Aktorzy bez świadków

"Persona. Ciało Simone" - reż: Krystian Lupa - Teatr Dramatyczny w Warszawie

Przenikanie się aktorki i postaci jest w cyklu "Persona" Lupy grą wysoce ryzykowną i budzi tyleż zachwytu, co konfuzji. Bezwstydnie bowiem zostaje ujawnione to, co zwykle się przed widzem ukrywa

„Marzę o tym, żeby dla aktora zetknięcie z postacią było czymś ekstremalnym, prawie traumatycznym”. To niepokojące marzenie Krystiana Lupy w dużej mierze zrealizowało się, jak można przypuszczać, w pracy Sandry Korzeniak nad rolą Marylin Monroe. Kolejna część zamierzonego tryptyku, spektakl „Persona. Ciało Simone” to szaleńczo drobiazgowy zapis procesu materializowania się tego samego marzenia.

Fenomen postaci scenicznej i tajemnica powoływania jej do życia przez aktora interesuje Lupę od dawna (pisał o tym wyczerpująco w obu swoich „Utopiach”).  Dopiero jednak w dwóch spektaklach z cyklu „Persona” reżyser zajął się badaniem tego tematu w sposób tak radykalny i tak jawny. Jak „Marylin” nie jest spektaklem o hollywoodzkiej ikonie seksu, tak „Ciało Simone” nie opowiada o lewicowej myślicielce i mistyczce. Oba przedstawienia mówią o aktorze (aktorce) w zmaganiu z postacią.

Marylin Monroe jest opętana Gruszą z „Braci Karamazow”. Chwilami całkiem ustępuje jej miejsca, jej gesty i słowa są gestami i słowami Gruszy. W podobny sposób – o czym już wiele napisano – Sandra Korzeniak staje się na scenie nie do odróżnienia od Marylin Monroe. Więcej: pokazując nam zarejestrowane na taśmie intymne wyznanie aktorki, Lupa czyni nas świadkami jej prywatnego bólu – traumy budowania postaci właśnie.

To przenikanie aktorki i postaci jest grą wysoce ryzykowną i budzi tyleż zachwytu, co konfuzji. Bezwstydnie bowiem zostaje ujawnione to, co zwykle się przed widzem ukrywa. Elżbieta Vogler – bohaterka „pożyczona” z „Persony” Bergmana – ma zagrać Simone Weil. Jest przeciwieństwem zmysłowej, uwikłanej w tysiące zależności, neurotycznej Monroe. Wyciszona, powściągliwa, mająca za sobą doświadczenie dobrowolnego milczenia – usunięcia się na obrzeża, tam, gdzie przywdziewanie masek nie jest już koniecznością. Analogie z biografią Małgorzaty Braunek są oczywiste: postać Elżbiety jest – tak jak postać Monroe – w dużym stopniu przezroczysta. Celowo i otwarcie pokazuje nam się więc pod scenicznymi postaciami konkretne osoby – aktorki. Mnożenie warstw realności czyni eksperyment ujawniania ukrytego jeszcze bardziej granicznym, niebezpiecznym.

Co w przypadku „Ciała Simone” nie znaczy efektownym. Tutaj wszystko dzieje się w teatrze: między reżyserem i aktorką, podczas pierwszych rozmów na temat mającego powstać spektaklu i podczas pierwszych improwizowanych prób. Czyli w sytuacji, kiedy nie ma widza, kiedy się o jego potencjalnej obecności nawet nie pamięta. Świat przedstawienia wydaje się przez ten zabieg absolutnie samowystarczalny. Oglądamy przecież próbę, choć nie powinno nas tu być. Właśnie w takich dwuznacznych okolicznościach, bez świadków, w prowizorycznej przestrzeni sali prób rodzi się postać. Znamy tę przestrzeń z „Marylin”: te same kręte schody prowadzące donikąd, wysokie, łukowe okna, odrapane metalowe drzwi. W drugiej części pojawią się w niej utykane w kącie przez technicznych meble, ściany pokryją tajemnicze napisy (których nie potrafimy odczytać), inne okno i światło zza okna, które przyciągać będzie Elżbietę. Te zmiany wprowadzane są na użytek aranżowanej przez reżysera improwizacji.

Elżbieta broni się przed przyjęciem roli Simone Weil, ale jednocześnie broni postaci, której nie chce grać przed reżyserem (Andrzej Szeremeta). Niekończący się spór aktorki i reżysera to klasyczny dramat racji. Ich konflikt jest nierozwiązywalny i nikogo, oprócz siebie nawzajem, nie chcą do niczego przekonać. Ich dialog wypełnia niemal całą pierwszą część spektaklu.

Reżyser mówi również wtedy, gdy jest sam, jakby przygotowywał się do następnego starcia z aktorką. Nagrywa swoje argumenty na taśmę – widzimy jego monolog na ekranie. Ta logorea, za którą stoi natłok myśli,  żarliwych, ale dość chaotycznych i niezdyscyplinowanych, stoi w podstawowej sprzeczności z lakonicznością i żelazną logiką pism tej, o której bez przerwy się mówi. Nieodwołalność tekstów Weil bierze się właśnie z radykalnej dyscypliny, z niezłomnego przekonania, że w życiu, tak jak w filozofii, można pozwolić sobie wyłącznie na to, co absolutnie konieczne. Tego rodzaju dyscyplina należy do zupełnie innego porządku, niż ten, w którym istnieją aktorka i reżyser na próbach. Ci muszą przedzierać się przez męczący chaos, przez miliony niepotrzebnych słów, żeby dotrzeć do jakiejś esencji, która zresztą aż do końca (do premiery?) będzie wymykać się im z rąk.

Mechanizm powoływania do życia postaci jest w przypadku Elżbiety zupełnie inny, niż u Marylin. To nie owładnięcie, raczej epifania. Przychodzi z rejonów niewiedzy, niepewności, zaniechania. W improwizacji, która ma ją przekonać do przyjęcia roli, Elżbieta czuje się niezręcznie. Tekst Weil, na bazie którego będzie improwizować – narracyjna historia, klasyczny tekst mistyczki: łączący duchowe objawienie z erotycznym napięciem – wyraźnie ją poruszył, ale wciąż nie ufa intencjom reżysera.

Scena nagle zaludnia się aktorami. Są młodzi, ubrani w krzykliwe kolory, bezpruderyjni, ekspansywni. Rozgrywają swoje dramaty w bełkotliwym języku. Elżbieta nie umie się wobec nich znaleźć, z wyjątkiem sytuacji, kiedy może okazać współczucie. I to właśnie jej wyobcowanie jest gruntem, na którym może pojawić się (objawić?) postać, którą ma zagrać.

Simone (Joanna Szczepkowska), która w końcu nawiedza – jak duch – Elżbietę, okazuje się głęboko nieszczęśliwą kobietą. Jej ciało jest złamane bólem, zamknięte, zawstydzone. Niewiele zostaje ze spiżowej mocy myśli. Dialog aktorki i postaci jest gorzki, i jest w nim mnóstwo smutku. Nie służy planowanemu przez reżysera spektaklowi ani jej roli – służy całkiem prywatnym rozpoznaniom, choćby na temat macierzyństwa. Elżbieta ma dla swojej postaci bezgraniczne współczucie. I wszystkie wcześniejsze błyskotliwe wywody reżysera tracą nagle znaczenie.

Elżbieta spotyka swoją postać nocą, w ciągle tej samej sali prób, w samotności. Reżyser nie jest nawet świadkiem tego ucieleśnienia. Jego dostęp do postaci zawsze – bez względu na to, jak obsesyjnie by o niej myślał, ilekolwiek monologów napisałby dla niej w pierwszej osobie liczby pojedynczej – będzie zapośredniczony. Zostaje mu tylko rola akuszera.

Krystian Lupa traktuję tę rolę nadzwyczaj poważnie. To zapewne nie ostatni odcinek jego opowieści o zawikłanych związkach aktora i postaci. Tajemnica, którą można badać tylko z zewnątrz, nigdy nie przestaje być fascynująca.

Joanna Wichowska, redaktor działu teatru w „Dwutygodniku” (współpraca)

Joanna Wichowska
Strona Kultury 24/10
2 marca 2010
Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...