Żydowski do kasacji

Od kilku miesięcy trwa polowanie na Teatr Żydowski w Warszawie. Inwestor, który odkupił budynek i teren przy placu Grzybowskim, próbuje przyspieszyć określony dobrymi zwyczajami bieg rzeczy.

Zgodnie bowiem z umową zawartą przez Towarzystwo Społeczno-Kulturalne Żydów w Polsce a inwestorem, firmą Ghelamco - wybranego przez TSKŻ inwestora strategicznego, który obecnie jest właścicielem nieruchomości, która zakupiła na własność teren i budynek, to po stronie inwestora stoi zadanie wybudowania nowego budynku Teatru Żydowskiego wraz z nowoczesnym jego wyposażeniem oraz zabezpieczeniem warunków funkcjonowania TSKŻ.

Rzecz w tym, że - jak można przypuszczać - apetyty inwestora polegające na planach wzniesienia 80-100 metrowego wieżowca w samym sercu Warszawy nie zostały jak do tej pory potwierdzone żadnymi pozwoleniami kompetentnych władz miasta. Firmie udało się natomiast uzyskać zezwolenie na wyburzenie obecnej siedziby Teatru Żydowskiego, którego remont, jak się okazuje, byłby droższy niż postawienie nowego obiektu. Zezwolenie wyburzenia podpisali "wszyscy święci". A więc firma może to uczynić.

Pozostaje tylko otwarte pytanie: gdzie ma się podziać Teatr Żydowski w okresie przejściowym, to jest w czasie, kiedy budynek będzie już wyburzany i w końcu wyburzony, a nowego jeszcze siłą rzeczy nie będzie (choć - na marginesie - Stowarzyszenie Architektów nad tym boleje, że gmach należący do pereł architektury modernistycznej zniknie, bo to obiekt o wyjątkowej, unikatowej piękności). Umowa zawarta między TSKŻ a inwestorem tego nie precyzuje. Z drugiej strony Teatr Żydowski jest instytucją artystyczną pozostająca w gestii miasta stołecznego Warszawy i to miasto jest odpowiedzialne - jako jego organizator - za zapewnienie warunków do jego działania. Wygląda więc na to, że sytuacja przypomina znany fragment z wiersza Juliana Tuwima "Rycerz Krzykalski": "krzyczą mu:/ "Przyprowadź tego Tatarzyna!"/ A Krzykalski: "Nie mogę,/ Bo mnie za łeb trzyma!".

Kto tu Tatarzynem, kto Krzykalskim osądźcie państwo sami, ale wygląda to na klasyczny pat. Inwestor chce wymusić zezwolenie na budowę wieżowca, miasto, chce inwestora powściągnąć. Pomiędzy tymi ścierającymi się stronami Teatr Żydowski, co pewien czas zamykany i straszony, że straci szansę dalszego działania. Po raz pierwszy zdarzyło się to w marcu tego roku, kiedy inwestor zatroskany o bezpieczeństwo widzów wezwał Teatr Żydowski do zaprzestania działalności, teraz powtórnie, 3 czerwca, kiedy nagle powiatowy inspektor nadzoru budowlanego teatr zamknął pod pretekstem, że jego eksploatacja grozi katastrofą budowlaną. Wojewódzki inspektor nie podzielił tej troski i decyzję cofnął, stwierdzając, że nie ma podstaw do przewidywania, że taka katastrofa zagraża temu budynkowi (choć stan techniczny Teatru Żydowskiego od dawna budzi troskę). Najpewniej na tym się nie skończy i tylko czekać na kolejne próby unieruchomienia teatru.

Rzecz jest bardzo poważna, bo nie polega jedynie na przepychankach, między inwestorem, teatrem i miastem. Tu chodzi o wizerunek miasta, o jedną z najważniejszych instytucji artystycznych stolicy, swego rodzaju wizytówkę, świadczącą o otwartości prowadzonej w Polsce polityki kulturalnej, o poszanowaniu tradycji, w tym bardzo istotnej dla Polski i tego miasta tradycji kultury żydowskiej.

Dość przywołać z mojego "Atlasu teatrów stolicy" (www.aict.art.pl) opis, określający charakter tego teatru: "Korzenie teatru sięgają scen żydowskich we Wrocławiu, kierowanej przez Jakuba Rotbauma, i Łodzi, które połączone w roku 1950 w Państwowy Teatr Żydowski znalazły siedzibę w Warszawie. Jego dyrektorką przez wiele lat była wybitna aktorka Ida Kamińska. Artystka po wydarzeniach marcowych 1968 wyemigrowała z Polski. Teatr objął wówczas Szymon Szurmiej, który nieprzerwanie kierował nim do końca swego pracowitego życia (2014), z misją kultywowania dawnej kultury żydowskiej i tradycji teatru w języku jidisz - sztuki Salomona Ettingera, Abrahama Goldfadena ("Sen o Goldfadenie", reż. Lena Szurmiej, 2006), Jakuba Gordina, Szołema Alejchema, Icchoka Lejb Pereca ("W nocy na starym rynku", reż Szymon Surmiej, 2008), Szymona An-skiego, Pereca Hirszbejna, Szaloma Asza. Wobec malejącej liczby widzów posługujących się językiem jidisz coraz więcej spektakli grano w języku polskim (bądź ze słuchawkami z tłumaczeniem polskim). W repertuarze przeważały spektakle ukazujące urok dawnego folkloru żydowskiego, wspomniany spektakl W nocy na starym rynku czy musical "Skrzypek na dachu" (reż. Jan Szurmiej, 2002) czy też stylizowany, nawiązujący do malarstwa spektakl "Bonjour Monsieur Chagall" Szymona Szurmieja i Gołdy Tencer (2009).

Teatr wspólnie z Fundacją Shalom Gołdy Tencer stał się współorganizatorem Festiwalu Singera, podczas którego okolica teatru, niegdyś zamieszkała przez Żydów warszawskich na nowo ożywa śladami dawnej kultury.

Przy teatrze działał przez wiele lat Warszawski Teatr Pantomimy, a także Teatr Popularny (teatr lektur szkolnych z objazdem po Mazowszu), przekształcony z czasem w scenę edukacyjną, która przygotowała spektakle "Moralności pani Dulskiej" Gabrieli Zapolskiej i "Pana Jowialskiego" Aleksandra Fredry (reż. Lena Szurmiej).

Teatr podejmuje próby przełamania swojego wizerunku jako swego rodzaju ostoi tradycjonalizmu - stąd powołanie drugiej małej sceny, gdzie prezentuje się monodramy i teksty bliższe współczesności, a także plany zmodernizowania repertuaru i formy scenicznej przy współpracy z czołowymi artystami z Polski i za granicy - forpocztą tych zmian okazał się poetycki spektakl "Księgi raju" wg Icyka Mangera w reżyserii Piotra Cieplaka. Wiele w nim celowej naiwności, właściwej wyobraźni dziecka (nieprzypadkowo w spektaklu wykorzystał reżyser marionetki), i pełnych urody piosenek. Spektakl przygotowany na 60-lecie teatru to wyraźny krok w stronę odświeżenia języka, jakim Żydowski chce rozmawiać ze swoją widownią".

Opis ten należałoby uzupełnić teraz o nowe fakty, a między innymi o podjęte w ostatnich latach (i z wielkim powodzeniem) działania, mające na celu odnowę artystyczną teatru. Działania owocujące poważnymi osiągnięciami, by przywołać na tym miejscu tylko "Dybuka" An-skiego w reżyserii Mai Kleczewskiej [na zdjęciu], przedstawienie powszechnie uznane za jedno z najlepszych spektakli warszawskich ostatnich lat. A przecież takich dowodów na nowe impulsy, które w tym teatrze doszły do głosu, na ozdrowieńcze pociągnięcia nowej dyrektor artystycznej Goldy Tencer jest znacznie więcej. Tym bardziej zdumiewają przedziwne akcje inwestora, który próbuje zatrzymać ten pozytywny trend, budzący nadzieje teatromanów i publiczności nie tylko w Polsce.

O co tu chodzi? Moja mama w takich wypadkach zawsze mówiła: jak nie wiadomo, o co chodzi, na pewno chodzi o pieniądze. Rzecz jednak w tym, że los sceny przy placu Grzybowskim to nie kwestia "wewnętrzna" Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Żydów w Polsce, zespołu teatru Żydowskiego i niecierpliwego inwestora. To sprawa najwyższej wagi dla tkanki kulturalnej miasta, a nawet Polski. Zważmy, że to jedyny teatr żydowski w Polsce i jeden z nielicznych w Europie. Nie można dopuścić do przerwania ciągłości jego działania. Nawet jeśli istniałyby realne powody do zamknięcia obecnej siedziby (a i w to wypada wątpić), to przecież nie może oznaczać przerwania pracy tego tak ważnego dla naszej kultury teatru.

Od lat bolałem nad zaniedbaniami, które prowadziły do degradacji technicznej Teatru Żydowskiego im. Estery Racheli i Idy Kamińskich. Tłumaczono mi, że nie opłaca się w ten obiekt inwestować, bo powstanie piękniejszy, lepiej wyposażony i godny swojego posłannictwa. Słuchałem tego chętnym uchem. Ale i tak budził u mój smutek stan techniczny teatru. Widomym, tego znakiem była dla mnie kurtyna, całymi latami nieprana, coraz brudniejsza, świadectwo jakiegoś haniebnego zaniedbania. I oto niedawno odkryłem z prawdziwą satysfakcją, że opłakiwana przeze mnie kurtyna została wyprana! Jak na ironię, okazało się wówczas, że przyszłość teatru przy placu Grzybowskim zawisła na włosiu. Nie chcę w to wierzyć!



Tomasz Miłkowski
Dziennik Trybuna
10 czerwca 2016