Złote myśli popkultury

Sobotnia (9 lutego) premiera "Mitologii" Pawła Świątka w adaptacji i dramaturgii Tomasza Jękota we wrocławskim Teatrze Polskim jest dowodem na to, że kilka zgrabnych monologów, wizualne fajerwerki na wybiegu z profesjonalnymi modelkami w roli głównej oraz zderzenie tragedii wielu pokoleń z estetyką pogrzebu i pokazu mody, wiosny nie czynią.

Czynią natomiast ze spektaklu, jednego z najlepiej zapowiadających się reżyserów młodego pokolenia (Paweł Świątek to student V roku na Wydziale Reżyserii Dramatu w krakowskiej Państwowej Szkole Teatralnej, uczeń Krystiana Lupy i Mikołaja Grabowskiego, ma już na swoim koncie m.in. "Pawia Królowej" według powieści Doroty Masłowskiej w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie) popkulturalny pseudomanifest z dłużyznami (mimo, że przedstawienie trwa tylko godzinę i 15 minut), brakiem interakcji między aktorami i złotymi myślami w stylu "w dzisiejszych czasach żenią się już tylko zakonnice z Jezusem" i "moja dusza to sprawnie działający Greenpeace".

O co w tym wszystkim chodzi?

Jak twierdzi reżyser, o zderzenie świata modelek - współczesnych bogiń z refleksjami nad mitami codzienności, o które pokusił się w latach 50. badacz popkultury Roland Barthes w swojej książce "Mitologie". Francuz jako jeden z pierwszych stwierdził, że "wszystko obraca się w mit", nawet takie zwykłe czynności, jak oglądanie telewizji i jazda samochodem. Dla Pawła Świątka i Tomasza Jękota dzieło Barthesa stało się pretekstem do stworzenia spektaklu. A śmierć Jana Pawła II, jako tragedia wielu pokoleń, która wzbudziła w ludziach poczucie wspólnoty, punktem wyjścia do stworzenia przedstawienia. Pomysł może nie odkrywczy, ale całkiem ciekawy. Gorzej jest z jego realizacją.

W ascetycznej scenografii z wybiegiem dla modelek i trumną otoczoną zielonymi liśćmi Michał (Michał Chorosiński) i Adam (Adam Szczyszczaj) wygłaszają do publiczności monologi. Modnie ubrany, mówiący z korporacyjną manierą Michał mówi: "Kiedy słyszę, że ktoś przeżywał głęboką przemianę po śmierci Jana Pawła II, wątpię. Żałoba żałobą, przemiana przemianą. Nie uważam osobiście, żeby w pogodzeniu się fanów Wisły i Cracovii leżały mity. 8 kwietnia 2005 roku - najbardziej medialny pogrzeb w historii telewizji, pobił nawet Lady Di". Po chwili, niczym deus ex machina, pojawia się na scenie Bożena (Bożena Baranowska) spowita w zieleń i zakryta zieloną chustką. A kiedy powie, że "to jest świat, którym żyjemy, nie trać czasu, trzymaj się tekstu na monitorze", nastąpi wielki wybuch, a ona zniknie w kłębach dymu. Kiedy w rytmie motorycznej muzyki, w pochodzie idą modelki, do których dołączają także Bożena, Małgorzata (Małgorzata Gorol), Ewa (Ewa Skibińska) i Joanna (Joannna Woźnicka), można z zachwytu zapomnieć o czym są "Mitologie". A może właśnie o to twórcom spektaklu chodziło, bo, kolejne, po zmianie strojów, popisy modelek i aktorek na wybiegu są o wiele za długie, choć bardzo efektowne.

Potem Ewa zawodzi jak płaczka na pogrzebie. A Małgorzata wygłasza najlepszy monolog w sztuce, najmocniejszy i najbardziej zabawny. Płakała, kiedy umarł Papież i chciała być na białym marszu, wywiesić coś w oknie, ale musiała mieć na sobie dwuczęściowy kostium, "takie trzy sznurki", a zamiast "wieczne odpoczywanie racz im dać Panie", słuchała, podczas sesji zdjęciowej, poleceń typu: "szerzej nogi".

I tak jest już do końca spektaklu. Aktorzy nie mówią do siebie, tylko wygłaszają swoje kwestie, a Michał i Adam bawią się w socjologów, szafując społecznymi diagnozami.

Jeśli "Mitologie" miały być przewrotnym popkulturalnym manifestem, zamiar się nie powiódł. Zabawa z kulturą masową na scenie bardzo sprawnie wychodzi Janowi Klacie czy duetowi Paweł Demirski i Monika Strzępka. Duetowi Paweł Świątek i Tomasz Jękot wyszła płasko i chaotycznie. "Mitologiom" nie pomogły nawet sutki i pośladki przechadzających się po wybiegu modelek z nagraniem "Sancta Maria, Mater Dei" w tle.



Marta Wróbel
POLSKA Gazeta Wrocławska
13 lutego 2013
Spektakle
Mitologie