warsztat Holendrów to nie tylko umiejętności, ale także trzy zaimprowizowane „miejsca akcji/gry" - stół pokryty czarnym płótnem, zmyślna konstrukcja znajdująca się po lewej stronie sceny - coś na kształt właściwego warsztatu pracy aktora - animatora rzeczy niepotrzebnych i ekran. Warsztat właściwy składa się ze stołu z umocowaną w blacie przesuwaną taśmą, zasilaną dwiema korbami znajdującymi się od wewnątrz sceny. Nad taśmą, która stanowi właściwie całą szerokość blatu, wyrasta coś na kształt stalowego baldachimu, w który wmontowana jest kamera transponująca obraz, dzieło rąk animatorów, na znajdujący się w centralnej części sceny ekran projekcyjny.

If you rest, it will last, czyli show must go on.

2. Najpierw domy w ośnieżonej dolinie, przypominające te we włoskich czy austriackich Alpach - biel i szarość śniegu, który jest tyleż piękny, co złowieszczy. Groza nie tyle jest wyobrażona, co odczuwalna, schodząca lawina pochłania domy i ludzi, nie niosąc konsekwencji innych, niż zmieniający się krajobraz. Nigdy bym nie pomyślał, że z puszki farby można wyjąc sporą płachtę foli malarskiej, z której tworzyć już można postać, pary postaci, a nawet matkę z dzieciątkiem na rękach do złudzenia przypominającą tę z cerkiewnych ikon. Czyżby Bogarodzica?

Żagle zbudować można z blachy i będzie dął w nie wiatr, wielorybem może być stara rękawica bokserska, a stara pomięta gazeta może być kotem i psem. Szczyty gór stać się mogą dachami domów, a dachy domów szybującymi wysoko ptakami. Stara skórzana kurtka i dwa bycze rogi być mogą orłem dwugłowym albo krukami dwoma.

Trudno powiedzieć czy „Herosi z żelaza i inni..." bardziej są jeszcze sztuką sceniczną czy już stanowią kluczowy etap produkcji filmu animowanego, ale nie idzie o rozstrzygnięcia. Warto za to podkreślić wysoką jakość kompozycji muzycznych i ścieżki dźwiękowej, za którą w spektaklu odpowiadał Gérard Schiphorst i podziękować obojgu artystom za piękny scenariusz i chwile wzruszeń.

Jest jeszcze jedna rzecz, która chyba już na trwałe zapadnie w moją pamięć, tango zszywek (Olega Fateeva). Biała kolista przestrzeń usytuowana na blacie stołu, zamknięta w czarnym kwadracie tła. Marije wrzuca w świetlisty krąg garść odseparowanych od siebie metalowych zszywek. Gérard porządkuje je, przydzielając każdej miejsce i rolę w tym teatrze cudów. W obrębie koła animuje jedną, jedyną zszywkę, do której dołączają się kolejne, by w finałowej scenie tej części widowiska stworzyć nieprzebrany tłum tancerzy, wchodzących na siebie, zachodzących i odbijających partnerów i partnerki, by zginąć w wyobrażonym tłumie.

Próbuję zapamiętać konsekwentnie scena po scenie tę stworzoną przez parę Holendrów opowieść, ale kolejne sceny przekształcają się w inne bardziej jeszcze ulotne i niestałe. Druciany człowiek powiesi się, czy odejdzie z balonikiem? Szubienica czy balonik na sznurku, życie czy śmierć...baw się albo giń... i nie daj się zwieść.

„Herosi z żelaza i inni..." Tamtam Objektentheater (Holandia/ Holland)



Kamil Robert Reichel
Dziennik Teatralny Kraków
27 lutego 2017