ZUS czyli Zachwyt, Uśmiech i Szaleństwo

Cooney - to nazwisko zobowiązuje. To, że Ray Cooney jest mistrzem farsy wiadomo nie od dziś. Okazuje się, że jego syn Michael odziedziczył talent do tworzenia precyzyjnych konstrukcji scenicznych. Na deskach Kamienicy sztuka Michaela Cooneya właśnie, pod obiecującym tytułem "ZUS czyli Zalotny Uśmiech Słonia".

Farsa musi mieć tempo i rytm. W farsie musi być intryga, lawina absurdalnych zdarzeń i zaskakujące zakończenie. Musi być śmiesznie. Aktorzy w farsie muszą być precyzyjni do szaleństwa, bo ten gatunek wymaga niesamowitego wyczucia i kondycji. Nie zapominając oczywiście o umiejętnościach kreacyjnych, które w farsie muszą być zarysowane grubą kreską. W Kamienicy to wszystko się udaje.

Eryk Słoń (Sambor Czarnota) to cwaniak jakich mało! Żyje luksusowona koszt państwa. Jest mistrzem pobierania zasiłków i rent. Trzeba przyznać, że Słoń to biznesmen klasy luks, wprawnie operujący własnymi kłamstwami. W gwoli wyjaśnienia - wcale nie chodzi o własną chciwość i miłość do pieniędzy. Absolutnie. To wszystko tylko i wyłącznie z ogromnej miłości do żony - Tiny (Ewa Lorska). Cały spisek wydaje się być opracowany do perfekcji, ale należy powiedzieć otwarcie - każdy mógłby się pogubić w takiej ilości fikcyjnych postaci. Słoń postanawia więc sukcesywnie uśmiercać każdego ze swoich darczyńców - to znaczy nieistniejących lokatorów na nazwiska których Eryk pobierał wszelkie możliwe zapomogi. To także mogłoby się udać, gdyby nie Jużżyg (Paweł Burczyk) reprezentujący wielkoduszną instytucję państwową, bo żeby przyznać zasiłek wdowie potrzebny jest podpis i podpis potwierdzający podpis i podpis podpisu potwierdzającego podpis.

Wizyta urzędnika państwowego jest niejako mechanizmem spustowym. Rusza lawina zdarzeń, której nikt i nic nie jest w stanie zatrzymać. Kto okaże się czyim mężem? Kto będzie trupem, a kto zrozpaczoną wdową? Czy ktoś będzie jadł tapety? I czy wygrana w konkursie ma jakiś związek z księżycem w Uranie?

Jedno jest pewne - ZUS nie ma litości. Nie ma litości dla przepony i układu oddechowego. Trudno jest choć na chwilę powstrzymać śmiech. Aktorstwo w Kamienicy jest na najwyższym poziomie. Cały zespół gra na sto procent, a emocje rozpływają się po całym teatrze. Sambor Czarnota jako tytułowy Słoń ma w sobie tyle energii, że prawdopodobnie puściłby z dymem wszystkie ZUS-y w Polsce. Jego kreacja jest absolutnie zachwycająca, każdy gest jest przemyślany - nie ma w tej roli przypadkowości. Jak to zazwyczaj u Cooneya, obok głównego bohatera stoi jego wierny przyjaciel. W tym wypadku także tak jest, a rola wiernego towarzysza rzeczywistości przypadła Emilianowi Kamińskiemu. Jako Norbert Bosak Kamiński jest bezbłędny. Zuchwale kradnie uwagę widzów, prowokując nieustanne wybuchy śmiechu. Występujący także w roli reżysera udowodnił, że jest twórcą, artystą kompletnym. Nie sposób nie wspomnieć także o Walerianie Hipolicie Jużżygu, który w ciele Pawła Burczyka staje się karykaturalnym, absurdalnym i arcyzabawnie stereotypowym urzędnikiem. Jego monolog dotyczący tego kto, z kim, dlaczego już i po co paraliżuje i zachwyca. Ta rola technicznie i kreacyjnie jest olśniewająca.

Każda postać to nowa energia, niespodziewane emocje i wybuchy śmiechu. W tym spektaklu współgra ze sobą wszystko - scenografia, muzyka, światło.To spektakl totalny. Żaden ZUS w Polsce nie wywoła tylu pozytywnych emocji, co ten w Kamienicy.



Katarzyna Hanna Binkiewicz
krytykat.wordpress.com
7 maja 2014