Zaspokajanie głodu awangardowych wrażeń
Trwający w Lublinie od czwartku II Międzynarodowy Maat Festival przekroczył półmetek. Pora zatem na małe podsumowanie.Impreza organizowana przez Tomasza Bazana, szefa Teatru Maat Projekt, jest poświęcona realizacjom scenicznym bazującym na języku ciała i ruchu. Nie chodzi tu o tradycyjną pantomimę, ani o klasyczny balet. Artyści zaproszeni na lubelską imprezę najczęściej posługują się miksem środków charakterystycznych dla butoh i tańca współczesnego. Tematy ich wystąpień są natomiast zwykle dość abstrakcyjne.
W zaprezentowanym w czwartek spektaklu "Tańcząca linia" Elżbieta Rojek ze swoją córką Kasią przedstawiły ruchowe studium na temat linii. Kreśliły je wstążkami w przestrzeni scenicznej i węglem na planszy zawieszonej na ścianie. Ten sam temat powrócił w piątek w wystąpieniu Ireny Lipińskiej "Line". Technikami z pogranicza butoh i teatru tańca pokazała ona linię jako zjawisko organizujące świat i życie człowieka.
Justyna Jasłowska w wykonanym w czwartek solo "Sztuka pływania" wykorzystała gesty i ruchy charakterystyczne dla pływaków. Większość z nich mocno przetworzyła lub przynajmniej przerysowała, sprowadzając do karykatury, i dodała sporo elementów kojarzących się z zachowaniem sławnych artystów, szczególnie wtedy, kiedy goszczą oni w rozmaitych widowiskach telewizyjnych. Stworzyła ciekawą satyrę na medialno-celebrycką nierzeczywistość.
Spektakle pokazywane na Maat Festival nie są łatwe w odbiorze. Wymagają od odbiorców dużej wyobraźni i wiele cierpliwości. Tym bardziej zaskakuje wysoka frekwencja publiczności. Okazuje się, że jest w nas spory głód awangardy, sztuki wykraczającej poza ramy oswojonych gatunków.
Jacek Szymczyk
Dziennik Wschodni
27 września 2010