Zapolska o kłamstwie

"Po co coś zmieniać, dodawać, kiedy sam tekst wystarczy" - coś takiego powiedziała reżyser Anna Wieczur-Bluszcz po premierze przedstawienia Teatru Telewizji. Państwo mogą zobaczyć efekty tej deklaracji w ten poniedziałek, 19 lutego, w Jedynce TVP. "Żabusia" Gabrieli Zapolskiej.

Aż szokująco brzmi taka deklaracja "zwykłego teatru". Można by rzec "mieszczańskiego". Atmosferę sentymentu do przeszłości podsycił Mateusz Damięcki pojawiający się tu skromnie w jednej scenie. Przypomniał, że jego babcia, aktorka Irena Górska-Damięcka, grała Żabusię przed wojną we Lwowie.

Ta inscenizacja to zaprzeczenie opisywanych przeze mnie niedawno zabaw Marcina Wrony z "Panią Dulską" i "Ich czworo". On przenosił dzianie się, a czasem poszczególne postaci, do nowszych epok, nadając akcji szaleńczy rytm współczesnej popkultury. Tu wszystko jest mniej więcej takie jak w roku 1896. Może poza jedną sceną - quasi-erotyczną - między główną bohaterką a jej kochankiem granym przez Damięckiego. Nie wiem, czy ta sytuacja wyglądałaby tak, a na pewno nie tak byłaby grana. Ale reszta przesycona jest nieco stylizowanym duchem epoki.

I nie odnieśliśmy jednak wrażenia muzeum, a czegoś mocnego, aktualnego. A zarazem mnie znowu wepchnęło to w rozważania o duchu samej Zapolskiej.

Szefowa Teatru Telewizji posadziła za stołem większość obsady, żeby aktorzy opowiadali, co wyczytali ze swoich ról. Aktorka Małgorzata Kocik grająca pryncypialną Manię, siostrę głównego bohatera, natychmiast oznajmiła, jak przystało na postępową kobietę, że niepokoi ją filozofia teścia głównego bohatera (świetny Sławomir Orzechowski) uznającego, że mężczyzna oglądający się za kobietami innymi niż żona nie popełnia zdrady. Że obowiązują go inne normy niż kobiety.

Istotnie ta filozofia doczekuje się krzywego zwierciadła. To nie oznacza wszakże, że zdradzające kobiety doczekują się łatwego wybaczenia. W wielu sztukach Zapolska piętnuje obłudę wynikającą z uświęconych, "patriarchalnych" tradycji. Tu jednak zderzamy się też z obłudą kobiet, które prawo do własnych standardów wywalczają sobie - jak Żabusia - sprytem, grą.

Więcej, mamy również pytanie o cenę kłamstwa, pozornie nieszkodliwego, bo na początku niewyrządzającego nikomu krzywdy. Temat potraktowany serio, całkiem jak w dramatach Ibsena. To skądinąd jedna z najmniej wesołych komedii Zapolskiej. Mało tu "skeczy" jak w "Pani Dulskiej". Dużo łez, omdleń i zwykłej ponurości.

Tak też to zagrano. Arkadiusz Janiczek to dziś jeden z najzabawniejszych aktorów średniego pokolenia, ale jako pan Bartnicki, ojciec rodziny, jest co najwyżej charakterystyczny, w końcówce tragiczny. Kamila Baar-Kochańska tworzy w Teatrze Telewizji kolejną dobrą rolę. Jej Żabusia to postać, która od początku kreuje samą siebie, a jednak w pewnym momencie ją to przerasta. Pozostali są wyraziści, ale nie szarżują. To coraz bardziej dramat, może nawet moralitet. I dlatego współczesny?

Szepnąłem do Małgorzaty Małaszko, szefowej Programu Drugiego Polskiego Radia, że tej Zapolskiej nie sposób było dogodzić. Biła w patriarchat, ale kobiety wyzwolone z więzów drażniły ją także. Była za uczciwością. Należałoby tylko (bagatela!) ustalić, czy istnieje system gwarantujący uczciwość. W sensie ludzkim w finale coś się zacina. Kłamstwo jest bezpieczniejsze od prawdy. Co nie znaczy, że dobre, o czym opowiada wieczna malkontentka. Pisarz powinien być trochę skazany na taką rolę.



Piotr Zaremba
wSieci
22 lutego 2018
Spektakle
Żabusia