Zamiana w zwierzę

Bezludna wyspa to symbol często wykorzystywany w sztuce. Pozwala oddać nie tylko samotność bohatera, ale także bezsilność spowodowaną sytuacją bez wyjścia. Największą tragedią nie jest jednak samo uwięzienie, ale początkowy brak świadomości swojego położenia. Kiedy człowiek orientuje się w sytuacji - jest już za późno. Pozostaje tylko nadzieja, że pojawi się ktoś, kto wyrwie go z tej pułapki.

Bohaterką sztuki „Woda w usta" w reżyserii Leny Frankiewicz jest Viola – młoda dziewczyna, która, w wyniku katastrofy, ląduje na bezludnej wyspie. Brak zajęcia i duża ilość czasu to najlepsze warunki do opowiadania historii, ale ponieważ brakuje słuchaczy, to widzowie będą odbiorcami opowieści dziewczyny. Stopniowo na wyspie pojawiają się pozostali członkowie rodziny, ale nie możemy mieć pewności czy są oni wytworem wyobraźni Violi czy też faktycznie tam przybyli.

Od tego momentu twórcy konsekwentnie i przemyślanie budują w umysłach widzów obraz domu rodzinnego bohaterki. Niespiesznie, krok po kroku odsłaniają przed nami życiorys dziewczyny wychowanej w domu pełnym alkoholu i przemocy.

Na pochwałę zasługuje scenografia Arka Ślesińskiego. Wyspa pokryta piaskiem, na niej dziewczyna, a wokół żółty baldachim, odcinający aktorów od publiczności. Sprawia on wrażenie, że wewnątrz naprawdę jest parno, słońce świeci bez przerwy, a mieszkanka wyspy wciąż zmaga się z uciążliwym upałem. Te przezroczyste żółte elementy zasłaniające świat bohaterki powodują, że jako widzowie jesteśmy współwinni jej cierpieniu – widzimy wszystko i nie reagujemy, zupełnie jak sąsiedzi i rodzina w codziennym życiu. Świadomi tragedii, jaka rozgrywa się za drzwiami sąsiadów, „nabieramy wody w usta" i zachowujemy bierną postawę.

Największy żal budzi w Violi nie agresywne zachowanie ojca, ale postawa matki. Jedynym sprzymierzeńcem jest jej brat, z którym łączy ją bardzo silna więź. Co więcej, Viola i Sebastian to bliźnięta, łączy ich zupełnie inna relacja niż typowe rodzeństwo. Porozumiewają się bez słów za pomocą własnego języka dźwięków, a matkę i ojca traktują prawie jak obcych ludzi. Określenia „Pani Matka" i „Pan Ojciec" sugerują dosyć bezpośrednio, że rodziców i dzieci dzieli duży dystans.

W sztuce obserwujemy jak wiele wysiłku i pracy potrafią włożyć ludzie, żeby zachować pozory. Przecież nic złego się nie dzieje. Mimo, że ojciec pije alkohol i jest agresywny, to przecież jego dzieci co roku jadą na wakacje, nie brakuje im na życie. Taka właśnie jest rola ojca – zapewnić byt i pieniądze, bez potrzeby związku emocjonalnego. Dlaczego nikt nie jest mu za to wdzięczny? Jeśli spojrzeć na ich rodzinę z zewnątrz, to tworzą oni dom pełen miłości i zrozumienia, a wiszące nad sceną lustro, w którym jak w fotografii odbijają się bohaterowie czy wesołe zdjęcia, do jakich pozują, dodatkowo podtrzymują tę iluzję.

Zagadkowa była dla mnie postać brata Violi, Sebastiana. Szczególnie, kiedy nie pojawiał się on na scenie, a był tylko wspomnieniem siostry. Na początku miałam wrażenie, że zginął w czasie katastrofy statku, później jej słowa interpretowałam jako jego samobójstwo. Na koniec myślałam, że popełnił przestępstwo i trafił do więzienia. W każdym z tych przypadków ich kontakt jest mocno ograniczony lub niemożliwy.
Według mnie bohaterowie sztuki nieco za dużo mówią. Kilka razy powtarzają w różny sposób to, co już wiemy. Jeśliby skrócić ich wypowiedzi, byłoby to bardziej naturalne i dawało przestrzeń do grania gestem.

Na wyspie jest bardzo gorąco, bohaterowie są niesamowicie spragnieni, gdy nagle ich oczom ukazuje się źródełko i przepowiednia: „Kto się ze mnie napije zamieni się w zwierzę". Jedynym, który zdecydował się ugasić pragnienie, jest Sebastian. Statystyki wykazują, że wielu synów alkoholików w dorosłości także staje się uzależnionych. Może więc „zamiana w zwierzę" to właśnie wpadnięcie w objęcia nałogu. Może z tego powodu Sebastian oddalił się od siostry, a ona wybudowała wokół tego wydarzenia opowieść, żeby móc jakoś sobie z tym poradzić.

Twórcy przez cały czas trwania spektaklu posługują się metaforą. Nasuwa ona wiele ewentualnych rozwiązań i interpretacji tego, gdzie znajduje się Viola - na bezludnej wyspie czy w domu rodzinnym? Co stało się z Sebastianem? Co wydarzyło się między bohaterami? A przede wszystkim: jaka była w tym wszystkim rola matki i brata? Widzowie zadają sobie te pytania, ale na koniec prawie wszystko podane jest im na tacy. W tle pojawia się ekran, na którym wyświetlane są „zeznania" bohaterów. Może lepiej byłoby zaufać nieco widzowi i uwierzyć, że sam znajdzie rozwiązanie historii pokazywanej na scenie, zamiast tłumaczyć jej sens? Reżyserka spektaklu mówi „Po pierwszej lekturze tego tekstu byłam przekonana, że Viola swojego oprawcę „załatwiła" i cały ten potok słów, który się z niej wydobywa, wypowiadany jest przy okazji „odsiadki". To jednak tylko jedna z możliwych interpretacji". Zgodzę się z tym stwierdzeniem. Spektakl stworzony jest na tyle dobrze, że pojawiają się niezliczone ilości interpretacji, jeśli tylko pominie się końcowe wideo.

Reżyseria: Lena Frankiewicz, autor tekst: Sandra Szwarc, scenografia i kostiumy: Arek Ślesiński, Obsada: Viola – Paulina Wosik, Pani Matka - Anna Kieca, Sebastian – Mariusz Bąkowski, Pan ojciec – Rafał Cieluch.



Teresa J. Wysocka
Dziennik Teatralny Wrocław
6 maja 2022
Portrety
Lena Frankiewicz