Zatańczyć Szekspira

Ostatnia premiera mijającego 2010 roku w Operze Wrocławskiej należała do zespołu baletowego, który przygotował "Romea i Julię" Sergiusza Prokofiewa w koprodukcji z Teatrem Wielkim w Łodzi. Nieśmiertelna szekspirowska tragedia w muzycznym sztafażu wybitnego rosyjskiego kompozytora jest bodaj aktualnie najlepszym przedstawieniem baletowym wrocławskiej sceny operowej.

Historia dwojga młodocianych kochanków, pochodzących ze zwaśnionych z sobą rodów włoskiego renesansu od momentu wydania przez Szekspira, stanowiła okazję do syntezy sztuk, poszukiwań sposobów przekazu, a przede wszystkim cały czas wzbudzała wzruszenie i jest aktualna po dziś dzień. Co ważne, temat pozostaje wciąż aktualny i uniwersalny. Balet Sergiusza Prokofiewa napisany w ciągu tylko jednego lata 1935 roku, jest jednym z najczęściej wykonywanych dzieł literatury muzycznej. Genialna orkiestracja, bogactwo instrumentalnej barwy i wspaniale rozpisane poszczególne tematy to wszystko, co najpiękniejsze w partyturze. Całość to III akty i prawie 3 godziny muzyki. Opera Wrocławska zaprezentowała wersję skróconą, dwuobrazową, wydobywając z całości najważniejsze i najpiękniejsze części.

Inscenizację  i choreografię powierzono wybitnemu artyście, autorowi kilkudziesięciu realizacji baletowych – Jerzemu Makarowskiemu. Niegdyś był jednym z najlepszych polskich tancerzy, dziś jest autorem wielu interesujących koncepcji tworzonych przez siebie realizacji. W ramach koprodukcji dwóch teatrów wcześniej wizję wybitnego artysty mogli podziwiać widzowie w Łodzi. Przedstawienie „Romeo i Julia” przeniesione na deski Opery Wrocławskiej wzbudziło prawdziwy entuzjazm publiczności i okazało się istnym popisem „odmłodzonego” zespołu baletowego.

Makarowski przez cały czas utrzymuje dynamizm i plastyczność akcji scenicznej. Rewelacyjnie także kreuje jej dwuwątkowość: odwiecznie walczące rody Montecchich i Capulettich oraz płomienną miłość młodych kochanków. Choć wyrażenie emocji tego drugiego wątku mogło wydawać się dość oszczędne i symboliczne, to oglądaliśmy za to żywiołowy pokaz szermierczy na samym wstępie i świetnie zagospodarowane sceny zbiorowe. Jedno, co budzi zastrzeżenia, to przewaga teatru ruchu nad baletem klasycznym. Z drugiej zaś strony, postawienie na widowiskowość pozostaje tutaj znamienne. Istotnym i bardzo dobrym pomysłem było wprowadzenie na scenę postaci Fatum, kreowanej przez Gienadii Rybalchenko. Wykonując rewelacyjnie przygotowane układy pantomimiczne łączył on poszczególne części i zapowiadał zbliżające się tragedie.

Spoiwem koloryzującym i znacznie wzbogacającym treść, były dekoracje i kostiumy Ryszarda Kai. To właśnie na deskach Opery Wrocławskiej równo pięćdziesiąt lat temu podziwiano koncepcje scenograficzne jego ojca – Ryszarda Kai, jednego z najwybitniejszych polskich artystów. Kaja stworzył interesującą, choć oszczędną w formie scenografię. Bawiąc się często gryzącymi ze sobą kolorami, uwypuklił kontrast dwóch skłóconych rodów, a także w niezwykle pięknie zaaranżowanej choreograficznie i scenograficznie scenie balowej  (okazałe żyrandole, świecące na czerwono, oddawały subtelność, ale także przelaną krew). Perfekcyjnie została również przygotowana scena balkonowa. W tym wypadku jeden element scenograficzny posłużył jako balkon, łoże i grobowiec jednocześnie. Ryszard Kaja zaprojektował także bardzo pomysłowe kostiumy.

Nieomal zachwycająco wypadł duet Nozomi Inoue jako Julia i Sergii Oberemok w roli Romea. Ukazali swój cały kunszt tancerski i wykreowali przejmujące i bogate emocjonalnie postacie. Uwagę zwrócił także Oleksandr Apanasenko, jako waleczny Tybalt. Wielkie brawa należą się przede wszystkim dla całego zespołu baletowego, który zaprezentował się bardzo profesjonalnie i zjawiskowo. Dawno nie oglądałem tak rewelacyjnie zrealizowanego przedstawienia baletowego.

Pozostaje jedynie niedosyt, że jest to kolejna produkcja, której towarzyszy muzyka z CD. Pomimo wyboru bardzo dobrego nagrania Boston Symphony Orchestra pod batutą Ozawy, brakowało muzyki granej na żywo i syntezy w relacji orkiestra -balet. Tak zdolni artyści zasługują na to, ażeby mogli współpracować z muzykami. Niestety, jak zwykle, brakuje na takie przedsięwzięcia pieniędzy.

Mając nadzieję  na „lepsze czasy” dla kultury, warto wybrać się  na ten spektakl i podziwiać nieśmiertelną historię  tragicznej miłości.



Maciej Michałkowski
Dziennik Teatralny Wrocław
17 stycznia 2011
Spektakle
Romeo i Julia