Anatomia wyparcia

"Życie pani Pomsel" - aut. Christopher Hampton - reż. Grzegorz Małecki - Teatr Polonia w Warszawie

Na scenie jest klaustrofobicznie. Pokój w domu starców w Bawarii, kilkanaście metrów kwadratowych ostatniej życiowej przystani pani Pomsel. Wygodny fotel, lampa, stolik z czymś do picia – niezbędne atrybuty monologu dziarskiej stulatki. Jest i czytelna reminiscencja – niewielka komoda z maszyną do pisania, bo Fraulein Brunhilda była profesjonalną, cenioną stenotypistką i sekretarką.

Jedną z najbardziej zaufanych osób z otoczenia Józefa Goebbelsa, hitlerowskiego ministra propagandy, uchodzącego za numer dwa lub trzy wśród najważniejszych postaci nazistowskiego kręgu władzy. Najwierniejszego, trwającego przy wodzu do samego końca, najbardziej fanatycznego, ale i, cóż za upiorny paradoks, najinteligentniejszego z nich wszystkich. Tuż za fotelem jest ściana, służąca za ekran do projekcji zdjęć i filmów. Widzimy czytelne opozycje. Jednostka i historia. Skromna urzędniczka i bezlitosny tygiel najtragiczniejszych w dziejach ludzkości lat. Spowiedź dziecka XX wieku. Z ograniczoną szczerością.

Christopher Hampton, brytyjski dramaturg i scenarzysta uhonorowany Oskarem, autor pamiętnych „Niebezpiecznych związków", napisał dramat „A German Life", zainspirowany austriackim filmem dokumentalnym „Ein deutsches Leben", nakręconym w 2016 roku, na kilka miesięcy przez śmiercią Pomsel, która zdecydowała się, w chwili którą trudno nazwać inaczej niż ostatnią, dać świadectwo swojego uwikłania w niemiecką historię. Jej życiorys, mimo dotknięcia szczytów władzy, był jednak charakterystyczny dla milionów. Owej gigantycznej rzeszy trybów i trybików, dzięki których tyleż oddanej, co bezrefleksyjnej postawie, społeczno-gospodarczo-militarna machina Trzeciej Rzeszy mogła funkcjonować bez większych zakłóceń prawie do końca.

Hampton prowadzi narrację ze znakomitym wyczuciem tła. Tekst jest skrótowy, rwany, dokładnie taki jaka może być pamięć stulatki. Tej stulatki. Pamięć naturalnie, ale i intencjonalnie wybiórcza. Z początku zresztą nie sposób nie czuć do niej sympatii. Fraulein Pomsel jest ambitna, nie chce funkcjonować w żelaznym uścisku klasycznej sztancy: Kinder, Küche, Kirche. Szuka niezależności wbrew ojcu, rodzinie, jest zdeterminowana, aby wyjść poza klątwę tej aliteracji, sama rozgląda się za pracą. Emancypacja budzi przychylność widowni. W końcu młodość, nie tylko swoją, traktujemy ciepło, jako nasz najlepszy czas, łatwo subiektywizując i usprawiedliwiając. Ale jednostka nie może uciec przed historią, koniecznością wyboru i w konsekwencji odpowiedzialnością. Zietgeist pojawia się w tej opowieści dyskretnie, niepostrzeżenie, aksamitnie rzec można.

W pewnym momencie słyszymy ze sceny słowa o bogatych Żydach, hodowane na klasowym resentymencie, antycypujące bliską erupcję antysemityzmu. W świecie młodziutkiej Niemki zaczyna dominować nazizm, pojawiający się w jej życiu poprzez narzeczonego, zdeklarowanego hitlerowca, esesmana z niskim numerem śmiercionośnego tatuażu. Pomsel wchodzi weń entuzjastycznie, na brunatnej fali dźwigania kraju z kolan, zapewniania Niemcom należnej dziejowej pozycji, stojąc w długiej kolejce po partyjną, nietanią zresztą legitymację. Los jej sprzyja, dostaje posadę w radiu z pensją 200 marek, bonusem jest stały kontakt z elitą, więc cieszy się lekkością bytu. Kariera przyspiesza. Trafia do ministerstwa propagandy, pensja skacze do zawrotnych 500 marek, z naddatkiem zaspokajających materialne potrzeby. Duchowe zaczyna wypełniać fascynacja nowym szefem. Pomsel absorbuje moc zbrodniczej charyzmy jednego z najzdolniejszych propagandystów w dziejach świata, złowróżbnego mistrza technik perswazyjnych. Karzeł roztacza, przed nią i milionami, aurę bezalternatywnego sukcesu, magię perfekcyjnej manipulacji, odzierającą jednostki z resztek krytycyzmu i wątpliwości, wtłaczającą je w stadny konformizm.

Scena w której słyszymy z offu słynne przemówienie Goebbelsa z 1943, wygłoszone w kipiącej emocjami sali w Sportpalast: „Ich frage euch: Wollt ihr den totalen Krieg? Wollt ihr ihn, wenn nötig, totaler und radikaler, als wir ihn uns heute überhaupt erst vorstellen können?" 1, wtłacza widownię w fotele, ukazując jak łatwo popłynąć z prądem historii, lądując na jej śmietniku.

Tekst jest intrygujący, ale przede wszystkim warto wybrać się do Polonii dla Anny Seniuk, debiutującej w monodramie, w miejscu tak przecież dla teatru jednej aktorki ważnym. Artystka tworzy kreację wstrząsającą, wybitną, zapadającą w pamięć. Seniuk znakomicie operuje chropawą, skandującą, niemalże żołnierską mową, formując krótkie, oszczędne frazy, brzmiące niczym komendy i rozkazy, będące przecież dominantą niemieckiego lat 30., języka lat młodości. Aktorka daje bohaterce szansę, niuansując przekaz, wchodząc nieraz w fatalistyczną, wyciszoną narrację, kiedy niechętnie, odwracając wzrok, przyznaje, że była świadkiem zła i zbrodni. Te nieśmiałe próby katharsis nie są jednak w stanie przekonać widza, z zażenowaniem słuchającego mantry wyparcia, tego powtarzanego co i raz: „myśmy nic nie wiedzieli" , wyszarpywanego z pamięci, niechętnie wymrukiwanego z zaciśniętym zębami. Raz tylko jest szczera ze sobą i światem, gdy cicho, z wbitym w podłogę wzrokiem, dodaje: „bo nie chcieliśmy wiedzieć..." Jakby nie zdawała sobie sprawy z tego, że przepisywane przez nią propagandowe brednie mają śmiertelną moc, są bronią masowego rażenia, skuteczną w milionach przypadków. Perfekcyjna indoktrynacja, obudowana jakże poręcznymi sloganami: nic nie pamiętam, befehl ist befehl, ordnung muss sein, działa. Prosta recepta - zmrużmy oczy, oszczędzając sumienie, niczego złego nie zrobiliśmy, zresztą nie wnikajmy, cóż więcej mogliśmy zrobić.

Pomsel niezwykle oszczędnie gospodaruje szczerością, nieczęsto okazując empatię, skąpiąc człowieczeństwa. Weźmy opowieść o żydowskiej przyjaciółce, Evie Lowenthal, deportowanej do Auschwitz, zagazowanej w styczniu 1945, czy napomknięcie o Białej Róży Sophie Scholl, gdzie też pojawia się żal, szybko jednak wyparty przez złość, że antyfaszyści dali się zaprowadzić pod ścianę dla jakichś kilku kartek papieru, a przecież mogli spokojnie żyć. Krótkotrwała refleksja przychodzi też na wieść o dzieciobójstwie Magdy Goebbels. Te ciche protesty szybko się rozmywają, skonstatowane banalnie wygodną frazą, iż na świecie nie ma sprawiedliwości, jest tylko zło. Niemka nie wierzy w dobro, w człowieka, uparcie kultywuje pragmatykę wyparcia. W swoich oczach jest po prostu w porządku.

Nieudaną, nieszczerą próbę rozrachunku jednostkowej egzystencji znakomicie dopełniają projekcje ukazujące obrazy Berlina lat 20. i 30. Początkowo jest to kalejdoskop zwyczajnego jeszcze życia, potem, niczym w fotoplastykonie, triumf woli olimpiady roku 1936, groźne preludium nadchodzących wojennych lat, wreszcie te najbardziej wstrząsające, gdzie beztroska katów przenika się z bestialstwem wobec ofiar. Konsekwentna reżyseria Grzegorza Małeckiego daje nam poruszające studium konformizmu, ambiwalencji i konfabulacji jednostki w czasie próby, doskonalącej się z upływem czasu w nietrudnej przecież sztuce wypierania z pamięci zła i zbrodni, wśród których przyszło jej żyć, wpychania trupów do szafy, jakże chętnego poddawania się pedagogice bezwstydu, doprowadzonej do perfekcji pragmatyce uporczywego eskapizmu, odrzucania odpowiedzialności, owej wieloletniej, codziennie praktykowanej dehumanizacji postaw wtłoczonych w kostium patriotyzmu i dziejowego posłannictwa.

Tytuł oryginału - Niemieckie życie – zdecydowane lepiej oddaje istotę przesłania dramatu Hamptona, tej odwiecznej, choć w czasie II wojny światowej najjaskrawiej widocznej, dialektyki. Bolesnego paradoksu jednostki zredukowanej do roli społecznego atomu, bezpiecznie emigrującej w głąb bańki, gdzie króluje okrutny refren - co mnie to obchodzi. Ucieczka Brunhildy była udana. Zmarła w wieku 106 lat, tak jak chciała - spokojnie, we śnie. Moralnie rozgrzeszona w owej autokonfesji. Życie Pani Pomsel - przeżyte, opowiedziane, wyparte. Zapomniane?

„Czy chcecie wojny totalnej? Jeśli to konieczne, czy chcecie wojny bardziej totalnej i radykalnej niż cokolwiek, co możemy sobie dziś wyobrazić?"

Tomasz Mlącki
Dziennik Teatralny Warszawa
8 maja 2023
Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...