Zbrodnia jest blisko, ale nie chcemy jej zauważyć

Każdy obywatel ziemi zna choć jedno dzieło Szekspira, nawet jeśli nie pokusił się o jego dogłębną lekturę. Angielski dramaturg jest po dzień dzisiejszy ikoną literatury i teatru, a jego „Macbeth" jednym z najbardziej krwawych i przerażających tekstów. I mimo że żyjemy w ucywilizowanym XXI wieku, owy brutalizm nadal jest obecny w naszym życiu.

Ruffus Norris podejmując się inscenizacji XVI-wiecznego dramatu, pokazuje widzom, że przemoc, bezlitosność i żądza władzy zmieniają jedynie scenografię, ale nieustająco są zakorzenione w ludzkiej naturze. Norris akcję swojego spektaklu osadza w bliżej nieokreślonym czasie i nie jest to literalne przedstawienie Szekspira.

Świat stworzony przez reżysera jest w momencie wojny domowej, a walczącym daleko do doskonale uzbrojonego wojska. Żołnierze mają zdekompletowane, partyzanckie zbroje (bo do mundurów im daleko), bestialsko odcinają głowy i z zimną krwią planują zemstę. Tytułowy bohater nie zamieszkuje twierdzy, tylko bunkier. Widzimy świat, który spowodował zezwierzęcenie i ciągłą ucieczkę w poszukiwaniu schronienia. To miejsce może być dziś wszędzie - w Syrii, na Ukrainie, w Izraelu.

To co w przedstawieniu londyńczyka jest najbardziej uderzające, to brak światła, który potęguję lęk i poczucie winy. Surowa scenografia złożona ze wspomnianego schronu i pochylonego pomostu, przypomina zniszczone miasteczko, ogarnięte wojną. Postaci nie są tak jednoznaczne jak u Szekspira. Skoro Macbeth nie może zamieszkać w zamku i posiąść majątku, to czym różni się od emocjonalnego mordercy. Takie przedstawienie otoczenia i tytułowego bohatera odbija naszą rzeczywistość, doszliśmy do momentu, kiedy morderstwo jest czynione przez każdego i nie ma uzasadnienia w dobrach materialnych. Mordujemy jedynie dla władzy, za którą (jak się okazuje) jest niewiele lub nic.

Spektakl jest obrazem patriarchatu, który napędza akcję. Lady Macbeth po nakłonieniu do zbrodni, trzeźwo spogląda na sytuację i pionizuje tytułowego bohatera. Jednak jej rola zaczyna i kończy się wraz ze sceną zabójstwa króla Duncana. Pozostałe sceny to chaos, jaki powstaje wokół zagłady spowodowanej przez mężczyzn. Ich intrygi i napaści prowadzą do zagłady niemal totalnej. Czasami spektakl wydaje się być zupełnie pozbawiony porządku, ale na jakiej wojnie jest obecny porządek?

Pierwiastek kobiecy w przestawieniu obecny jest również poprzez wiedźmy, które jednak nie tyle prorokują, co tworzą jęki i zawodzenie, przypominające bardziej odurzenie narkotyczne, niż przepowiednię. Wydaje mi się, że w produkcji Norrisa, to nie kobiety są głosami nawołującymi do wojny, tylko męskie ego. Czasami sceny w inscenizacji przypominają podwórkowe zabawy w wojnę, w której udział biorą jedynie chłopcy. Dziewczynki pojawiają się przypadkiem i szybko odchodzą.

Trudno jednoznacznie ocenić „Macbetha" z Teatru Narodowego w Londynie. Nie wiem czy pokusiłabym się na określenie przedstawienia jako inscenizacji, bliżej mi do określenia inspiracji utworem literackim. Jednak nie można twórcom odmówić budowania w widzach poczucia odpowiedzialności za toczone wojny, o których wiem, ale których nie chcemy oglądać. Wojny, które są blisko nas, ale ponieważ nie dzieją się przy naszej przecznicy, stają się rzeczywistością daleką.



Natalia Popłonikowska
Dziennik Teatralny Łódź
16 maja 2018
Spektakle
Makbet
Portrety
Rufus Norris