Zawsze staram się oczarować widza

Korzystam z przywileju widza, który ma prawo szczególnie zatrzymać w wyobraźni jedną jedyną rolę aktorki, która zagrała ról wiele, i możliwe, że jej zdaniem rola przeze mnie najbardziej lubiana nie jest najważniejszą w karierze.

Recenzent ma obowiązek być obiektywny albo przynajmniej próbować takim być, widz ma prawo obiektywny nie być. Jako widz spośród wielu świetnych kreacji Marioli Łabno-Flaumenhaft wyróżniam jej rolę w Matce Courage i jej dzieciach, rolę Yvette, młodej prostytutki, która ciągnie za matką Courage – naiwna, żywiołowa, niedoświadczona, na swój sposób urocza, uwodzicielska, budząca sympatię. To postać zniszczona i zdeprawowana wojną. W jej osobie u Brechta w dużej mierze kumuluje się spowodowana wojną przemoc.

Spektakl w Teatrze im. W. Siemaszkowej realizowała Katarzyna Deszcz. Premiera miała miejsce 25 listopada 2006 roku. W recenzji Nie ma powrotu z piekła pisałem w „Nowinach": „Yvette w interpretacji Łabno-Flaumenhaft wybrzmiewa szczególnie przekonująco; to kobiece zwierzątko wojną zmaltretowane i zdegenerowane. Postać dopracowana w najmniejszym detalu, naszkicowana precyzyjnie wyrazistą kreską. Oscylująca na granicy wulgarności i liryzmu. Koncentruje uwagę i budzi emocje".

Moje pierwsze spotkanie z aktorstwem Marioli Łabno-Flaumenhaft nastąpiło podczas spektaklu Trzy szkice miłosne Włodzimierza Odojewskiego, który realizował Jacek Andrucki, na Małej Scenie Teatru im. Wandy Siemaszkowej. „Postać Wariatki, którą grałam, została stworzona z tekstów Herberta i powstała w głowie reżysera przedstawienia – Andruckiego. Zachwycił się nią autor sztuki, Odojewski, będący na premierze" – wspomina aktorka. Ta rola zakorzeniła Łabno-Flaumenhaft na rzeszowskiej scenie. W sztuce Odojewskiego grała z Grażyną Nestorowicz, Przemysławem Tejkowskim i Sewerynem Mastyną. Pamiętam premierę 1 października 1994 roku. Plan gry był pośrodku, widzowie siedzieli na scenie i na widowni. Aktorzy wchodzili pomiędzy rzędy krzeseł. Był moment, że Łabno-Flaumenhaft na kilka sekund stanęła przede mną i zagrała do mnie. A grała dziewczynę niepozbawioną uroku, niemniej dewiantkę. Do dzisiaj mam przed oczami tę scenę. Dwoje na wpół przytomnie lekko uśmiechniętych oczu (do mnie, do siebie?) i tę jakąś niespożytą energię i siłę w ich wyrazie i w kruchej postaci. Poczułem się odrobinę nieswojo. Odetchnąłem, kiedy odeszła.

Swoją drogę artystyczną Mariola Łabno-Flaumenhaft rozpoczęła jako aktorka nie w rzeszowskim Teatrze Siemaszkowej, lecz w tarnowskim Teatrze Solskiego, gdzie grała w latach 1986–1994. Z Teatrem Siemaszkowej, w którym gra do dzisiaj, związała się w roku 1994.

Angażuje się ponadto w działalność społeczną na rzecz szeroko rozumianego teatru i Towarzystwa Kultury Teatralnej w Rzeszowie jako gorąca orędowniczka różnych rodzajów sztuki, uznająca jednak sztukę teatru za szczególnie istotną wartość, także jej życia, jego nieodłączny element.
W ciągu 30 lat zagrała ponad sto ról w repertuarze dramatycznym, komediowym i musicalowym. Ważniejsze role w spektaklach: Bal manekinów – Angelika (1986 r.), Zemsta – Klara (1988 r.), Antygona – Antygona (1988 r.), Śluby panieńskie – Aniela (1989 r.), Balladyna – Balladyna (1992 r.), Kandyd – Kunegunda (1993 r.), Wesele – Panna Młoda (1994 r.), Sen nocy letniej – Hipolita, Tytania (1997 r.), Trzy siostry – Masza (1997 r.), Mazepa – Amelia (1999 r.), Jan Maciej Krol Wścieklica – Valentina de Pelline (2003 r.), Mieszczanin szlachcicem – Dorymena (2004 r.), Shirley Valentine – Shirley (2004 r.), Matka Courage i jej dzieci – Yvette (2006 r.), Dziady – Pani Rollison (2007 r.), Sługa dwóch panów – Fryderyk, Beatrycze (2009 r.), Pan Tadeusz – Telimena (2009 r.).

Świetnie odnajduje się w tragediach i komediach, a także w partiach wokalnych. Ceni ją krytyka i publiczność. Widzowie często entuzjastycznie przyjmują jej role.

Wielokrotnie także ja odnosiłem się do jej ról w swoich recenzjach w rzeszowskiej Gazecie Codziennej „Nowiny", a od lat kilku w ogólnopolskim portalu „Dzienniku Teatralnym".

O roli Goplany w Balladynie Słowackiego w reżyserii Katarzyny Deszcz pisałem: „Precyzyjnie buduje postać z erotycznej eteryczności i wdzięku. Łączy je z determinacją i stanowczością. Starannie i dbając o szczegóły dopracowuje każdy detal".

O roli Angeli w Coś w rodzaju miłości Millera w reżyserii Martyny Łyko: „Zapewnia jednym widzom dobrą zabawę kryminalną, innym posmakowanie cudzego, gorzkiego życia w jego wydaniu niespełnionym, a niektórym osobistą refleksję ogólną o takim życiu. Gra kobietę boleśnie osamotnioną, noszącą w sobie dwie tajemnice. Pierwszą, która dotyczy sedna kryminalnej zagadki, drugą, kto wie, czy nie głębszą, związaną z jej powikłaną i obolałą osobowością. W sposób wycieniowany porusza się po skali niedomówień i skutecznie broni swej postaci przed jednoznaczną oceną".

O roli Pani Rollison w Dziadach Mickiewicza w reżyserii Jacka Andruckiego: „Świetnie porusza się na cienkiej granicy patosu. Jeden krok i postać może wybrzmieć banałem. Ale umie zdyscyplinowanie i z wyczuciem zatrzymać się w pół kroku. Dlatego jej Pani Rollison jest tak szlachetna i pełna prawdy. Bowiem u Andruckiego nawet Konrad nie tyle cierpi za miliony, ile cierpi zwyczajnie, jak jeden ze zwykłych ludzi, szukających swojej relacji z Bogiem i bliźnimi".

O roli Młodej Aktorki w Garderobianym Harwooda w reżyserii Jacka Bunscha: „Gra zachwyconą sobą młodą kobietę, w sumie naiwną, chociaż zdecydowaną zrobić wszystko dla kariery. Ani jednego zbędnego gestu i grymasu. Doskonale dozuje emanujące z niej frustracje z powodu niespełnionych marzeń; ambitnie jako postać wybierając karierę w teatrze, czyli coś na styku rzeczywistości i fikcji".

O roli Valentiny de Pelline w Janie Macieju Karolu Wścieklicy Witkacego w reżyserii Jacka Bunscha: „Z temperamentem tworzy postać kobiety przebiegle wyrachowanej. Robi to znakomicie i po witkacowsku, delikatną kreską. Nie kusi jej karykatura, krzywe zwierciadło. Kusi groteskowość Witkacego, która przebija się w jej postaci kunsztownie. To jedna z perełek drugiego planu stworzona oszczędnie i wyraziście".

O roli Maureen w Królowej piękności Martina McDonagha w reżyserii Piotra Bikonta: „Partnerując Lidii Korsakównej, grającej matkę despotkę, swoją rolę starzejącej się i zgorzkniałej córki znakomicie sytuuje na osi kobiecego konfliktu kreowanego z nienawiści i konieczności wzajemnego uzależnienia. Świetnie wykorzystując kontrast zależności między swoją postacią i Korsakównej, wyraziście tworzy postać sterroryzowanej psychicznie przez matkę dziewczyny, która odwzajemnia się jej identycznym rodzajem terroru. Budując spokojnie i rzetelnie pełną prawdy postać młodej kobiety szarpiącej się w rodzinnej i środowiskowej beznadziei niczym w sieci".

O roli Ruth w Oskar i Ruth Ingmara Villqista w reżyserii Wojciecha Zeidlera: „Bezbłędnie i błyskotliwie przechodzi z nastroju w nastrój, by w kolejnej scenie zagrać coś zupełnie innego. Robi wszystko, żeby omotać widza i zniewolić kaskadą błyskotliwych technik aktorskich. Na przemian rezonuje, dramatyzuje, parodiuje. Nawet Ninę Andrycz! Widz się nie nudzi i nie spogląda ukradkiem na zegarek".

O roli Sandry w Owrzodzonym słońcu Alfonsa Vallejo w reżyserii Karola Wiśniewskiego: „Z drobnych detali tworzy niejednoznaczną psychicznie postać Sandry, żony bogatego adwokata. Przejmująco, choć bez ekspresji gra kobietę przegraną, niegdyś podziwianą tancerkę, dla której tamta kariera to już bezpowrotny sen. Kobietę świadomą konieczności utrzymania resztek bylejakiego małżeństwa. W jej postaci od samego początku pod maską apatii jest to coś, co musi znaleźć ujście, i tym ujściem jest zapamiętanie się z przybranym synem. Przypomina panterę, którą zamknięto w klatce, ale nie okiełznano, bo okiełznanie jej jest niemożliwe".

O roli Ariny Pantelejmonowny w Ożenku Gogola w reżyserii Remigiusza Cabana: „Ciotka Agafii, Arina Pantelejmonowna – w konsekwentnie zrealizowanej kreacji Marioli Łabno-Flaumenhaft – jest kobietą twardą, znającą życie i nim zdegustowaną. W gruncie rzeczy znudzoną tą sytuacją starań o rękę swojej siostrzenicy. Czujną, przebiegłą, szorstką i na swoim punkcie nadwrażliwą. Z nieodłączną cygaretką w ustach lub w dłoni, która to cygaretka dodaje jej animuszu, a całej postaci jeszcze większej wyrazistości. A także może służyć podparciu metafory o samotności i izolowaniu się od świata".

O roli Laury w Prawdzie Floriana Zellera w reżyserii Marcina Sławińskiego: „Wysmakowanie i z wielką precyzją tworzy stonowany portret kobiety nieprzeciętnie inteligentnej, dla której kłamstwo w jej życiu jest w sumie tragiczną koniecznością, żeby to życie – nieudane z mężem – z kimś innym było bardziej spełnione. Laura – jak się okazuje pod koniec przedstawienia, którym zaistniał w Rzeszowie nowy Teatr Bo Tak – jest w tej sztuce najbardziej w kłamstwo uwikłana. Kłamstwo jest jej tragedią, ale także rodzajem życiowej gry, którą prowadzi piekielnie inteligentnie, o niebo przewyższając pozostałych jej uczestników. Świetnie wykreowana postać, od początku do końca prowadzona starannie, bez chwili luzu na oddech. Znakomity portret kobiety, której młodość mija. Która wie, że ta brutalnie zakończona miłość z przyjacielem męża jest najprawdopodobniej jej ostatnią. Scena mimiczna, kiedy mimochodem dowiaduje się od męża, że jej kochanek wyjeżdża gdzieś daleko i na długo, w tej komedii przecież, ściska za gardło".

O roli Młodej w spektaklu Romantyzm – Oczyszczenie w reżyserii Jana Nowary: „Zanim jednak zejdziemy do podziemi jesteśmy jeszcze na powierzchni ziemi współuczestnikami zdarzenia w konwencji teatru ulicznego. Utkanego z mickiewiczowskich ballad, z ich światem duchów, zjaw, upiorów i świtezianek. Parze aktorów – Marioli Łabno-Flaumenhaft i Pawłowi Wiśniewskiemu – udaje się przybliżyć ten świat widzom w tak bardzo przekonujący sposób, że jego niewiarygodność, która przecież tkwi gdzieś w naszej podświadomości, nie jest dominująca. Aktorzy zdają się dobrze wiedzieć, kiedy trzeba przymrużyć oko, a w jakim momencie uderzyć słowem Wieszcza tak, by widz zrozumiał, że ze świata duchów kpić nie należy. Bowiem dowody, że tego świata nie ma, są tej samej wagi, co przemawiające za jego istnieniem. Ta prawda brzmi jak przestroga i jest wstępem do zdarzeń w podziemiach. A tam czeka nas czyściec".

O roli Shirley w Shirley Valentine Willy Russella w reżyserii Henryka Rozena: „Od początku daje do zrozumienia, że jej bohaterka nie jest kurą domową tak do końca. Kiedy jej Shirley jadąc do Grecji czeka na walizkach w kostiumiku i w butach na obcasie, staje się w okamgnieniu damą, która znakomicie potrafi się odnaleźć w eleganckim świecie. Łabno-Flaumenhaft interesująco i z dużą precyzją osadza swą rolę na granicy ciepła, gorzkiej refleksji, ironii i humoru. Najmocniejsze są te sceny, gdy rozprawiając o życiu, uśmiecha się przez łzy, by zaraz płynnie i z wdziękiem przejść do innego nastroju, nie gubiąc niczego z charakterystycznych cech granej postaci. Ta rola, w dużej mierze w opozycji do dotychczasowych kreacji, sytuuje Łabno- Flaumenhaft po nowemu w teatrze, jako aktorkę grającą nie tylko amantki, ale z wyczuciem również dojrzałe kobiety".

O roli siostry Roberty w Siostruniach Dana Goggina w reżyserii Jana Szurmieja: „Swobodą w korzystaniu ze środków wyrazu oraz kabaretowym zacięciem wprowadza do spektaklu nutę niezwykłego ożywienia. Grana przez nią zakonnica zanim przywdziała habit była zepsutą dziewczyną z domu poprawczego, która puszczała się i kradła. W zakonnym wcieleniu zna się na samochodach jak najlepsi mechanicy. To taka chłopczyca w habicie, z temperamentem przez samego diabła nie do okiełznania. Jedna widownię żywiołowością i poczuciem humoru, świetnie radząc sobie z tańcem. Mamy do czynienia z wyśmienitym aktorstwem komediowym!"

Mariola Łabno-Flaumenhaft wraz z kilkoma kolegami z Teatru Siemaszkowej w 2013 roku zainicjowała i założyła w Rzeszowie wspomniany już w jednej z moich recenzji, cytowanych powyżej, niezależny Teatr Bo Tak, który stawia głównie na komediowy repertuar i cieszy się od chwili powstania ogromną popularnością. Teatr ten obejmuje swym zasięgiem nie tylko stolicę Podkarpacia, ale i całe województwo podkarpackie, i często pojawia się w miejscowościach, do których nigdy nie docierał teatr zawodowy. Do tej pory zrealizowano w nim Prawdę, Kolegę Mela Gibsona, Miłość i politykę oraz Tresowanego mężczyznę, grając łącznie 185 spektakli! Teatr Bo Tak utrzymuje się wyłącznie z wypracowanych przez siebie środków i wsparcia sponsorów.

Współzałożycielka Bo Tak chętnie działa społecznie w różnych stowarzyszeniach, w tym szczególnie w Stowarzyszeniu na rzecz Dzieci z Dysfunkcjami Rozwojowymi „Bruno". Prowadzi z dziećmi warsztaty teatralne finalizowane spektaklami: Kopciuszek, Janek i Janeczka, Brzechwałki i Mały książę. W Zespole Szkół im. ks. dra Jana Zwierza w Ropczycach zrealizowała z młodzieżą kilka sztuk, ostatnio Makbet. Zabójcze kobiety. Często pracuje społecznie jako jurorka i instruktorka szkolnych konkursów recytatorskich. Bierze również udział w pracy resocjalizacyjnej z więźniami Zakładu Karnego w Załężu.

W 2014 roku założyła i jakiś czas prowadziła teatr studencki w Wyższej Szkole Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie, gdzie szczególnie ujmująca była sztuka w jej reżyserii Czerwona ruta z udziałem studentów z Ukrainy.

Czynnie włącza się w akcję „Cała Polska Czyta Dzieciom". Społecznie angażuje się w pracę z dziećmi z rzeszowskich szkół, zwłaszcza ze szkoły przy Szpitalu Wojewódzkim nr 2 w Rzeszowie. Prowadzi duże imprezy, jak Dni Rzeszowa, rocznicowe obchody wstąpienia Polski do Unii Europejskiej, finały plebiscytu Eskulap, koncerty sylwestrowe w Filharmonii Podkarpackiej. Non profit była twarzą akcji profilaktycznej Narodowego Funduszu Zdrowia walki z rakiem szyjki macicy i rakiem piersi.

Założyła w 2005 roku w Rzeszowie Lions Club, który powstał z wrażliwości na potrzeby innych. Działają w nim lekarze, nauczyciele, prawnicy, artyści i przedsiębiorcy, wykorzystując na rzecz innych ludzi swoją wiedzę, umiejętności i możliwości. Beneficjentami najczęściej są dzieci i młodzież. Jako członkini, wiceprezydent i prezydent Lions Club z koleżankami i kolegami przeprowadziła wiele akcji, wspierając ofiary kataklizmów: kupując odzież, środki czystości, lekarstwa. Organizuje wyjścia do teatru dla młodzieży z rodzin uboższych, wernisaże, pikniki rodzinne, dni dziecka dla dzieci i młodzieży specjalnej troski, wspiera fundowanie nagród i stypendiów dla uzdolnionych dzieci i młodzieży z ubogich rodzin.

Była przewodniczącą ogniwa Związku Artystów Scen Polskich w Teatrze im. Wandy Siemaszkowej. Za ten bezinteresowny trud na rzecz środowiska aktorskiego dostała piękną nagrodę – „Kamień Syzyfa" od Koła ZASP w Krakowie, któremu podlega rzeszowskie ogniwo.

Ale jest przede wszystkim aktorką. Utalentowaną, energetyczną, o wyjątkowej osobowości i wrażliwości, dyscyplinie scenicznej, ogromnym dorobku. Uzdolnioną muzycznie i tanecznie. Zagrała wiele ról głównych w wielkim repertuarze. Świetnie odnajduje się też we współczesnym. Ma na koncie kreacje komediowe, farsowe i wodewilowe. I wiele jeszcze takich i podobnych ról przed sobą.

„Bez teatru nie umiem wyobrazić sobie mojego życia – mówi – i tak jest od trzydziestu lat, kiedy zadebiutowałam w tarnowskim Teatrze Solskiego rolą Angeliki w Balu manekinów Jasieńskiego w reżyserii Andrzeja Jakimca w 1986 roku. Osiem lat później jako Panna Młoda w Weselu Wyspiańskiego pojawiłam się w rzeszowskim Teatrze Siemaszkowej. Nie umiem sobie innego życia wyobrazić, chociaż nie ma aktorskich tradycji w mojej rodzinie. A bycie aktorką też nie było moim skrytym marzeniem. Ale w słowie, w kulturze polskiego słowa, byłam zakochana od zawsze i to zapewne przesądziło o aktorstwie".

Jako licealistka należała w Tarnowie do młodzieżowej grupy teatralnej „Dabar", którą założył ks. Zbigniew Adamek, wykładowca Wyższego Seminarium Duchownego. Tam poznała Ziutę Zającównę, krakowską aktorkę, i Krzysztofa Stosura, który ukończył wrocławską filię PWST w Krakowie, z czasem został księdzem, ale ją zdołał namówić do zdawania na aktorstwo. Dała się nakłonić, rozpoczęła studia i już na czwartym roku została zaangażowana przez dyr. Smożewskiego do Teatru im. Ludwika Solskiego w Tarnowie. Miała 22 lata.

Pierwszą dużą rolą była właśnie wspomniana już Angelika w Balu manekinów. Przez osiem kolejnych lat zagrała w Tarnowie nieomal całą klasykę. Miała szczęście do ról fredrowskich. W Tarnowie zagrała w Zemście, Ślubach panieńskich, Wielkim człowieku do małych interesów, Mężu i żonie, a już w Rzeszowie w Damach i huzarach.

„Zawsze staram się oczarować widza, wprowadzić go w tę nieprawdopodobną magię, którą jest teatr, w swego rodzaju kłamstwo, nieprawdę, ale jakież one są piękne i szlachetne! – mówi. – Są to chwile, którym warto dać całą siebie!"

Przełomową okazała się rola Kunegundy w Kandydzie Woltera w reżyserii Wojtyszki. Po niej dostała list z gratulacjami od Bogdana Cioska, dyrektora Teatru Siemaszkowej i zaproszenie do Rzeszowa. Opuściła Tarnów i Teatr Solskiego. Zakorzeniła się w Rzeszowie na dłużej.

Wesele Wyspiańskiego wyreżyserowane przez Cioska z okazji półwiecza Teatru Siemaszkowej było wielkim sukcesem. A rola Panny Młodej zagrana przez Łabno-Flaumenhaft jedną z najważniejszych w jej karierze aktorskiej, obok Tytanii/Hipolity w Śnie nocy letniej Szekspira, Maszy w Trzech siostrach Czechowa, Laury w Szklanej menażerii Williamsa, Kataryniarza w Sztukmistrzu z Lublina Singera, Marleny Dietrich w Piaf Szurmieja, Shirley w Shirley Valentine Russella, Telimeny w Panu Tadeuszu Mickiewicza i Angeli w Coś w rodzaju miłości Millera. „Czegoś istotnego mnie nauczyły, wyjawiły jakąś prawdę o samej sobie, pozwoliły odkryć wachlarz emocji" – wspomina.

Marzenia? „Żyję dniem i czerpię z niego możliwie, co najlepsze. Jaka jestem? Zacytuję Nałkowską: Jest się takim, jak myślą ludzie, nie jak myślimy o sobie my, jest się takim, jak miejsce, w którym się jest. Jubileusz, benefis z okazji 30-lecia grania na scenie? Brzmią jak jakieś zamknięcie, zakończenie czegoś! A ja wciąż jestem głodna pracy, wciąż chce mi się uczyć, rozwijać, spotykać nowych twórców, doskonalić aktorskie rzemiosło".

O mistrzach: „Miałam szczęście obcowania z wielkimi osobistościami teatru. Nie tylko reżyserami, też scenografami, kompozytorami, aktorami. Niektórzy nie żyją, a byli nietuzinkowi, bardzo wiele im zawdzięczam: Korsakówna, Chamiec, Andrucki, Smożewski, Paradowski, Zeidler. Żyją jeszcze Laskowska i Kaniewska. Im też się głęboko kłaniam. Może ktoś się uśmiechnie, ale kiedy wchodzę na scenę, mam taką chwilę refleksji w sobie o tych, których już nie ma, a którym tak wiele zawdzięczam i często jest to jakieś Wieczne odpoczywanie za nich. Także za wszystkich znanych mi ludzi teatru w Tarnowie i Rzeszowie, którzy mnie zbudowali nie tylko jako aktorkę, ale i jako człowieka".

O dzieciach i młodzieży: „Uwielbiam pracę pedagogiczną, teatralne warsztaty z dziećmi i młodzieżą, bo od nich czerpię energię i radość! Ciągle się od nich czegoś uczę, ciągle mnie czymś zaskakują, to takie prawo naczyń połączonych. Mam na polu edukacyjnym takie małe sukcesy. Od kliku lat w Zespole Szkół im. ks. dra Jana Zwierza w Ropczycach prowadzę dla uczniów warsztaty teatralne i realizuję cieszące się uznaniem spektakle, m.in. Makbet. Zabójcze kobiety. Od kilku lat także prowadzę terapię w formie zajęć teatralnych w Stowarzyszeniu dla Dzieci z Dysfunkcjami „Bruno", a przede mną kolejna premiera z moimi dzieciaczkami – Mały książę!"

O aktorstwie: „To najbardziej niesprawiedliwy zawód spośród artystycznych! Niezwykle ulotny. Posłużę się Gombrowiczem, który powiedział o mowie pogrzebowej, że powinna być krótka. Ja to odniosę do mojego benefisu: Też powinno być krótko!"

„Aktorstwo, scena, fascynujący świat! – uśmiecha się. – W jednej minucie stajesz się, jeśli chcesz, dziwką, świętą, królową, damą, wiejską kobitą, krwiożerczą bestią, morderczynią albo aniołem. Najważniejsza dla budowania tego świata jest siła wyobraźni. Teatr to taki Tajemniczy Ogród. Ciągle napotykam w nim nowe rośliny, kwiaty, doznaję nowych zapachów. Cały czas staram się to wszystko przytulać i w sobie pielęgnować. Chuchać na to, dmuchać i stale w sobie rozwijać".

Benefis  zorganizowało Towarzystwo Kultury Teatralnej - Oddział w Rzeszowie. Tekst pochodzi z wydawnictwa „Twarze rzeszowskich teatrów. Mariola Łabno – Flaumenhaft", które ukazało się nakładem Towarzystwa Kultury Teatralnej – Oddziału w Rzeszowie.



Andrzej Piątek
Dziennik Teatralny Rzeszów
28 czerwca 2017