Żywi czy martwi, rodzina to rodzina

Czarne poczucie humoru to ich znak rozpoznawczy. Postacie stworzone przez autora komiksów Charlesa Samuela Addamsa w latach '30 XX wieku, z papieru trafiły na ekrany, jako serial, kreskówka i filmy, by w końcu zawitać na deskach teatrów. Premiera musicalu miała miejsce na Broadwayu w 2010 roku. Poznańska premiera odbyła się 22 września 2018 roku. Przekład Jacka Mikołajczyka idealnie wpasowuje się w polską mentalność i poczucie humoru.

Musical przeznaczony jest dla osób powyżej dwunastego roku życia bowiem ma on w sobie mniejszą dawkę slapstickowego humoru w porównaniu z filmowymi wersjami "Rodziny Addamsów". Dostajemy natomiast sporą dawkę sarkazmu i ironii odnoszących się do trudów małżeństwa, seksu, miłości, życia i śmierci. Addamsowie dają nam naprawdę wiele powodów do śmiechu, ale są też momenty wzruszenia, szczególnie w drugim akcie oraz do zachwytu - scena tanga zapiera dech w piersiach.

Rodzina Addamsów niezmiennie od lat w zabawny, a jednocześnie mroczny i groteskowy sposób uczy nas życia, bo choć Addamsowie nie należą do normalnych - są przerażający, mieszkają w zamku, lubują się w śmierci i rozpaczy, nie stronią od masochizmu i nie ukrywają namiętnej miłości - to jednak zmagają się z problemami, których każdy z nas doświadcza i może się z nimi utożsamić. Po prostu oni przeżywają życie na swój osobliwy sposób. Ale czy na pewno tak bardzo się od nas różnią?

Wednesday, w tej roli Ewa Kłosowicz, w oczach ma mord, a w każdym jej słowie słychać gniew i poirytowanie. Zbuntowana nastolatka zakochuje się w Lucasie (Wojciech Daniel), który jest - o zgrozo - normalny.
Gomez, to przykład męża idealnego. Pantoflarz z poczuciem humoru i hiszpańskim temperamentem, nagle zostaje postawiony w trudnej sytuacji, kiedy ukochana córeczka tatusia wyznaje mu, że ona i Lucas zamierzają się pobrać, ale musi to pozostać tajemnicą, szczególnie przed matką. Przynajmniej aż do spotkania obu rodzin przy jednym stole. Gomez jest rozdarty, bo jeszcze nigdy w życiu nie okłamał żony, w której od lat jest namiętnie zakochany. Wcielający się w pana Addamsa Radosław Elis zachwyca nienaganną postawą, jak na gentlemana przystało i fantastycznym czystym i donośnym głosem, przyjemnym dla ucha, a przecież w musicalu to bardzo ważne.

Morticia, w którą wcieliła się Barbara Melzer, do perfekcji opanowała charakterystyczny dla mrocznej pani domu sposób poruszania się w kultowej już wąskiej, długiej do ziemi sukni. Każdy jej ruch jest bardzo kobiecy, zmysłowy, a mina zawsze ponura jak jej dusza, z jakąś nutą cierpienia, ale zdaje się, że kocha ten stan melancholii.

Pozostali członkowie rodziny to Pugsley (Mateusz Santacruz Kieliszewski) najmłodszy Addams, który uwielbia być torturowany przez starszą siostrę, Babcia (Lucyna Winkel) ze swoim wózkiem tajemniczych ziółek, wujek Fester (Patryk Kośnicki) wieczny optymista, z początku chyba tylko jemu zależy na szczęściu młodych. Jest też Lurch (Kamil Zięba), lokaj o urodzie i temperamencie potwora Frankensteina.

Nie można nie zwrócić uwagi na przodków rodziny, którzy niemal przez cały musical są gdzieś w tle i nadają całości specyficzny klimat. Każdy z nich jest inny, od biskupa, przez transwestytę nazywanego ciotką Herman, po Cheerleaderkę. Ich fantazyjne jasne kostiumy odróżniają ich od żywych członków rodziny. Nie pozostają obojętni na to, co dzieje się w domu, a do tego w dyskretny sposób, nie zaburzając występu, zmieniają scenografię, nie dopuszczając do tego, by cokolwiek rozproszyło widza. I nawet jeśli zdarzy się jakaś mała wpadka, jak stłuczony świecznik, wszyscy pozostają profesjonalni i nic nie jest w stanie wytrącić ich z roli.

Jedna normalna noc - tylko o tyle prosi swoją upiorną rodzinkę Wednesday, która chce przypodobać się rodzicom Lucasa. Ta jedna noc zamienia się jednak w chaos, przewracając świat obu rodzin do góry nogami.

Musical "Rodzina Addamsów" to opowieść o tolerancji, o różnicach, o konsekwencjach swoich wyborów, trudach małżeństwa, dorastaniu. Po prostu o życiu, ale nie zapominajmy, że również o śmierci jako czymś nieodłącznym, naturalnym. Czymś, czego bać się nie należy. Jednak przede wszystkim jest to opowieść o rodzinie i miłości. Mamy tu młodych zakochanych, którzy chcą się pobrać, ale zdaje się, że wszystko jest przeciwko nim. Festera również zakochanego, z tym że w... księżycu. Pugsleya, który boi się, że straci siostrę na zawsze. Rodziców Lucasa - Alice (Jolanta Litwin-Sarzyńska), która tłamsi w sobie swój prawdziwy charakter i Mala (Jarosław Patycki), który zgubił gdzieś dawnego siebie i stał się nudnym sztywniakiem. Mamy też oczywiście Gomeza i Morticię, którzy zawsze pełni namiętności, z powodu małego kłamstwa przeżywają swój pierwszy kryzys.

Ekipa świetnie poradziła sobie z niedogodnościami. Teatr Muzyczny w Poznaniu dysponuje małą sceną, a mimo to scenografia zachwyca. Z pleneru nagle przenosimy się do salonu, w którym Morticia karmi myszami wielką krwiożerczą roślinkę. Minusem jest położenie widowni na jednym poziomie, przez co niżsi widzowie mogą mieć ograniczony widok na scenę oraz ciasnota budynku towarzysząca od samego wejścia, przez co wszędzie tworzą się długie kolejki. Jednak wszelkie niedogodności wynikające z miejsca schodzą na ostatni plan, już na początku, kiedy rozbrzmiewa żywa muzyka, a na scenę wchodzą aktorzy i oczarowują widza cudownymi głosami i fantastycznymi kostiumami, wprowadzając nas w mroczny świat Rodziny Addamsów.

Bez wątpienia zasłużyli na owacje na stojąco. Potwornie dobry musical z przesłaniem.



Anna Rękoś
Dziennik Teatralny Poznań
6 listopada 2019
Spektakle
Rodzina Addamsów