Backstage - "Szwoleżerowie" - reż. Jan Klata

Teatr Polski im. Hieronima Konieczki w Bydgoszczy

Samobójstwa. Wieszanie się, jeden po drugim. Co sezon to wisielec w tym żużlu. Tropienie okoliczności i dlaczego. Fora, fora, fora, teksty, analizy, artykuły z prasy sportowej, bluzgi kibiców, przeprosiny kibiców. Śmierć, śmierć

Kiedyś spotkałem Jana Klatę w jakiejś kawiarni w nocy w Gdyni na festiwalu Raport, i po długim wahaniu podszedłem w końcu i, starając się przezwyciężyć siebie, spytałem, czy mogę mu wysłać swój tekst. I podał mi swojego maila. Wysłałem coś tam. Nigdy mi na to nie odpisał, co uznałem za zrozumiałe. I naprawdę propozycja współpracy była niespodzianką i będę wspominał ten dzień.

Stosunkowo niedawno byłem z przyjaciółmi na „Weselu hrabiego Orgaza” w Starym Teatrze i dyskutowaliśmy, i mój przyjaciel powiedział, że w tej chwili, tak na gorąco, wydaje mu się, że to najlepszy spektakl, jaki w życiu widział. I wtedy zapadła cisza. Wiadomo, każdy coś tam sobie myślał. Różne rzeczy, niekonieczne zgodne. Ale nikt z całą pewnością, ani ja, ani nikt, nie pomyślał wtedy, acha, za chwilę będziemy dyskutować o tym, co Klata zrobił z Pałygą.

No a teraz, że o żużlu. No dobra. To mnie trochę zbiło z tropu. O żużlu. OK.

Bo to Jan Klata wymyślił, że o żużlu. I żebym napisał o żużlu.

No super.

Mój przyjaciel, ten, z którym byłem na „Hrabim Orgazie”, jak mu powiedziałem, że o żużlu, powiedział:

„Acha. O żużlu. A po co?”.

I zacytował mi Kazika:

„Poszedł raz Breżniew w dzień do fryzjera, a fryzjer ujebał mu rękę. Tyle jest spraw na tym świecie poważnych, by o nich napisać piosenkę”.

No, ale zacząłem się temu żużlowi przyglądać.

Wywiady. Robiła je moja żona, Beata. To było ciekawe. Słuchałem samych głosów. Tego, co mówią. Jak mówią. Żużlowcy, kibice, działacze, byli żużlowcy, byli kibice, byli działacze, żony i dziewczyny.

Nie ogarnąłem wszystkiego. Nie chciałem też. Słuchałem po trochę każdego. Potem chodziłem z tym i myślałem sobie o tym. Potem znów słuchałem trochę.

Pierwsza postać, jaka wyłoniła się z mroku, to Fryzjer. Nieżyjący już fryzjer. Syn o nim opowiadał. Ten fryzjer był żużlowcem w latach 40. ubiegłego wieku. Mistrz. Potem się wycofał i jeździł na swoim motocyklu w beczce śmierci. A motocykl jego był maszyną śmierci i nikt nie umiał tej śmierci osiodłać, ujeździć, tylko on. Dwóch poprzednich użytkowników tego motoru zginęło na nim. Kolejni, po nim, też zginęli. A Fryzjer go ujeździł. Dopiero w tej beczce śmierci spadł i złamał kręgosłup. I potem te koty hodował na skórki, żeby obkładać nimi bolący kręgosłup. I potem, jak wydobrzał, został fryzjerem damskim.

O czym on z tymi kobietami rozmawiał w tym salonie – myślałem sobie. Dlaczego tak wybrał? Spodobała mi się ta rodząca się z chaosu postać. I intrygowała. Janowi Klacie spodobała się również.

Maszyna śmierci była OK. I w ogóle ta śmierć wmieszana w ten żużel. Czuło się już, że krew wisi w powietrzu.

A Jan Klata mnie zapładniał. Miał takie szybkie, zapładniające wrzutki. Zadawał mi różne pytania, na które nie znałem odpowiedzi i potem szukałem.

I potem spotkaliśmy się z Janem Klatą na jednej rozmowie, a potem na drugiej, długiej, dwudniowej. Z tych rozmów bardzo dużo wyniknęło.

Najfajniejsze było, że jeżdżą w kółko i że nie mają hamulców. I skręcają wyłącznie w lewo. I ten huk motorów.

Samobójstwa. Wieszanie się, jeden po drugim. Co sezon, to wisielec. Tropienie okoliczności i dlaczego. Fora, fora, fora, teksty, analizy, artykuły z prasy sportowej, bluzgi kibiców, przeprosiny kibiców. Śmierć, śmierć. Coraz więcej.

To Janek rzucił tę myśl o tych wszystkich skromnych ludziach, którzy żyją głównie po to, żeby dożyć do emerytury, a potem już jakoś zleci, jeszcze grobowiec postawić, i o tych drugich, co łakną. Przypomniałem sobie Achillesa. Jak siedzi w tych kobiecych ciuszkach schowany przed śmiercią, przed wojną, gwałtem, złem i niepokojem. Tysiąc wierszy o sadzeniu grochu. Przeczytałem znów tego Koźmiana, to „Ziemiaństwo polskie”. Imponujące to jest! On chciał znaleźć pradawne, wieczne, wiecznotrwałe, najważniejsze i najrozumniejsze – uprawianie ziemi, mijanie pór roku, siew, orka, siew, orka, żniwa, odpoczynek. I tak całe życie. Szczęście ziemianina. Trwam. Jestem. Ziemia. Ale Achilles, kiedy słyszy to pytanie, które dźwięczało mi w głowie przez wiele dni podczas pisania „Szwoleżerów” i musiało, musiało znaleźć się w tym tekście: „Chcesz żyć krótko i świetnie, czy długo i nudno?”, zdecydowanie wybiera „krótko i świetnie”. I ginie pod murami Troi.

Oni wszyscy tak wybrali i tylko dlatego istnieją do dziś. Pozostali są ziemią. Glebą.

Janek rzucił nazwisko: Kozietulski. A potem tytuł: Szwoleżerowie.

Podczas rozmowy w kawiarni, przy stoliku, z nowo zakupionymi książkami z „Tarabuka”, Jan Klata i ja też, wymyślamy postacie. Że trzy kobiety żużlowców i trzech żużlowców. Że fryzjer i psycholog. I prezes. I Sindirella. Dopasowujemy postacie do aktorów. Typy postaci. Różne etapy żużlowej kariery, również u kobiet. Opowiadamy sobie o nich. Jacy są, co robią, co lubią, jak się zachowują.

Janek długo mówił mi: „Nie pisz jeszcze. Gromadź”. Nie pisałem. Aż powiedział: „Pisz! Start!”.

Pierwsza wystartowała Sandra i jej monolog do męża żużlowca.

Pamiętam, zostało parę dni do pierwszej próby, tekst w proszku. Upewniam się. Tak. Na pierwszą próbę musi być gotowy tekst – mówi Janek rzecz oczywistą i jasną.

Piszę jeszcze w pociągu w nocy. Do rana. No mam 10 godzin w tym pociągu, bo tyle jedzie do Bydgoszczy ode mnie. To piszę. Wokoło impreza, ludzie jadą nad morze, piją, lulki palą, wesoło, ludycznie. O czwartej nad ranem lepi się podłoga na korytarzu od rozlanych piw. Śmierdzi. Chrapanie z przedziałów. W sinych promieniach wschodzącego słońca piszę Sindirellę z Prezesem, scenę erotyczną. W tej scenie będzie odpalony motor.

Pierwsza próba. Czytanie. Kawa. Adrenalina. Lubię. Brzmi! Ulga. Ulga.

Janek mówi, że brakuje trzydziestu procent tekstu. Że tyle trzeba dopisać.

Notuję na próbach. Żywcem do tekstu wchodzą słowa, zdania, całe frazy wypowiedziane przez aktorów na próbach. Niezapomniane są niektóre sytuacje. Kiedy piszę, momentami trochę przestaję odróżniać aktorów z prób od postaci ze sztuki. To dziwne uczucie.

Parę napisanych już scen wypada od razu. Nie żal. Generalnie duże zaufanie.

- Zrób mi piękną scenę szaleństwa! – mówi Janek, I chodzę z tym szaleństwem z tyłu głowy. Przymierzam się i przymierzam, i nie wiem, nie wiem.

Rano, na schodach przed teatrem, przed próbą, Janek opowiada mi, co wymyślił do sceny szaleństwa.

- Fajne to jest – mówię. – I teraz ja mam to tylko zapisać?

- A ja tylko wyreżyserować – mówi Jan Klata.

A na przykład monolog Miszcza powstał po wieczornej rozmowie z Mateuszem Łasowskim, który gra Miszcza.

- O czym on powinien mówić?

I Mateusz powiedział mi, o czym on powinien mówić.

Sceny pisane, skracane i poprawiane są praktycznie do końca. Na drugiej generalnej z bólem skracam o jedną trzecią scenę z płaczącym dzieckiem.

Siedzę cały w tym żużlu, unurzany w żużlu, usmarowany. I na tym żużlu Achilles, tętent kopyt, Somosierra, łopocą sztandary, noc listopadowa, biegną, biegną najki ludzkiej żądne krwi.

Narasta napięcie, wszystko narasta, już nic nie wiem. Nic.

Wózek inwalidzki. Wózek prezesa. Co raz ktoś przymierza się do tego wózka, siada na nim, próbuje sobie jeździć po scenie. Też mnie kusi, ale gdzieś głęboko w głowie mam, żeby nie siadać na wózku inwalidzkim bez wyraźnego powodu.

W czwartek, w dzień trzeciej próby generalnej wiadomość, że grający prezesa Roland jest w szpitalu.

- Ty zagrasz! – słyszę. Już nie pamiętam, kto mi to powiedział, chyba Ania Włodarska. I okazuje się, że to nie żart. – Będziesz chodził z tekstem i czytał.

Jakiś kosmos!

Janek mówi, że tylko na generalnej, że nie zrobi premiery bez Rolanda.

Na trzeciej generalnej, fotografowanej, jeżdżę jako prezes na wózku i kończę spektakl, leżąc, tak jak to zaproponował Roland, i mówiąc swój pocięty tekst. Zjednoczenie autora, aktora i postaci posunęło się radykalnie naprzód. Sport – piękna rzecz. Żużel – piękny sport.

Artur Pałyga
Dwutygodnik
29 lipca 2011
Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92
Notice: Undefined index: banner4 in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/layouts/scripts/layout.phtml on line 121 Notice: Undefined index: banner5 in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/layouts/scripts/layout.phtml on line 124

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia