8 nominacji dla Opery na Zamku

16. Teatralne Nagrody Muzyczne im. Jana Kiepury

Z dumą i radością informuję, że Opera na Zamku w Szczecinie otrzymała aż 8 nominacji w prestiżowym konkursie XVI Teatralnych Nagród Muzycznych im. Jana Kiepury. Jurorzy docenili talent i pracę artystów głównie w musicalu „My Fair Lady", ale także w spektaklach baletowych „Świecie dziwny / Coming Together" oraz „Wizje miłości / Mity". Nominacje odebrał Jerzy Wołosiuk – dyrektor artystyczny Opery na Zamku (na zdjęciu).

Nominacje dla artystów i spektakli Opery na Zamku w Szczecinie:

1. Anna Federowicz – w kategorii „najlepsza wokalistka musicalowa" za spektakl „My Fair Lady"

Premiera „My Fair Lady" Alana Jaya Lernera i Fredericka Loewe'a w reżyserii Jakuba Szydłowskiego pod kierownictwem muzycznym Jerzego Wołosiuka w choreografii Jarosława Stańka i Katarzyny Zielonki odbyła się w Operze na Zamku w Szczecinie 13 listopada 2021 roku. Autorem libretta i tekstów piosenek jest Alan Jay Lerner na podstawie sztuki George'a Bernarda Shawa i filmu Gabriela Pascala „Pygmalion". To musical, który jest klasyką gatunku, z nieprawdopodobnie wciągającą muzyką, dramaturgicznie trzymający w napięciu. Dramat George'a Bernarda Shawa w musicalowej wersji wrócił do Opery Na Zamku w Szczecinie po 20 latach przerwy. Miejscem akcji był Londyn, zachowujący niektóre realia z 1912 roku, ale mogący jednocześnie stanowić wiarygodne tło do odzwierciedlenia współczesnych zagadnień i postaw. Historia bezpardonowego i egocentrycznego profesora Henry'ego Higginsa, opowiedziana tu z punktu widzenia trzech kobiet: jego matki, gospodyni – pani Pearce i uczennicy Elizy Doolittle, kwiaciarki z niższych sfer, zmuszonych dzielić z nim losy, dał możliwość nowego odczytania tej znanej nam wszystkim historii: zaintrygowany osobą Elizy profesor przyjmuje zakład o to, że z młodej dziewczyny z niższych sfer w ciągu pół roku uczyni angielską damę, nauczy poprawnej mowy i savoir-vivre'u i... wprowadzi na salony. Nie było łatwo... Wszystko to niepozbawione pełnokrwistych postaci, pogodnej, wartko toczącej się fabuły, pełnych werwy szlagierów („Jeden mały szczęścia łut", „Przetańczyć całą noc" czy „Tę ulicę znam"), dowcipnych dialogów i fenomenalnej muzyki, cynicznego angielskiego humoru, wspaniałych aktorskich kreacji oraz wielu okazji do przeżycia prawdziwych emocji i wzruszeń. Od czasu premiery na Broadwayu w 1956 roku spektakl święcił triumfy – do 1962 roku wystawiono go aż 2700 razy. Potem zawojował świat teatrów muzycznych i kino. Na jego podstawie powstała wersja filmowa, nagrodzona ośmioma Oscarami, z Audrey Hepburn i Rexem Harrisonem w rolach głównych.

„A to dopieru! Przecież żem nie gadała nic złego! Mam leguralne prawo sprzedawać kwiaty! Jezdem porządna dziewczyna, nie jakaś taka. Chcą skrzywdzić bidne dziewczyne!" – wykrzykuje Eliza, młoda, biedna kwiaciarka na początku musicalu „My Fair Lady". W tej roli w szczecińskiej inscenizacji wystąpiła mistrzyni tego gatunku muzycznego, Anna Federowicz. I tak zaczyna się historia niby stara jak świat, historia Kopciuszka. Ale w przeciwieństwie do tej nieco mdłej baśniowej postaci nasza bohaterka ma temperament, ostry charakterek, cięty język i... dumę. Profesor Higgins podejmując zakład, że nauczy ją pięknej wymowy i uczyni z niej damę, nie wie, jaki zamęt w jego życie wprowadzi zadziorna Eliza. Dziewczyna cichym Kopciuszkiem nie będzie. Trafi oczywiście na salony, podbije arystokrację, ale niejednemu pokaże swoje pazury. Anna Federowicz poprowadziła swoją rolę doskonale: od wykreowanej postaci krzykliwej, prostej dziewczyny po dystyngowaną damę. Wspaniale poradziła sobie z trudnymi aktorsko, często nostalgicznymi, wręcz intymnymi scenami dramatycznymi, jak i z elementami komediowymi, w których brawurowo pokazała swoją „musicalową duszę", irytację, upór czy entuzjazm – cały wachlarz emocji, jaki towarzyszy jej roli. Ostatnie, znaczące zdanie Elizy to: "Przecież żem przyszła z umytą giębom i ręcami". Znaczące, bo powiedziała to tak, jak sama chciała. Forma to jedno, a kobiecy upór, by być sobą – drugie. I tak Anna Federowicz zagrała Elizę: żywiołowo i smutno, i zdecydowanie, w zależności od wymagań libretta, reżysera i muzyki. Wykonała podczas spektaklu niejako kilka ról. Perfekcyjna wokaliza, charyzma, sposób mówienia – zgodnie z librettem – swoistą gwarą, a po metamorfozie – pięknym językiem, sposób poruszania się na scenie, wyczucie rytmu, ale i dramaturgii spektaklu na najwyższym poziomie. Wspaniałe wykonanie niezwykle trudnej roli.

2. Janusz Kruciński – w kategorii „najlepszy wokalista musicalowy" za spektakl „My Fair Lady"

Janusz Kruciński, absolutna gwiazda scen muzycznych i musicalowych miał w „My Fair Lady" nie lada wyzwanie aktorsko-muzyczne przed sobą. Po pierwsze musiał przełamać dotychczasowy kanon interpretacyjny musicalu, który powstał w latach, w których właściwie nie istniało pojęcie „mizoginizm". Po drugie: wcielić się w rolę zarazem dostojnego i poważnego profesora fonetyki, jednocześnie nieco, a może nie tylko nieco zdominowanego przez kobiety, które go otaczają. Po trzecie, jak sam twierdzi, zagrał w spektaklu odmiennym od tych, w których grał dotychczas, bo z największym udziałem teatru dramatycznego. Jako Henry Higgins wypadł w swej roli doskonale, w świetny sposób łącząc formę musicalową z dramatyczną, aktorstwo pierwszego gatunku z wokalizą na najwyższym poziomie. Jego interpretacja postaci, spoglądającego na biedną kwiaciarkę Elizę z góry, jego transformacja wyrażona przez gesty, mimikę, perfekcyjnie odegrany sceny mówione, poważne po te pogodne i zabawne, jest filarem szczecińskiej inscenizacji „My Fair Lady". Janusz Kruciński jest postacią przykuwającą uwagę poprzez swoją silną sceniczną osobowość, widz kroczy za nim, śledząc jego przemianę z bufona w człowieka, który prawdopodobnie (tu interpretacja należy do widza) zakochuje się w swojej uczennicy. Charyzma, siła przekazu i perfekcjonizm aktorski oraz doskonałe wyczucie dramatu i elementu komediowego.

3. Grzegorz Policiński – w kategorii „najlepsza scenografia" za spektakl „My Fair Lady"

Wyjątkowo doświadczony w dziedzinie kreowania musicalowych scen Grzegorz Policiński przygotował na stosunkowo niewielkiej scenie Opery na Zamku w Szczecinie imponującą scenografię, pełną nawiązań do realiów Londynu sprzed kilkudziesięciu lat. Główną ideą inscenizacyjną spektaklu dla Grzegorza Policińskiego było umiejscowienie akcji scenicznej w niesprecyzowanej czasoprzestrzeni historycznej, ale opierającej się na głównych założeniach z ówczesnej epoki, przy jednoczesnym korzystaniu z odniesień do czasów współczesnych, z czego wywiązał się znakomicie. Potężne produkcje to domena, w której widać mistrzostwo i niezwykłe wyczucie tego wybitnego scenografa. W szczecińskiej „My Fair Lady" dekoracja jest bardzo efektowna, często zmieniana, „powiększająca" scenę do granic możliwości. Grzegorz Policiński użył też sceny obrotowej, by reżyser mógł dynamicznie przenosić akcję w różne miejsce – z ulicy do domu profesora Higginsa i odwrotnie, a dzięki wyjątkowo częstym zmianom światła udało mu się uzyskać doskonały efekt zmiany historii nastroju: z wartkiej, zabawnej akcji przeplatanej musicalowymi szlagierami po sceny dramatyczne, wymagające skupienia, zwalniające tempo i skłaniające do refleksji nad wymową utworu. Dzięki temu połączył teatr musicalowy z operowym i operetkowym, ale wkroczył też w dramatyczny. Uniwersalna scenografia łącząca poziom i pion sceny, połączona z projekcjami multimedialnymi na walcu i praca sztankietów przeniosły nas w zaczarowany świat, zgodnie z reżyserską koncepcją – zawieszony w pewnym „niedoczasie", balansując między tradycją a nowoczesnością. Mimo ogromnych barier umieścił na scenie londyński autobus. Prawdziwy wirtuoz i architekt musicalowej sceny, dopracowujący każdy szczegół do perfekcji.

4. Dorota Sabak-Ciołkosz – w kategorii „najlepsze kostiumy" za spektakl „My Fair Lady"

Znana nie tylko z wielkich produkcji musicalowych, niezwykle utalentowana Dorota Sabak-Ciołkosz przygotowała, zgodnie z reżyserską koncepcją kostiumy stylizowane na te z epoki, ale uwspółcześnione. Niezwykle zróżnicowane stroje pokazywały mieszkańców Londynu, dzieląc ich na: arystokrację oraz klasę średnią, służbę oraz policję, a przede wszystkim na przedstawicieli niskiej, ubogiej sfery społecznej oraz wysokiej. Dorota Sabak-Ciołkosz zastosowała więc i styl „łachmański" i stricte elegancki, snobistyczny, wyszukany, dopieszczając każdy element garderoby aktora. W jej realizacji znajdziemy więc szare, bure kostiumy ludzi ulicy, wytworne stroje rodem z Ascot, wykonane ze szlachetnych materiałów, niezwykle barwne. Kreatywność kostiumografki przejawiała się w każdym szczególe ubioru osób występujących na scenie, biżuterii i innych dodatków. Dzięki temu każdy z nich był niepowtarzalny, współgrający ze scenografią, światłem, choreografią i klimatem danego momentu dramaturgicznego „My Fair Lady". Charakter każdej z postaci podkreślała odpowiednia charakteryzacja. Wszystko wysmakowane i zaprojektowane starannie, z ogromnym pietyzmem i ogromnym wyczuciem założeń reżysera: zawieszenia wymiaru spektaklu w nie do końca określonej czasoprzestrzeni. Ogromna wyobraźnia i wiedza historyczna, doskonale dobrana kolorystyka wraz z niebywałym poczuciem artystycznym, umiejętnością wizualizacji całości sceny i techniką stworzyły w szczecińskiej „My Fair Lady" istny karnawał kreacji i feerię kolorów, docenione przez publiczność i recenzentów.

5. Ryszard Kaja – w kategorii „najlepszy plakat teatralno-muzyczny" za spektakl „My Fair Lady"

Plakat do musicalu „My Fair Lady" Opery na Zamku w Szczecinie powstał w 1995 roku, kiedy to w teatrze odbyła się pierwsza premiera tego dzieła – 6 października. Jest dziełem znakomitego grafika, scenografa i malarza Ryszarda Kai, zmarłego w 2019 roku, jednego z najpopularniejszych współczesnych plakacistów. W swojej ascetyczności to propozycja zupełnie różną od znanych afiszy do światowych adaptacji tegoż dzieła. Kiedy zerkniemy do galerii plakatów filmowych, teatralnych, broadwayowskich dedykowanych „My Fair Lady" naszą uwagę przykuje pstrokacizna kolorów, twarz pięknej kobiety, a także, w zdecydowanej większości prac fantazyjny damski kapelusz z epoki.
Ryszard Kaja idzie w zupełnie innym kierunku. W kilku zaledwie symbolach oddaje całą złożoną treść libretta Alana Jaya Lernera z oryginalnego musicalu z roku 1956 opartego na dramacie „Pygmalion" George'a Bernarda Shawa. Podąża w „My Fair lady" ścieżką artystów, których prace, operujące symbolem, znakiem i skrótem myślowym tworzyły słynną na całym świecie polską szkołę plakatu. Blisko mu do Henryka Tomaszewskiego, który w plakacie „Love" za pomocą samego liternictwa wywołuje czysto erotyczne skojarzenia, do Władysława Pluty, który na zasadzie utożsamienia znaków pisma z treścią, skomponował swój plakat „Chleb. Każdy kłos się liczy", w którym każda litera jest jednocześnie kłosem zboża, czy też do Mieczysława Wasilewskiego, u którego w filmowym plakacie „Most na rzece Kwai" litery układają się w wizerunek podpór przęseł mostu, a ich postrzępione u dołu i falujące sylwetki dają wrażenie odbicia w wodzie. Projekt Ryszarda Kai składa się z czarnego znaku, będącego jednocześnie tytułem spektaklu, stworzonego ze stylizowanych na ręczne pismo, czarnych liter. Przedłużenie litery „L" w twórczy sposób zmienia się w łodygę kwiatu. Zastosowane przez autora zabiegi formalne powodują, że całość sprawia wrażenie ręcznego szkicu tuszem, wykonanego w jednej z londyńskich knajpek będących tłem spektaklu. Przyjrzyjmy się bowiem librettu „My Fair Lady" i jednocześnie plakatowi Ryszarda Kai. Jest to, w największym skrócie, historia londyńskiej kwiaciarki (na plakacie: łodyga kwiatka z dwoma listkami) z niższych sfer Elizy Doolittle, która pod wpływem profesora fonetyki Henry'ego Higginsa (piękne, „profesorskie" liternictwo słów „My Fair Lady") zmienia się – kwiat wyrasta z liter i pnie się delikatnie do góry – w damę (odcisk „arystokratycznej", krwistoczerwonej szminki w miejscu rozkwitłego kwiata). Zamiast korony kwiatu autor zastosował czerwony odcisk kobiecych ust, taki, jakie Panie zostawić mogły na lustrze w łazience, lub na końcu listu do ukochanego. Warto na tę czerwień ust zwrócić uwagę. To jedyny element kolorystyczny w czarno-białym plakacie. Wyróżnia się z tła i stanowi główny element plakatu – przyciąga wzrok i skupia uwagę. Kolor jest tu użyty jako środek i nośnik informacji. Czerwień od zawsze kojarzona jest z miłością, namiętnością. To oczywisty sposób – jak i wspomniana delikatność łodyżki –nawiązania do związku, jaki zrodził się między uliczną kwiaciarką Elizą a profesorem Higginsem. W nowej inscenizacji Opery na Zamku zyskuje także nową symbolikę – kobiecej siły, którą zaakcentował reżyser Jakub Szydłowski, przenosząc ciężar „My Fair Lady" z profesora Higginsa na otaczające go kobiety, prowadzi więc interpretacyjnie nowy dialog z odbiorcą. Oto prawdziwe mistrzostwo sztuki współczesnego plakatu: lapidarność, oszczędność formy, kilka krótkich symboli oddających całą złożoność i przesłanie historii, oddziaływujących na emocje.

6. Robert Glumbek i Kevin O'Day – w kategorii „najlepsza choreografia" za spektakl „Świecie dziwny / Coming Together"

2 lipca 2021 roku w Operze na Zamku w Szczecinie odbyła się premiera dwuczęściowego, autorskiego i prapremierowego w Polsce spektaklu baletowego „Świecie dziwny / Coming Together" w choreografii wybitnych artystów: Roberta Glumbka i Kevina O'Daya, spektaklu o tolerancji, akceptacji inności, pogardzie i stereotypach do piosenek Ewy Demarczyk, Marka Grechuty, czy Czesława Niemena. Kevin O'Day wykorzystał utwory kompozytora polskiego pochodzenia Fredericka Rzewskiego, w którym muzyka splata się z melorecytacją aktora, a to wszystko z tańcem. Libretto do „Coming Together" i „Attiki" – utworów z 1974 roku – zostało za zgodą kompozytora przetłumaczone na język polski po raz pierwszy w historii. O tym projekcie pisała w programie spektaklu Katarzyna Huzar-Czub: „Genezą powstania «Coming Together» i «Attiki» są wydarzenia, które rozegrały się w 1971 r. w więzieniu Attica w stanie Nowy Jork. Pewnego dnia blisko 1300 osadzonych odważyło się głośno zaprotestować przeciwko bestialskiemu traktowaniu więźniów, biorąc zakładników i próbując pertraktować z władzami. Uzbrojone patrole stłumiły jednak bunt. W krwawych zamieszkach zginęło ponad 40 osób, w tym jeden z organizatorów rebelii Sam Melville — aktywista, antyimperialista, przeciwnik apartheidu skazany za wielokrotne zamachy bombowe w budynkach rządowych. Po śmierci Melville'a wydano listy pisane przez niego w więziennej celi. Tuż przed zebraniem zapisków w książce («Letters from Attica») publikowano je w gazecie. Robert Glumbek wykorzystał polskie utwory, by pokazać pewne zamknięte spotkanie i to, jak podczas takiego swoistej izolacji zachowują się ludzie i reagują na odmienność. Opowiadał przed premierą: „Projekt tej formy inscenizacji «urodził» się podczas lockdownu w Kanadzie. Te wszystkie utwory od dawna leżą u mnie na półce. Wiedziałem, że kiedyś coś do nich zrobię. Kiedy wyjechałem z Polski w latach 80. po początkowej euforii, kiedy byłem zafascynowany wszystkim wokoło, nastała straszna pustka. Zdałem sobie sprawę z tego, jak strasznie być samemu, zamkniętym. Te utwory wtedy bardzo mi pomogły. Teraz, gdy miałem dużo wolnego czasu, oglądałem wiele wiadomości, tego, co dzieje się na świecie. Zacząłem z nich pewne rzeczy do swego pomysłu czerpać. To, co zobaczymy, to moje refleksje z tego ostatniego roku, z własnych przeżyć, i właśnie z tego, co się wydarzyło w tym pandemicznym czasie. Patrzyłem, jak ten świat bardzo się spolaryzował. Wytworzyły się dwie ogromne frakcje, nie ma niczego pomiędzy... W swojej inscenizacji wniosłem to wszystko do małego pomieszczenia, gdzie mamy podzielonych ludzi. Zobaczymy, czy mi się to udało w 40 minutach". (...) Zamknąłem ludzi w jednym pomieszczeniu. Zwykłych, normalnie ubranych... Niczym specjalnie się nie wyróżniają. Scenografia też jest dość oszczędna, bo chcę skupić się na międzyludzkich relacjach – ale zawiera sporo symboli. Dużo się mówi o rodzinach pozamykanych w domach, na początku w takiej sytuacji oczywiście jest super, ale później pewne sprawy wychodzą na jaw. Najpierw cieszymy się, że wszyscy w domu, a po pewnym czasie często jeden na drugiego nie może patrzeć. Ta ciągła, ciężka zbytnia bliskość" sprawia, że człowiek zaczyna mówić prawdę, na przykład aż tak: „nie mogę znieść, jak jesz te pierogi". Z małych problemów robią się duże i pojawia się prawdziwy konflikt. Ale w moim spektaklu, w zależności od interpretacji, tymi zamkniętymi osobami mogą być członkowie rodziny, może nie... To nie jest najważniejsze. Ważne jest to, co się między tymi ludźmi dzieje. Zaczynają się tworzyć grupy, różnice zdań, a że przyjęcie trwa długo, to – wiadomo – wszystko się może wydarzyć. I dobrego, i złego. (...) Zaplanowałem nawet coś, co uzmysłowi bohaterom ten przymus, ciasnotę. Ludzie po prostu będą się dusili, kiedy sytuacja stanie się nie do wytrzymania. Duchota. Chce się wyjść, odetchnąć świeżym powietrzem, a oni nie mogą... Czyli tak, jak powiedziałem wcześniej, sielanka na początku, miło, wesoło, a po jakimś czasie wszystko się rozsypuje. Ludzie odchodzą na bok, bo są już zmęczeni, za dużo ich razem, za długo... Ktoś siedzi sztywno, na nikogo nie zwraca uwagi, obrażony... Całe spektrum ludzkich zachowań w uporczywej izolacji. I wtedy wchodzi tajemnicza osoba, która jeszcze bardziej podzieli bohaterów spektaklu.

Z kolei Kevin O'Day o swojej części „Coming Together" mówił: „Jeśli chodzi o muzykę Frederika Rzewskiego, to jest to utwór, z którym żyłem przez około trzydziestu ostatnich lat. Możliwość realizacji spektaklu do tej muzyki, muzyki Polaka urodzonego w Stanach Zjednoczonych jest bardzo interesująca. To związek dwóch kultur, które przeplatają się w muzyce kompozytora. Ta polaryzacja, o czym mówił Robert Glumbek, widoczna we współczesnym świecie, jest również widoczna w buncie w więzieniu Attica, utworu pod tym samym tytułem, który również wykorzystałem w szczecińskiej inscenizacji. To, na czym się skupiłem, to ruch ptaków, odzwierciedlających to, w jaki sposób społeczność szanuje jednostkę, a jednocześnie dopasowuje się do jednostki obok. Kombinacja muzyki i ruchu tancerzy stwarza wrażenie, że jesteśmy w tym samym miejscu i czasie, ale w innej przestrzeni. Mimo wszystko jest to wspólnota, podobna do wspólnoty latających ptaków, które muszą szanować wzajemnie swoje terytoria. To bardzo interesujące, ponieważ ludzie nie są ptakami... Być może wyszliśmy z wody, wznieśliśmy się w powietrze i zeszliśmy na ziemię, nie wiem. Ten spektakl jest bardzo rytmiczny, ponieważ nie ma tu jednego tempa, w którym poruszają się tancerze. Chciałem zbadać różnicę pomiędzy tancerzami, którzy poruszają się unisono, a tancerzami, którzy poruszają się wspólnie, w jedności. Słowo unisono jest dla mnie tworem bardziej społecznym. Ale jedność to coś innego. To, co chcę pokazać to to, co dzieje się teraz na świecie. I tu przechodzimy do tytułu «Coming Together». Chodzi o to, w jaki sposób stajemy się wspólnotą. Ten tytuł „wewnątrz" spektaklu oznacza bycie jednością. I bycie człowiekiem. Musimy starać się, by na świecie zapanował pokój (...).Projekt «Coming Together» opiera się na koncepcji dotyczącej realnego poczucia wspólnoty. Naszym zadaniem jest akceptacja faktu, iż jesteśmy częścią pewnej grupy. Czasem ludziom łatwo jest być razem, a czasem okazuje się to niemożliwe. Są osoby, z którymi nawiązujemy relacje lekko i bez trudu, ale spotykamy także ludzi, z którymi nie znajdujemy wspólnego języka. Współdziałanie nie zawsze się udaje. Wiemy jednak, że dążenie do zjednoczenia pozostaje najwyższą ludzką wartością. Ponadto, tworząc spektakl, pracujemy m.in. nad utworem Amerykanina o polskich korzeniach, sami będąc kreatywnymi przedstawicielami obu kultur: amerykańskiej i polskiej. Choreograficznie bazujemy zarówno na estetyce baletu współczesnego, jak i klasycznego. Nacisk na zróżnicowanie stylów tanecznych to zasługa samych tancerzy. Ta współpraca bardzo nas do siebie zbliżyła. Był to proces niezwykle osobisty zarówno dla choreografów, jak i dla tancerzy".

7. Emma McBeth – w kategorii „najlepsza tancerka (pozostałe formy taneczne)" za spektakl „Świecie dziwny / Coming Together" (cz. 1., „Świecie dziwny")

Emma McBeth znakomicie wpisała się w merytoryczne i choreograficzne założenia Roberta Glumbka. Jej kreacja unaocznia, w jaki sposób można perfekcyjnie łączyć ze sobą różne techniki tańca, szczególnie współczesnego i zarazem powiązać je ze swoją intuicją. Artystka wyjątkowo profesjonalnie przygotowana, o znakomitej technice w każdym stylu tańca wykorzystanym przez choreografa, znakomicie współpracująca, o wielkiej wrażliwości i scenicznej osobowości. Odwaga i umiejętność interpretacji, wyrażenie siebie i swojego stanu emocjonalnego w rytmie muzyki – to cechy Emmy McBeth, która doskonale wśród grupy tancerzy potrafiła oddać stan w zamknięciu, duszącej izolacji, od zabawy przez znudzenie, zniecierpliwienie czy radość. Artystka bardzo doświadczona, z doskonałym wyczuciem rytmu i godną pozazdroszczenia koordynacją ruchową, co było niezwykle ważne w spektaklu w którym choreograf i reżyser wykorzystał bardzo różne utwory Ewy Demarczyk, Czesława Niemena czy Marka Grechuty. Zdyscyplinowana, odpowiedzialna za każdy ruch, charyzmatyczna.

8. Chiara Belloni – w kategorii „najlepsza tancerka (klasyka)" za spektakl „Wizje miłości / Mity" w choreografii Zofii Rudnickiej (cz. 1., „Wizje miłości")

Premiera spektaklu baletowego „Wizje miłości / Mity" pamięci Ewy Głowackiej do muzyki Fryderyka Chopina i Karola Szymanowskiego w reżyserii i choreografii Zofii Rudnickiej, współorganizowany przez Instytut Muzyki i Tańca w ramach programu „Zamówienia choreograficzne 2021", odbyła się 13 lutego 2021 roku w Operze na Zamku w Szczecinie. Pierwsza część wieczoru to taneczna historia pięciu kobiet w różnym wieku. Ujrzeliśmy je w parku, pogrążone w zadumie i zatrzymane w kadrze. Stopniowo poznawaliśmy marzenia, nadzieje i oczekiwania bohaterek: Dziewczynki, Panienki, Młodej, Dojrzałej i Przegranej. Pragnienia każdej z nich są ponadczasowe jak muzyka Chopina. Wybrane utwory kompozytora, w tym preludia – fortepianowe miniatury, należące do najpiękniejszych dzieł muzycznych artysty, stworzyły nastrojowe tło dla pełnego wirtuozerii tańca klasycznego oraz emocjonującej podróży w głąb kobiecej duszy. Druga część spektaklu, w której zatańczył Paweł Wdówka jako Narcyz, to świat antycznej mitologii, w której fantastyczne przemiany bóstw i herosów wyjaśniają zachodzące w przyrodzie zjawiska. Ujrzymy tragedię zakochanego w sobie Narcyza oraz metamorfozy leśnych nimf uciekających przed zalotami lubieżnych bożków. Każdy mit to inny obraz, taniec i nastrój. Wszystkie doskonale oddają poezję hipnotyzującej muzyki Szymanowskiego, charakteryzującej się niezwykłą kolorystyką brzmieniową i dramatycznością. Neoklasyczny taniec podkreślił walory genialnej muzyki i w pełni zilustrował nadprzyrodzone przemiany mitycznych bohaterów.

Zofia Rudnicka: "Do pierwszej części pt. «Wizje» wybrałam muzykę Chopina, bo wydała mi się bardzo uduchowiona, tak jak Ewa. Ta muzyka oddaje charaktery kobiet. Widzimy je gdzieś w parku przy nadmorskim bulwarze. Są w różnym wieku, nudzą się, marzą... Podczas półgodzinnego spektaklu z muzycznym Chopinowskim tłem poznajemy ich problemy. W ich życiu pojawiają się mężczyźni, odchodzą, one zostają same. Podstawą będą preludia Chopina w wykonaniu Marty Argerich. Inne się nie nadawały, te, które zagrała Argerich, są idealne. Od razu poczułam, co można do nich zatańczyć. W naszym spektaklu już jednak nie Argerich, a muzyka na żywo podniesie temperaturę przedstawienia. (...) Pokazuję pięć historii, pięć różnych wizji miłości. W pierwszej występuje Dziewczynka. Ona o miłości jeszcze zbyt wiele nie wie. Wie tylko, że chłopiec to interesująca postać, że warto o niego zawalczyć więc droczy się z nim. Panienka z następnej opowieści wie już nieco więcej, jest rozkochana, oczekuje, ma przeczucia, ale ucieka. Potem jest młoda kobieta: zalotna, wręcz kokietka, która trafia na troszkę ciapowatego chłopaka. Przyciąga go do siebie i uwodzi. Następne uczucie to utrata. Kobieta, która ma męża, kocha i nienawidzi zarazem. I ostatnia historia, ta, którą grała Ewa... Kobieta przegrana. Kocha i pożąda, a mężczyzna przed nią się kryje, odpycha, a ona za nim rozpaczliwie tęskni. Ale żadna z tych kobiet nie traci nadziei, te wszystkie kobiety dalej trwają w marzeniach i oczekiwaniu. Bo na miłość warto czekać. Ten spektakl będzie o życiu, miłości i nadziei".

Chiara Belloni wcieliła się w pierwszej części w rolę Panienki. Jej partia – trudna do zagrania poruszyła publiczność. Artystka miała niejako odtworzyć fazę przejścia pomiędzy okresem dzieciństwa a kobiecością, niewinną Panienkę w wieku dojrzewania, zakochaną, momentami zabawną, momentami nieco przestraszoną momentami zarazem. Jej rola udała się perfekcyjnie. Chiara Belloni oddała wszystkie targające Panienką uczucia. Artystka jest bardzo uzdolnioną i znakomicie technicznie wyszkoloną tancerką o doskonałych warunkach fizycznych. Ogromna wrażliwość, wspaniała technika i delikatność w interpretacji roli. Świetna w każdej chwili na scenie: gdy tańczy solo, w duetach, trio czy w scenie zbiorowej. Jej kreacja jako Panienki to kreacja jest finezyjna i przejmująca w odbiorze.

Uroczysta Gala wręczenia nagród najlepszym z najlepszych – po drugim etapie konkursu – odbędzie się 26 września 2022 roku w Warszawie.

Magdalena Jagiełło-Kmieciak
Opera na Zamku
7 czerwca 2022
Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...