Żyjemy tylko wtedy, kiedy jest widz

Jest taka kopalnia emocji i przeżyć, że gdy robiliśmy przeloty pierwszego aktu nikt nie poczuł ile czasu minęło. Myślę, że podczas oglądania będzie podobnie. Jestem ogromnie ciekawa jak przyjmą to ludzie i czy Katowice są gotowe na takie przedstawienie.

Z Grażyną Bułką - aktorką Teatru Śląskiego w Katowicach, grająca rolę Śpiewaczka od Księdza w spektaklu "Prawda, prawda, prawda..." w reż. Agaty Dudy-Gracz - rozmawia Maria Markowska.

Maria Markowska: Jaki nastrój towarzyszy Pani, jako aktorce w dobie koronawirusa, co wiąże się np. z przełożeniem premiery spektaklu „Prawda, prawda, prawda, prawda, prawda, prawda" w reżyserii Agaty Dudy-Gracz?

Grażyna Bułka - Nigdy nie przeceniałam pracy, którą wykonuję. Dobrze, że mogę wykonywać ten zawód, bo daje mi dużo radości, oczywiście również dużo bólu. Natomiast my jesteśmy dodatkiem, czasem miłym, czasem prowokującym do przemyślenia pewnych rzeczy, ale nie jesteśmy pępkiem świata. Te dwa tygodnie bardzo mocno to zweryfikowały, więc trudno mówić o tym, że jesteśmy kimś ważnym. Myślę, że jesteśmy potrzebni dlatego, że dajemy ludziom dużo wspaniałych emocji. Gdy dzieje się coś złego zamyka się teatry z różnych przyczyn, bo to nie tylko kwestia ostatnich dni związanych z pandemią, ale także np. żałoby narodowej. Pamiętam, że miałam już kiedyś taki czas, że grypa była tak mocna, że trzeba było na tydzień zamknąć teatr w Biesku Białej. W takim momencie zdaje sobie sprawę, że nie jesteśmy nikomu potrzebni. Oczywiście to bardzo mocno przesadzone, mam taką nadzieję. Jest jednak coś takiego, że o nas nikt się nie upomni, o nas - zwykłych pracowników etatowych i nieetatowych. Nie mówię o osobach ze znanymi nazwiskami, którzy gdyby napisali teraz, że są w trudnej sytuacji to można by ich było po prostu wyśmiać. Ważne jest, by zarabiając pieniądze zawsze coś sobie odkładać.
W teatrze nie wiem co się dzieje, ponieważ jestem w Czechowicach. Do teatru nikt nie powinien przychodzić, bo po co? Trzeba siedzieć w domu i dostosować się do zaleceń. Mam starszą mamę, więc co 3,4 dni wsiadam w samochód, robię zakupy i odwiedzam ją w Świętochłowicach. Wiem, że dyrektor Teatru Śląskiego Robert Talarczyk stara się, by ludzie nie zapomnieli o naszym istnieniu. Teraz jest akcja czytania Pinokia. Jest to przede wszystkim po to, by przypomnieć widzom, że jesteśmy, wrócimy w pełnym składzie i daj boże będziemy mieli do czego wrócić.

Czy w czasie wstrzymania pracy teatru trwają przygotowania do odłożonej w czasie premiery?

- Nie, Dyrektor teatru w zeszłym tygodniu, po informacji od Marszałka o zamknięciu wszystkich teatrów aż do 15 kwietnia, poprosił aktorów by bez względu na wszystko nie spotykali się. Większość pracowników teatru pracuje teraz zdalnie. Gdy oglądam zdjęcia pustego rynku i pustych Katowic i wyobrażam sobie jak wygląda teraz pusty teatr to napawa mnie to ogromnym smutkiem. Chciałabym, żeby to wszystko się zmieniło i wróciło do normy.

Wydaje się, że żaden zawód nie jest pępkiem świata, ale kultura zawsze była niezwykle potrzebna.

- Są zawody, które są pępkiem świata. I ta sytuacja zweryfikowała nasze myślenie bardzo brutalnie. Wszystkie służby medyczne w takich sytuacjach są najważniejsze. Dla nas, dla narodu, dla rządu i dla wszystkich, którzy znajdują się w takiej sytuacji, a wszyscy jesteśmy w jednakowej.
Od ponad 30 lat zdarza mi się od czasu do czasu przebywać w szpitalu. I zawsze wiedziałam, że medycyna jest solą każdego narodu.

W obecnym czasie, kiedy nie możemy wychodzić z domów teatry proponują widzom uczestnictwo w spektaklach online. Coraz częściej słyszy się o teatrze internetowym, dostępnym dla widza z ekranu laptopa. Czy wyobraża sobie Pani taki teatr?

- Nie. Na bezrybiu i rak ryba, ale wolałabym nie być w swoim życiu zawodowym tym rakiem. Gdy chcesz robić teatr telewizji, bądź film to pracujesz przed kamerą, natomiast pracując w teatrze aktor chce zmierzyć się z prawdziwą materią, widzem i tekstem, który ma się do przekazania. Nie wyobrażam sobie teatru online i chyba zmieniłabym zawód. Gotowałabym ludziom jedzenie. To nie jest mój świat, nie mogłabym tak funkcjonować. Nie zmienia to mojej opinii, że na bezrybiu i rak ryba i chwała tym, którzy to realizują, bo okazuje się, że jeszcze nie umarliśmy i dajemy o sobie znać. Chapeau bas dla tych, którzy to robią, bo ja na dłuższą metę nie byłabym w stanie tak funkcjonować.

Czy teatr internetowy będzie wciąż funkcjonował po czasach pandemii?

- Nie wiem, to są pytania na które prędzej odpowiedzą młodzi ludzie. Uważam się za młodą duchem, ale mam inne postrzeganie teatru. Nie ma w tym niczego złego, to jest naturalne. Trzydzieści lat temu postrzegałam teatr inaczej niż moi starsi koledzy. To zależy od popytu. Jeżeli są chętni, którzy nie mogą przyjść do teatru, to dlaczego nie, mnie to nie przeszkadza. Nie przepadam za teatrem jak to mawia Piotr Cieplak „poszukującym" i współczesnym. Co nie zmienia faktu, że on nie może funkcjonować, gdyż są ludzie których taka sztuka interesuje. Jestem elastyczna, chociaż co do eksperymentu pracowania tylko online jestem sceptyczna.

Dzisiaj miał odbyć się pokaz przedpremierowy spektaklu „Prawda, prawda..."...

- Czuje, że to będzie coś ważnego. Jednak aktor grający w przedstawieniu nie ma obiektywnego patrzenia, co jest normalne. Spektakl w końcu urodzimy, choć ta ciąża trochę się przedłuża. Mam nadzieje, że to dziecko urodzi się po terminie, ale będzie zdrowe, ładne, mądre, potrzebne i kochane przez innych.
Trudno mówić o pracy nad spektaklem, gdyż dowiedzieliśmy się ostatnio o śmierci matki Agaty Dudy-Gracz. To wszystko, co się zdarzyło przez te 4 miesiące było ciężką pracą fizyczną i psychiczną. Elementem naszego życia zawodowego jest to, że przy pracy dzieją się niespodziewane sytuacje, z którymi musimy się zmierzyć.

Jak wyglądała praca nad tym spektaklem z reżyserką Agatą Duda-Gracz?

- Nigdy w życiu nie pracowałam tak, jak przy tej produkcji, ponieważ Agata ma swój specyficzny sposób pracy. Moja ciekawość zawodowa kiedyś doprowadzi mnie do piekła. Mój duch jest młody i prze do przodu, ale ciało mówi mi: „pani dziękujemy". Na próbach z Agatą bardzo ważna jest fizyczność, nie tylko psychika. Ona bardzo dużo daje z siebie, tak bardzo dużo, że człowiekowi głupio jest nie dać choć połowy z tego co ona daje. Dlatego ważne jest zaangażowanie. System pracy jest trudny, gdyż jest to np. 14 dni non stop. Trochę nam to przewróciło wszystkim (osobiście i teatrowi) rzeczywistość, w której funkcjonujemy. Praca przez 14 dni dzień w dzień, 2 razy dziennie po 4 godziny nie jest łatwa i wymaga „sporej orientacji" cytując Cholonka. Natomiast ta praca bardzo dużo daje. Agata czasami proponowała, żeby zrobić daną scenę bez emocji. Dopiero potem gramy ją na 100 %, tak ja na premierze. Gdy nie biorę udziału w takiej scenie, siedzę za kulisami i oglądam to co robią koleżanki i koledzy. Mam wtedy ciarki na plecach. A to może być sygnałem, że spektakl będzie wyjątkowy.

Czym wyróżnia się współpraca z Agatą Duda-Gracz na tle Pani wcześniejszych produkcji?

- To cudowny człowiek. Agata ma w sobie ogromne pokłady miłości dla drugiego człowieka. Zastanawia mnie, jak uchowała się w tym fachu. I myślę, że chyba dlatego, bo wypracowała sobie pewien system pracy i dokładnie wie, jak można nas podejść. Oczywiście robi to szczerze, natomiast nie każdy reżyser potrafi zrozumieć, że osy się bierze miodem, nie octem. A ona zdecydowanie używa w swoim fachu miodu. Czasami jest go za dużo. (śmiech)
Jest to wyjątkowy człowiek, mający ogromną wiedzę na różne tematy. Przez 2 miesiące przygotowaliśmy się do wprowadzenia postaci sztuki. Zrobiliśmy taki research, że to się w głowie nie mieści. Okres 20-lecia międzywojennego przerobiliśmy wzdłuż i wszerz od mody, muzyki, filmu, życia na wsi, w miastach, po potrawy i zwyczaje. Bardzo głęboko kopaliśmy, by dokopać się do wody, ta woda potem prysła i myślę, że każdy z nas dokładnie wie w czym pływa.

Jakie środki wprowadzone przez reżyserkę były dla Pani nowością i wyzwaniem?

- To jest właśnie jej system pracy. Spotkałam się z takimi sposobami, których nigdy wcześniej nie robiłam. W niektórych sytuacjach są one dla mnie interesujące, rozwijające i budujące, a w niektórych przypadkach niepotrzebne, dlatego że każdy z nas wypracowuje sobie przez wiele lat swój system pracy dochodzenia do postaci. Jeżeli ktoś nas przymusza do robienia czegoś innego to z początku człowiek się z tym organicznie nie zgadza. Trzeba się czasem poddać, co potem procentuje. Jednak ja, jako Grażyna Bułka nie potrzebowałabym tylu bodźców, i nie chodzi o skromność bądź pychę. Wypracowałam sobie inny system i intuicję zawodową, a siebie uważam za rzemieślnika. Artysta to ktoś, kto maluje fantastyczne obrazy i rzeźby. Ja też w pewnym stopniu maluje obraz i rzeźbię, ale jest to oparte na słowie i ciele. Za to jestem odpowiedzialna, bo sama to kreuję.

Czy określi to Pani jako idealną współpracę aktora i reżysera?

- Tak, co nie zmienia faktu, że jest to bardzo wymagające.

Jak wygląda Pani praca z pozostałymi aktorami?

- Zaangażowanie całej ekipy jest ogromne. Wszyscy wspólnie dostaliśmy fantastyczne zadanie improwizacyjne, a potem pisaliśmy listy. Była to dla mnie nowość. Zapisywaliśmy to co wtedy przeżyliśmy i poczuliśmy. Usłyszałam co każdy o tym myśli, co przeżył, co czuje i jak sobie to wyobraża dalej. A z tego powstały takie mini felietony, i gdyby z tego powstała książka, to już byłoby to niezwykle ciekawe.

Czy w spektaklu „Prawda, prawda..." można spodziewać się bogatego doboru środków artystycznych, czy też wymyślnej, atrakcyjnej scenografii?

- Przede wszystkim reżyser bardzo pracuje ze światłem, który staje się kolejnym aktorem. Scenografia jest bardzo ascetyczna, ale dająca ogromne możliwości. Wszystko jest wymyślone przez Agatę, spójne, autorskie. Ona to wymyśla, pisze, maluje i reżyseruje. Jest to wielki komfort, ponieważ to jest jej dziecko. Można się z tym zgodzić, albo nie, ale jest to coś fantastycznego. Muzyka jest także ważnym elementem. Mamy fantastyczną ekipę i świetnego muzyka. To ogromne przedsięwzięcie - 25 aktorów na scenie. To jest taka kopalnia emocji i przeżyć, że gdy robiliśmy przeloty pierwszego aktu nikt nie poczuł ile czasu minęło. Myślę, że podczas oglądania będzie podobnie. Jestem ogromnie ciekawa jak przyjmą to ludzie i czy Katowice są gotowe na takie przedstawienie.

„Prawda, prawda..." zdaje się być czymś zupełnie przełomowym dla śląskiej sceny teatralnej?

- Oczywiście, że tak. Jednakże będzie bardzo tradycyjnie, wszystko będzie czarno na białym i nie będzie trzeba się domyślać co autor miał na myśli. Na spektaklu będzie można zobaczyć co dzieje się z ludźmi w momencie, gdy dzieje się coś, czego nie jesteśmy w stanie objąć mózgiem. Jak do tego podchodzimy, jako społeczność. Co dzieje się z ludźmi, gdy usłyszą prawdę.

Czy przekaz płynący ze sztuki będzie uniwersalny i równocześnie skierowany do każdego odbiorcy z osobna?

- Tak, do każdego z osobna i w nieskończoność. Co robi prawda z ludźmi, którzy ogłaszają prawdę i z tymi, którzy muszą ogarnąć ją umysłem?

Dlaczego prawda zapowiadana jest jako coś co spustoszy świat? Czy mamy się jej bać?

- Prawda czasami jest przerażająca. Co ludzie są w stanie z nią zrobić? Ujawniać, czy nie ujawniać? Agata w sposób bardzo bolesny, momentami śmieszny (bo ta sztuka to nie tylko ciężki dramat, a zawiera także elementy śmieszne) zadaje ludziom pytanie: co dzieje się ze społecznością, gdy dotyka nas prawda. Gdy mamy z nią kontakt face to face. Co jesteśmy w stanie poświecić, co jesteśmy w stanie zrobić, jak się zachować, kogo i co poświecić, żeby wyjść z tego z twarzą. Bo im bardziej się kombinuje z prawdą, tym bardziej wchodzi się w szambo. Nie jest to spektakl religijny, ani polityczny, ale każdy może zastanowić się nad tym, jakimi jesteśmy ludźmi, jak bardzo jesteśmy w stanie poddać się manipulacji, uwodzeniu, jak mało mamy do powiedzenia, gdy pytają nas o własne zdanie i jak bardzo kierujemy się zdaniem innych. To są moje przemyślenia związane z tym przedstawieniem. Każdy po zobaczeniu tego spektaklu mógłby napisać taki list, jaki my pisaliśmy w czasie pracy nad spektaklem, odpowiadając na pytania: jak się czułeś, gdy się z tym zmierzyłeś? Bo odczucia widza są bardzo interesujące. Namiastkę spektaklu można było zobaczyć w spektaklu dyplomowym „Ustawienia ze świętymi, czyli rozmowy obrazów", który reżyserowała Agata Duda-Gracz ze studentami Akademii Teatralnej w Warszawie. Scena w drugiej części drugiego aktu jest preludium do tego, co będzie się działo w naszym przedstawieniu.

Na ile te 4 miesiące ciężkich prób wzmocniły Pani więzi z resztą aktorów?

- Jestem dumna, że pracuje z tak utalentowanymi, wspaniałymi, pracowitymi, oddanymi i pełnymi pasji ludźmi. Podczas prób nasunęło mi się takie pytanie: dlaczego teatr ma taką siłę? Ponieważ teatr jest wielopokoleniowy. Jeżeli na scenie spotykają się różne pokolenia, to może z tego powstać tylko coś interesującego. Po 38 latach na scenie jestem w stanie obserwować swoje koleżanki i kolegów, i być zafascynowana ich pracą. Oni tak pięknie grają i pięknie przeżywają. Jest to pierwsza taka produkcja, w której pracuję ze swoim synem. Obserwujemy się wzajemnie i jest to coś niebywałego. Te 4 miesiące obserwacji to poznawanie go na nowo, jestem z niego bardzo dumna. Jest to trudne przeżycie, bo czasami chce uruchomić mi się matka i pilnuję, by się nie uruchamiała. Na scenie jest to mój kolega z pracy. Zresztą obserwacja wszystkich aktorów jest fascynująca, jest dodatkowym elementem towarzyszącym pracy nad tą produkcją. Porównuje to do cebuli, bo każdego dnia każdy zrzucał z siebie jedną warstwę. Są tacy, którzy odwarstwili się bardziej, a inni mniej, ale mimo wszystko potrzebne było mocne odkrycie się przed koleżankami i kolegami. A to nie jest łatwe. Z tego przedstawienia każdy wyjdzie trochę innym człowiekiem pod tym względem, że już nigdy nie będziemy siebie postrzegać tak jak wcześniej.

Praca nad tym spektaklem musiała być niesamowicie wyczerpująca zarówno pod względem psychicznym, jak i fizycznym.

- Gdy człowiek jest bardzo zmęczony, to siada mu też psychika. W trudnych chwilach myślałam sobie, że w zasadzie nie ma już powrotu. Nie mogłabym zostawić koleżanek i kolegów, Agaty. Jesteśmy jednym teamem i idziemy wspólnie, bez względu na to ile to nas kosztuje. Każde z nas idzie tą samą drogą, co Agata.

Czy to stanowi o wartości spektaklu Agaty Dudy-Gracz?

- Myślę, że dlatego jej spektakle mają taką wartość, bo tworzy ona grupę ludzi idących tą samą drogą. Jeśli ktoś chciałby z niej zboczyć, to Agata zrobi wszystko, by go odnaleźć i pokazać główny, bezpieczny trakt. Myślę, że koronawirus pojawił się po to, byśmy się wszyscy zatrzymali i zastanowili nad tym co robimy w życiu i je przewartościowali. Tęsknie za atmosferą teatru, za tym powietrzem i ludźmi.

Pozostaje życzyć Pani jak najszybszego powrotu do teatru i wielkiego sukcesu spektaklu.

- My tę premierę w końcu urodzimy. Chciałabym tylko żeby ta sytuacja nie przestraszyła ludzi na tyle, żeby przestali chodzić do teatru. Tego się boję. Chciałabym, żeby ludzie wrócili do teatru, bo przed chorobą wracali i go chcieli. Mam nadzieję, że dalej będą go chcieli. Bo my żyjemy tylko wtedy, kiedy jest widz.

___

Grażyna Bułka - urodzona w Świętochłowicach. W 2005 roku otrzymała Złotą Maskę za rolę Świętkowej w przedstawieniu „Cholonek, czyli dobry Pan Bóg z gliny" Janoscha w Teatrze Korez w Katowicach. Jest również laureatką Złotej Maski z 2009 roku za najlepszą rolę kobiecą (rola Jean w spektaklu C. Hayes „Utarczki" oraz Pani Bouvier w „Napisie" G. Sibleyrasa w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej). W tym samym roku otrzymała „Ikara", Nagrodę Prezydenta Miasta Bielska-Białej za Wybitne Osiągnięcia Kulturalne. Otrzymała także Złotą Odznakę Zasłużony Dla Województwa Śląskiego. W roku 2012 była nominowana do Złotej Maski za rolę Rut w spektaklu „Jakobi i Leidental". Od 1984 roku związana z Teatrem Polskim w Bielsku-Białej, od sezonu 2014/2015 w zespole Teatru Śląskiego. Od lat w współpracuje z Teatrem Korez w Katowicach. Występowała także na dużym ekranie, m.in. w filmie „Drzazgi" i „Barbórka" Macieja Pieprzycy czy „Ewa" Adama Sikory i Ingmara Villqista, a ostatnio w niemieckiej produkcji „Heimat ist kein Ort" (reż. Udo Witte). Pracuje też jako aktorka dubbingowa, przygotowała m.in. rolę małego Mikołaja Kopernika do pełnometrażowego filmu animowanego („Gwiazda Kopernika" 2009).



Maria Markowska
Dziennik Teatralny Katowice
30 marca 2020
Portrety
Grażyna Bułka