Życie sobie w sobie czyli wesoło inaczej

To jest historia inteligencko - artystycznej rodziny, która nie potrafiła się "załapać" na zmiany jakie dokonały się w Polsce po 1989 roku. Nie umiała albo nie chciała. Żyje sobie w sobie. W prawie absolutnym zamknięciu, nie kontaktując się ze światem zewnętrznym. W nikim z bohaterów nie ma żadnej chęci zmiany dotychczasowego domowego i życiowego status quo.

Rozmowa z reżyserem Piotrem Waligórskim reżyserem spektaklu "Tango" w Teatrze Bagatela w Krakowie.

- Lubisz teksty Mrożka?

- Mrożek należy do tych dramatopisarzy, na których się wychowałem. Kiedy byłem młodszy odbierałem jego twórczość na poziomie czystego absurdu - śmieszne postaci, które mówią dziwacznym językiem. To mnie wtedy fascynowało w twórczości Mrożka. Kiedyś licealny polonista określił moje poczucie humoru jako "gombrowiczowsko - mrożkowskie". Byłem z tego dumny, ale później zacząłem myśleć – co to właściwie znaczy?

- I do jakiego wniosku doszedłeś?

- Że w pewnych momentach, i owszem, podobnie postrzegam świat. Choć dzisiaj już wiem, że moje poczucie humoru bardziej skłania się ku absurdowi codzienności niż ku grotesce społecznej. Myślę, że to także ze względu na czasy, w których żyjemy. Czasy, które odbieram jako bardzo montyphtonowskie.

- Tango nie jest twoją pierwszą realizacją tekstu pana Mrożka.


- W Teatrze Łaźnia Nowa zrobiłem spektakl pt. Lis filozof oparty na jednoaktówce Mistrza. Najciekawszym elementem w tej pracy były próby, podczas których z aktorami analizowaliśmy zapisany tekst dramatu. Powstawały wtedy bardzo odległe skojarzenia dotyczące tego co Mrożek napisał, i one stały się materią przedstawienia. Materiały z prób (wszystko rejestrowaliśmy kamerą), mogłyby stać się ciekawym materiałem filmowym o tym jak dzisiaj można czytać teksty Mistrza.

Przedstawienie opowiadało historię trzydziestolatka, który postanowił pewnego dnia przyjrzeć się swojemu życiu. Z Tangiem jest nieco inaczej. Tutaj struktura jest o wiele bardziej zwarta i konsekwentna. Jedynie co mnie niepokoi w tym tekście to wielosłowie. Bohaterowie Tanga mówią i mówią. Rozumiem ten zabieg dramatopisarski, w którym postać więcej mówi niż robi, bo też o tym jest Tango ale nie do zaakceptowania jest dla mnie to, że w swoim słowotoku traci wiarygodność.

-Dopisałeś trzy postaci do tego zaliczającego się do klasyki dramatu. Zdaje się, że nikt się na taką śmiałość nie odważył.

- Nie chciałbym, żeby ktoś pomyślał, że moim zamysłem reżysersko-adaptatorskim Tanga było to, że wprowadziłem na scenę trzy postaci, których nie ma w oryginalnym tekście. Ten zabieg to jeden z wielu elementów mojego przedstawienia. Te postaci po prostu były mi potrzebne.

Myślę, że milczący bohaterowie mogą pomóc temu tekstowi. Te osoby pełnią funkcję papierka lakmusowego, przez który widz może patrzeć na to co się dzieje u Stomila. Stąd ta koncepcja postaci – ubogich krewnych z prowincji.

- A to mają biografię?

- Mają. Przyjechali do miasta gdzieś z maleńkiego miasteczka z chorym synem. Liczą na lepszą opiekę w szpitalu wojewódzkim i na specjalistyczne konsultacje. Nie mają pieniędzy na hotel, zatrzymują się w mieszkaniu krewnych. Są w szalenie kłopotliwej sytuacji ponieważ korzystając z cudzej uprzejmości, muszą zachowywać się dyskretnie. Ale z kolei historie, które tworzą się na ich oczach nie pozwalają im być obojętnymi. Muszą się jakoś zachować.

- Twoje Tango dzieje się dzisiaj.

- To jest historia inteligencko – artystycznej rodziny, która nie potrafiła się "załapać" na zmiany jakie dokonały się w Polsce po 1989 roku. Nie umiała albo nie chciała. Żyje sobie w sobie. W prawie absolutnym zamknięciu, nie kontaktując się ze światem zewnętrznym.
W nikim z bohaterów nie ma żadnej chęci zmiany dotychczasowego domowego i życiowego status quo. I nie to jest tylko ważne, że oni żyją jakąś świetlaną przeszłością tylko to, że osiągnęli taki stan wewnętrznego marazmu, że jest im z tym Dobrze - choć tylko pozornie. Zredukowali się do minimum, którego horyzonty wyznacza to co widzą w telewizji. To im wystarcza do kontestacji współczesnej kultury i przemian społecznych

- Zaraz, zaraz. No a Artur i jego bunt? A Edek i jego osoba?

- Działania Artura są właściwie czysto formalne. To niezbyt lotny student, którego drażni bagaż domowych zachowań. Jedynie drażni a nie bulwersuje. To za mało na prawdziwe zmiany, więc – zgodnie z duchem Mrożka – ponosi klęskę. Nie ma żadnych zdolności do tego, by przeprowadzić rewolucję. Kładzie się na kocu w kuchni i zmusza wszystkich domowników, żeby za niego wymyślili, czym ma się zająć w przyszłości i nadali sens jego życiu.

Natomiast Edek jest grzybem. Żeruje na rodzinie i "rozrasta się" przy pełnej aprobacie domowników. Jest "dziełem" jakieś instytucji wychowawczej. Ma w sobie nie tylko wrodzoną złośliwość ale i wrodzoną ciekawość. Edek zajmuje się ezoteryką, wróżbami, leczeniem i tymi umiejętnościami wabi rodzinę. Urządza różne seanse, które ją przyciągają.

Poza tym ma coś w sobie z Zelliga. Umie się przeistaczać. Kiedy ogląda przedstawienie Stomila jest jedynym prawdziwym widzem. Przeżywa to co widzi całym sobą. W chwili kiedy ogląda atlas anatomii w sekundzie staje się znawcą anatomii.

Mój Edek nie jest chamem, tylko biednym i wrażliwym człowiekiem. Dzięki swojej przeszłości staje się nieusuwalną chorobą tego domu.

- Ma problemy...

- Jego największym problemem jest to, że poza tym byle jakim domem nie umie działać. Jest nieprzystosowany jak wszyscy pozostali. Na zewnętrz by zginął, więc jego końcowe zwycięstwo ma wymiar wyłącznie w mikroskali. Jest panem zamkniętych ludzi w zamkniętej przestrzeni.

- Strasznie smutno się zrobiło.

- Wesoło inaczej czyli jak u Mrożka.



Magdalena Furdyna
Materiały Teatru
7 lutego 2011
Spektakle
Tango
Portrety
Janusz Majewski