Zrobił wiele dla teatru

Stanisław Wieszczycki zmarł w wieku 94 lat. Wiek piękny! Jak na artystę. Artyści żyją niedługo. Wieszcz (tak o nim mówiono) był wrażliwym reżyserem zwłaszcza kameralnych przedstawień. Długoletnim i sprawiedliwym dla ludzi teatru, twórczym, bo wnoszącym na scenę interesujące i podnoszące poziom intelektualny widzów przedstawienia dyrektorem Teatru im. Stanisława Węgierki w Białymstoku (lata 1966-74) i Teatru im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie (lata 1974-79 i 1984-87).

Absolwent reżyserii PWST w Warszawie (dyplom 1964) stworzył wiele przedstawień. W rzeszowskim teatrze m.in. „Świętą Joannę" Showa, „Szewców", „Jana Macieja Karola Wścieklicę" i „Matkę" Witkacego, „Wygnańców" Joycea, „Fałszywą monetę" Gorkiego, „Ryszarda III" Szekspira (fenomenalna rola Mirosława Gawlickiego!), „Tango" Mrożka, „Kamień na kamieniu" Myśliwskiego (wielka kreacja Zdzisława Kozienia!). Za jego dyrekcji Krystyna Messner wyreżyserowała jedno z najważniejszych w historii Teatru im. Wandy Siemaszkowej przedstawień, które odbiło się wielkim echem w Polsce: „Kniazia Patiomkina" Micińskiego, z fantastyczną rolą Adama Fornala, jako kapitana Wamindo.

Po części od Wieszcza rozpoczęła sie moja przygoda z teatrem. Kiedy zainicjował w Rzeszowie premiery studenckie, w Gazecie Codziennej „Nowiny", gdzie wówczas rozpoczynałem pracę dziennikarską powierzono mi zajęcie się nimi. Podjąłem się z entuzjazmem! Teatr interesował mnie od zawsze, a zasadniczo zajmowała się nim w „Nowinach" znakomita krytyk i wielka dama dziennikarstwa Krystyna Świerczewska. W Teatrze im. Wandy Siemaszkowej natrafiłem na Zbyszka Rybkę, takiego jak ja entuzjastę, którego Wieszcz właśnie zatrudnił jako konsultanta od spraw literackich (kierownikiem literackim teatru był wówczas Czesław Sowa Pawłowski, poważny literat, człowiek wielkiego intelektu i gołębiego serca).

Ze Zbyszkiem z sercem zajęliśmy się studenckimi premierami. Były nagrody dla aktorów, specjalne statuetki (jedną otrzymał Zdzisław Kozień), popremierowe dyskusje w teatrze studentów z aktorami kończące się grubo po północy i głośne jeszcze na ulicach. Wieszcz w teatrze uważnie im się przysłuchiwał, taktownie koordynował i animował. Był obecny, i jednocześnie nieobecny. Kiedy odszedł z dyrekcji stał się nieobecnym naprawdę. Na długie i smutne lata.



Andrzej Piątek
Dziennik Teatralny Rzeszów
19 września 2015