Było to w Lublinie, po zapustach...

"Pan Tadeusz" - reż. Mikołaj Grabowski - Teatr im. Juliusza Osterwy w Lublinie

Historia szlachecka z roku 1811 i 2016 we dwóch aktach wierszem. Takie to widowisko obejrzeć mogła publiczność teatru im. Juliusza Osterwy marcowym wieczorem. I ja tam, na premierze, byłem, niczego nie piłem, a com widział i słyszał... poniżej.

Cóż z tej "narodowej biblii" wyłuskać jeszcze można - czy są w niej rzeczy istotne, poruszające, zdolne wywołać głębsze reakcje wśród widzów? Wydawać by się mogło, że podstawowa funkcja epopei Adama Mickiewicza - przypominanie i utrwalanie polskości - jest już nieaktualna. Niepodległe państwo, swoboda kulturowa, przestrzeń rodzimego słowa niezagrożona przez żadne zewnętrzne siły - wszystko to, o co mógł poeta zabiegać, już mamy, ba! mamy nawet więcej, co poniektórzy zastanawiają się wszak, czy już nie tyle tego wszystkiego mamy, że warto by część staroci wynieść na strych lub do piwnicy, choćby te wszystkie romantyczne rymy.

Mikołaj Grabowski reżyserując spektakl wyszedł od piedestału, na którym posadziliśmy Mickiewicza i jego spuściznę, zrobił to jednak przewrotnie. Scenę zaaranżowano na wnętrze kościoła (widownia w miejscu ołtarza)... tyle, że w remoncie. Pozbawiony świętych artefaktów, z betoniarką, rusztowaniem i połamanymi paletami jest czytelną metaforą tego, co dziś zwykliśmy robić z narodowym dziedzictwem, zwłaszcza w teatrze - dekonstrukcji. Wydaje się jednak, że Grabowski próbuje czegoś innego - renowacji. Fundament stawia na rytmie, siłę pociągową upatrzył w poezji zaprzęgniętej do pieśni (wedle muzyki Zygmunta Koniecznego). Śmiem twierdzić, że nie był to zabieg do końca udany. Mickiewiczowska fraza nie potrzebuje akompaniamentu, broni się sama. W tym rozumieniu każde porządne wyrecytowanie "Pana Tadeusza, czyli ostatniego zajazdu na Litwie" będzie dla widza przyjemnością. Zabieg jednak rozumiem, powtarzalność pewnych fraz, śpiewane dialogi, chóry, wszystko to składało się na przemyślaną kompozycję.

Aktorzy pojawiają się na scenie korowodem współczesnych pielgrzymów niosących egzemplarze narodowego eposu, który prawdziwą, długowieczna i cały czas aktualną "Księgą narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego". Przechodzą dobudowanym podestem i znikają w jednym z bocznych wyjść. Ta drobna zmiana scenograficzna pomaga rozszerzyć scenę. Warto dodać, że grzybobranie rozegra się w przejściu między rzędami foteli, a kończący pierwszy akt dialog Gerwazego (Jerzy Kurczuk) z Hrabią (Krzysztof Olchawa) na szczycie balkonów. Współczesne kostiumy to celny zabieg - zwłaszcza, że w trakcie sztuki zaobserwujemy ich zmianę na stroje z epoki. Jest więc spektakl Grabowskiego pokazem teatru - wehikułu zabierającego nas w świat fikcji - temu też służy styl gry, świadomie przerysowany, niekiedy kabaretowy - skutecznie wyłuskujący wszelkie humorystyczne elementy i momentami w udany sposób kontrapunktujący patos za pomocą pobłażliwej ironii ("dialog" stawów z Księgi VIII). Polacy z przyjemnością śmieją się z samych siebie i ze swojego kulturowego kanonu - świadomi nawiasu w jaki wzięto Mickiewicza, a może czujący dystans, którym cechował się sam poeta. Aktorzy operując brechtowskim "efektem obcości" (zwłaszcza w pierwszym akcie) przedstawili bohaterów jako archetypy - co doskonale widoczne w przypadku nieokrzesanej dziewczęcej Zosi (w tej roli Halszka Lehman), niepoważnego Tadeusz(k)a (Daniel Dobosz), z którego żaden pan i całej gromady zaściankowej szlachty.

Wspomniany wyżej kabaretowy ton momentami, ku zadowoleniu publiczności, oscylował wokół chwytów niespecjalnie wyszukanych, jak choćby demonstracyjne picie Konewki (Daniel Salman), czy polowania na niedźwiedzia, którego to uobecnił Ministrant, Brzytewka - Przemysław Gąsiorowicz. Nienajfortunniej prezentował się Jarosław Tomica, który jako Ksiądz Robak, zainspirowany cytatem z ks. Józefa Baki, ubrał mickiewiczowski trzynastozgłoskowiec w rapowanie - uczciwie notuję jednak, że publiczność wyglądała na bardzo zadowoloną, ja zaś czułem się po trosze jakby stereotypowy stryjek puszczał oko i przekonany o własnej młodzieżowości mówił: ale cool!

Były wszak momenty, kiedy ton komediowy wypadał zdecydowanie lepiej (bardzo wyrazista Marta Ledwoń w roli Telimeny). Gorzej z chwilami zadumy i refleksji. Spowiedź Jacka Soplicy, czy też scena jego śmierci, choć odegrane poprawnie i z odpowiednim podkreśleniem scenografii - nie poruszały. Widać było, że publiczność łaknie sarmackiej swobody, legendarnego pieniactwa i pijatyk, miłosnych intryg, kokieterii, językowego i fabularnego "mięsa", dobrodusznego napiętnowania tradycyjnych wad szlachty, które wszak zdemokratyzowały się razem z Rzeczpospolitą i widzieć je możemy również w sobie. Patriotyczne tony, religijne dumania, wszystko to blakło, traciło na atrakcyjności - broniła się za to oszczędnie pokazywana polityczność, zapewne dlatego, że relacje polsko-rosyjskie weryfikują się nieustannie. Co znamienne pierwsze oklaski padły po scenie Jankiela (Witold Kopeć), który ni to śpiewając, ni zawodząc na żydowską nutę snuł opowieść o dwóch karczmach - dało się odczuć aprobatę widzów dla takiego przedstawienia wątku żydowskiego, malowanego nostalgią. Obserwacją natury społeczno-historycznej będzie fakt, że postać - było nie było - drugoplanowa niosła ze sobą zaskakująco wiele treści - dość wspomnieć wrażenie, jakie wywarło pogardliwe gerwazowskie zawołanie: "Żydzie!".

Zaskoczeniem, zważywszy nietrudną do przewidzenia aprobatę publiczności dla komediowych wątków, był finał. Daniel Dobosz został pierwszym, co tak poloneza nie wodził, Jankiel nie raczył uderzyć w cymbały, szlachta nie piła, wiwatów nie wznosiła... Został tylko Scyzoryk Gerwazego wbity w sceniczne deski, podświetlony złożonymi lampkami-zniczami, majak krzyża. Tężejący w powagę ton zdał się urwany, niedokończony, zupełnie jak remont sceny-świątyni. Grabowski podpowiada, że chyba jeszcze nie czas na krzyki w chórze z poetą: "Kochajmy się!". Premierowa publiczność z kolei, zamanifestowała wcześniejszym entuzjazmem coś innego: kochamy się! sami w sobie i w swej historii. A, że ta historia to w gruncie rzeczy odgrzany (sądząc po recenzjach i zdjęciach) kotlet wysmażony przed kilku laty w krakowskim Narodowym Starym Teatrze, no cóż...

Dominik Gac
ZOOM. Lubelski Informator Kulturalny
8 kwietnia 2016
Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...