Ziemi nie da się uwięzić w logice

Czy pora roku może mieć związek z czasem wydania książki? Czy rozrzucone po świecie miejsca; urodzenia, zamieszkania, pracy i realizowania pasji twórczych jego Autorów oraz Tłumaczy mają wpływ na kształt naszego światopoglądu i na rodzaj aktywności artystycznej? Iluż to potrzeba godzin, przejechanych mil, miejsc odwiedzonych; gromadzenia od dziecka informacji i emocji w swoim „wewnętrznym skarbcu wiedzy i doświadczeń", by stworzyć tak zjawiskowy leksykon, jakim jest „Słownik miejsc wyobrażonych"?

Ten niezwykły pod każdym względem Słownik budzi ogromne emocje. I szacunek. Dla autorów i dla tłumaczy - nieżyjącego już Piotra Bikonta, Jana Gondowicza, Michała Kłobukowskiego, Jolanty Kozak, Macieja Płazy i Macieja Świerkockiego. Dla posiadanej przez nich wiedzy, dla umiejętności docierania do źródeł, dla znajomości literatury obcej i polskiej. Budzi podziw dla wewnętrznej dyscypliny, zorganizowanej pracy. Wreszcie dla fantastycznej literackiej narracji jakby specjalnie stworzonej dla każdego hasła. Bo leksykon ten z racji swych treści absolutnie nie nudzi swym stylem, tak charakterystycznym dla redagowania encyklopedycznych haseł. Przecież autorzy proponują czytelnikowi spotkanie z materią szczególną – z ludzką fantazją. A ta operuje językiem niezwykle emocjonalnym, budzącym podziw i działającym przez zaskoczenie. Językiem odkrywającym przed czytającym tak nieprzewidywalne opisy miejsc wyobrażonych, że graniczy z narracją baśni. Autorzy wprowadzają atmosferę tajemnicy. Pokazują, że człowiecze wyobrażenia o miejscach, do których biegną ich marzenia, rodzące się z fantazji, nie mają końca.

I wszystkie te miejsca, które zrodziły się z literackiej wyobraźni najznakomitszych pisarek i pisarzy na świecie zostały zebrane w tej właśnie książce. Autorzy niejako składają hołd ludzkiej wyobraźni i jak w pigułce podają ją czytelnikom. Warto dodać, że do haseł opracowanych przez Alberto Manguela, Gianni Guadalupiego, dołożyli miejsca wyobrażone w literaturze polskiej - Jan Gondowicz i Andrzej Brzozowski.

Ale żeby docenić ogrom pracy w wyniku której powstał ten leksykon i swobodnie poruszać się w jego hasłach, warto najpierw przeczytać Przedmowę, i następujące po niej – Podziękowania, Notę autorów do wydania poprawionego oraz Notę redakcji wydania polskiego. Nie bez znaczenia jest też bardzo jasno i przejrzyście opracowany Indeks. Ten alfabetyczny spis tytułów, nazwisk w kilku językach wraz z ich tłumaczeniem, to praca wykonana z niezwykłą dokładnością przez Annę Piekarską.

Już sama okładka w projekcie której Łukasz Piskorek umieścił akwafortę, akwatintę „Teatr geografii" Erika Desmazières'a , bardzo aktywnego współcześnie artystę, rozwija wyobraźnię. Makieta ziemskiej kuli znajdująca się w samym centrum przeogromnej biblioteki, w otoczeniu zapewne szacownych profesorskich umysłów przyglądających się jej z powagą, zostaje precyzyjnie mierzona i opasana linami. I tu, jakże łatwa do odczytania, pojawia się przekora. – Ziemi nie da się ujarzmić, ani zmierzyć, opakować w logikę, centymetry i liny... Uwięzić w logice...

Bo są na niej jeszcze miejsca stworzone z ludzkiej tęsknoty do światów pozarealnych, których nie definiuje rozum. A zostały one uporządkowane alfabetycznie w wykazie haseł i odsyłaczy. Tutaj można poszukać, sprawdzić, upewnić się, czy znane nam z literatury miejsce wyobrażone zostało opisane. Na przykład hasła litery A. Oprócz znanej wszystkim legendarnej Atlantydy, znajduje się polska Akademia Pana Kleksa, a także i bezludna wyspa Ajaja, co do której nie wiadomo, czy znajduje się na Morzu Śródziemnym czy Czarnym. Jest i Wyspa Pingwinów – Alca, republika usytuowana na Kanale La Manche, obecnie już połączona z wybrzeżem Francji.

Są też bardzo drobiazgowo opisane miejsca odwiedzone przez kapitana Lemuela Guliwera stworzonego przez Jonathana Swifta. Taka na przykład latająca wyspa Laputa, mogąca unosić się, opadać i przemieszczać za pomocą magnetytu. Autorzy bardzo dokładnie opisują zasady jej poruszania się, a obrazują ją dodatkowo rysunki. Podobnie jest i w przypadku twórczości Lewisa Carrolla. Do Krainy „Po Drugiej Stronie Lustra" leżącej za dziekanatem Christ Church College w Oksfordzie, wchodzi się przez pokoje dziekana, następnie do salonu, „gdzie nad dużym kominkiem wisi ogromnych rozmiarów lustro".

Jest i punkt leżący w środku wszechświata i to gdzieś w Polsce centralnej – czyli Prawiek, z powieści Olgi Tokarczuk „Prawiek i inne czasy". – Prawiek tkwi w widłach rzeki Czarnej i Białki, tuż przed ich złączeniem. (...) Prawiek to kosmos oswojony i kompletny" – czytamy. Jest i „Szuflandia albo Rzeczpospolita Krasnoludów, czyli kraina w piwnicach biblioteki Instytutu Czwartorzędu pochodząca z filmu „Kingsajz" w reżyserii Jana Machulskiego.

Bardzo dużo miejsca autorzy poświęcili wyspie leżącej mniej więcej piętnaście mil od wybrzeża Ameryki Południowej, czyli Utopii, o której pisał Sir Thomas More w swym dziele „Utopia" w roku 1516. – „Na Utopii leżą pięćdziesiąt cztery miasta, wszystkie zbudowane według identycznego planu. (...) Domy przydziela się mieszkańcom w drodze losowania, które odbywa się co dziesięć lat" – czytamy. Są i miejsca pochodzące z twórczości J.R.R. Tolkiena. Jest i stworzony przez niego mityczny świat Śródziemia, leżący po wschodniej stronie Belegaeru, czyli Wielkiego Morza, które oddziela je od Amanu na północnym zachodzie znanego świata. A zamieszczona mapa dokładnie obrazuje miejsca wymienione w treści tego hasła. I tutaj warto zauważyć, że wszystkie ilustracje, plany tudzież mapy znakomicie uzupełniają słowo. A wszyscy ci, którzy przeczytali „Świat według T.S. Spiveta" Reifa Larsena, nie tylko poczują się usatysfakcjonowani, ale przede wszystkim odkryją, że granica pomiędzy światem realnym a fikcyjnym jest bardzo krucha, i nadchodzi taki moment, w którym ten drugi staje się bardzo rzeczywisty. I jesteśmy gotowi uznać go takim.

Siła tego leksykonu leży i w tym, że każdy, bez względu na wiek, ustawi ją w na półce w zasięgu wzroku i na takiej wysokości, by móc sięgnąć po nią w każdej chwili. Jego autorzy, oprócz wyżej wspomnianych zalet, wypracowali sprzyjający wszystkim pokoleniom styl. Styl, który jak klucz otwiera drzwi do dziecięcej wyobraźni, a dorosłych zatapia w świecie ich wcześniejszych wyobrażeń. Nadto, staje się impulsem do uruchomienia własnych skojarzeń i prowokuje do wielu przemyśleń. Odwołuje się również do doświadczeń literackich.

Słownik ten ma w sobie ogromny potencjał emocjonalny, który warto również wykorzystać. Wcześniejsze pytanie o związek pory roku z wydawaniem książek ma swoją odpowiedź. Jesień to czas specyficzny. Zatrzymujący na dłużej w domu, wcześniejsze zachody słońca, poranne i wieczorny ławice mgieł, wszystko to sprzyja temu leksykonowi, bowiem wieczorne czytanie wybranych haseł dzieciom nie będzie bez znaczenia dla ich wyobraźni. Właśnie w tej porze roku, gdy granica między światem realnym a tym drugim nadal pozostaje w naszej świadomości w wielu obszarach kulturowych. Poza tym, przed nami zimowe dni i wieczory...

Ale „Słownik miejsc wyobrażonych" to przede wszystkim intelektualna gra. I to w wielu wymiarach. Bo w nim ogniskuje się ta literatura, która ma ogromny wpływ na nas samych. Bo poniekąd w przedstawionych miejscach obowiązują idealne prawa, zasady. Ten świat jest projekcją ludzkich wyobrażeń o społecznej sprawiedliwości, równości. Zaspakaja on ludzką potrzebę marzeń o miejscach idealnych, istniejących gdzieś tam... Chociaż nie zawsze.

Poza tym, z całą pewnością, Słownik ten stanie się obiektem wielu literackich badań i dociekań. Jego autorzy podają materiał do filozoficznych rozważań nad kondycją człowieka na przestrzeni wielu wieków. Obrazują ewolucję jego marzeń. Poza tym, podpowiadają w jakich okresach literackich pisarzy szczególnie interesowały miejsca pozarealne i z jakich to powodów.

I jeszcze jedno. Tak jak Ransom Riggs w swoich „Baśniach osobliwych" zamieścił w niepozornym miejscu, dla uważnego czytelnika, cytat Kasjusza Diona „Caesar non supra grammaticos", użyty m.in. i wobec Zygmunta Luksemburskiego podczas soboru w Konstancji, a stanowiący klucz do odczytania przesłania jego książki, tak hasło „Vogelburg" opracowane przez Jana Gondowicza odkodowuje dzieło Debory Vogel „Manekinen", wydane we Lwowie, w roku 1934, i kieruje uwagę czytającego ku jej autorce. Ku zamyśle zamieszczenia go w roli proverbium unoszącego się nad sensem tego leksykonu. Vogelburg, to osobliwe miasto ptaków, jakby zrodzone ze sprzeczności i paradoksów, „leżące w przestrzeni kubistycznej wpół drogi między Lwowem a Paryżem". Zamieszkałe przez manekiny. Piekielnie skomplikowane jest to hasło, w którym każda kolejna informacja burzy poprzednią, ale jednocześnie staje się ogniwem całości. Jego rozszyfrowanie jest prawdziwym wyzwaniem.

I na koniec. W „Słowniku miejsc wyobrażonych" urzeka jednorodność stylistyczna. Szata edytorska komponuje się z jego hasłami. Te zaś tworzą niepowtarzalny klimat, którym zachwycać się będzie z pewnością wiele pokoleń.

Warto jeszcze dodać, że w dniu 11 października br. odbyła się promocja tego niezwykłego leksykonu, w Księgarni Państwowego Instytutu Wydawniczego w Warszawie, przy ulicy Foksal. Podczas spotkania red. Justyna Sobolewska rozmawiała z Janem Gondowiczem, Grzegorzem Jankowskim i Maciejem Płazą. Relacja została zamieszczona na profilu Państwowego Instytut Wydawniczego w portalu społecznościowym FB. A że wszystko ma swój początek, to można tu powiedzieć, że droga Słownika na polski rynek wydawniczy była bardzo długa, ale warto było na niego czekać. I wielkie dzięki dla profesor Agnieszki Taborskiej, która księgę ową zagranicą wypatrzyła.



Ilona Słojewska
Dziennik Teatralny Bydgoszcz
14 października 2019