Czekam z utęsknieniem na spotkanie z widzami

Rozmowa z Sylwią Krawiec

Odpoczynek od teatru jest jednak niezwykle trudny. Należę do osób, które wszędzie doszukują się inspiracji scenicznych. Potrafię spacerować po lesie albo pływać, powtarzając sobie fragmenty roli.

Z Sylwią Krawiec - aktorką Teatru Dramatycznego im. Jerzego Szaniawskiego w Płocku - rozmawia Lena Szatkowska.

Lena Szatkowska: Wyobrażam sobie taką scenę: świeżo upieczona dyplomantka Studium Aktorskiego przy Teatrze Jaracza w Olsztynie jeszcze nie zdążyła powysyłać CV do teatrów, gdy zjawia się dyrektor - reżyser z Płocka i proponuje główną rolę w sztuce Szekspira.

Sylwia Krawiec - Miałam niesamowite szczęście, że na moje spektakle dyplomowe do Olsztyna przyjechał pan Marek Mokrowiecki. Niedługo po pokazach otrzymałam telefon z zaproszeniem na próby. Okazało się, że dyrektor widział mnie w roli Matki w "Pelikanie" Strindberga w reżyserii Andrzeja Majczaka i dostrzegł we mnie złośnicę. Przyjechałam na rozmowę nie wiedząc nawet do jakiego spektaklu jestem zaangażowana. Szybko się nauczyłam, że dyrektor płockiego teatru kocha utrzymywać takie informacje w tajemnicy. Dosłownie cztery dni przed próbami dowiedziałam się, że chodzi o rolę Katarzyny w "Poskromieniu złośnicy". Nawet przez chwilę się nie wahałam. W tę gościnną rolę włożyłam ogrom serca i pokory, a za to czekała mnie najpiękniejsza nagroda - wymarzony etat w teatrze. Marek Mokrowiecki dał mi również niezwykłą możliwość rozwoju w różnych kierunkach dramatycznych. Za to będę mu już zawsze niezwykle wdzięczna.

Rzadko się zdarza tak udany, zagrany i wytańczony debiut. Nie dała się pani poskromić?

- Dziękuję bardzo za miłe słowa. Katarzyna była niewątpliwie wyróżnieniem, ale także ogromnym wyzwaniem. Cieszę się, że nie tylko moja rola została doceniona przez widzów i jury na festiwalach, ale także cały spektakl oraz reżyseria. Owszem było to zadanie wbrew moim warunkom, ale takie role są właśnie najciekawsze. Jestem delikatniejsza od Katarzyny, mniej konfliktowa i agresywna, więc musiałam się od niej tego nauczyć. Ja za to dałam jej sporo mojej dojrzałości, uporu oraz siły. Ta wybuchowa mieszkanka spowodowała, że Katarzyna ostatecznie nie dała się poskromić, pokazując tym samym, że kobiety mają prawo do własnego głosu.

Lejtmotivem spektaklu jest tango. Jego pulsujący rytm dynamizuje akcję przedstawienia, a główna bohaterka świetnie się w tym czuje.

- Dzięki choreografce Katarzynie Małachowskiej i scenografowi Krzysztofowi Małachowskiemu powstał pomysł, aby Złośnica poruszała się w rytmie tanga, aby swój bunt i niezgodę na przedmiotowe traktowanie wyrażała tańcem. Zakochałam się w tym pomyśle podobnie jak większość zespołu i wkrótce taniec wypełnił prawie cały spektakl. Nawet ślubny Mendelssohn był poprowadzony w rytmie tanga. Nic mnie tak nie uspokaja i nie daje tyle radości co taniec. Praktykowałam taniec współczesny, tańce latynoamerykańskie, które skradły w pełni moje serce, zasmakowałam tańca brzucha i stepowania. Intuicyjnie najpierw szukam roli w ciele i emocjach, potem dopiero w głowie i słowach.

Podbiła pani płocką publiczność nie tylko rolą Katarzyny - również już jako aktorka etatowa - fryzjerki Barbary w "Szalonych nożyczkach". W 2018 przyszło wyróżnienie w postaci przyznawanej przez Płockie Towarzystwo Przyjaciół Teatru Srebrnej Maski. Co jest pani bliższe? Komedia czy dramat?

- Jestem bardzo otwarta na różnorodne formy i każdą traktuję jak nową przygodę. Uwielbiam grać w mądrych komediach ze zwartymi błyskotliwymi dialogami takimi jak "Prawda" F. Zellera czy "Berek, czyli upiór w moherze" M. Szczygielskiego. Postacie dramatyczne niosą odmienny ładunek emocjonalny bez względu na to czy jest to szekspirowska Katarzyna, czy Daisy z "Nosorożca". Darzę sympatią również farsy, które wymagają jeszcze innych środków wyrazu. Do dzisiaj z sentymentem wspominam na przykład spektakl "Nic nie gra" wyreżyserowany przez Stefana Friedmanna. Czekam aż wrócimy do "Hotelu Westminster" w reżyserii Jerzego Bończaka. Każda forma uczy aktora czegoś nowego i jest wyzwaniem.

Dodajmy jeszcze "Pchłę Szachrajkę", "Kopciuszka". "Królewnę Śnieżkę", Mary z "Tajemniczego ogrodu" - spektakle dla młodszej widowni. Teraz online doszły bajki.

- Uwielbiam grać dla dzieci! I wszystkie swoje bajkowe bohaterki niezwykle lubię - od Colombiny w "Pinokiu" po Mary z "Tajemniczego ogrodu", ale przyznam szczerze, że "Pchła Szachrajka" w reżyserii Cezarego Żołyńskiego skradła moje serce w pełni. Podczas grania tej niezwykle wdzięcznej postaci literackiej sama czuję się jak dziecko. Najmłodsza widownia jest bardzo wymagająca i niezwykle ujmująca w reakcjach. Gdy jestem Śnieżką, prawie zawsze podczas próbowania jabłka dzieci krzyczą, że nie powinnam go jeść. Jak więc nie kochać takiej widowni? Dlatego w trakcie pandemii z przyjemnością czytamy na YouTube nowatorskie bajki Weroniki Jóźwiak. Zachęcam szczególnie do wysłuchania "Bajki o dzielnej krawcowej", opowieści dedykowanej Walecznej Zosi.

W pani biografii teatralnej znalazłam informację o gościnnym występie na rosyjskiej scenie w spektaklu "Wiara" w reżyserii Andrieja Szymko w Szkole Rosyjskiej Dramy w Sankt Petersburgu.

- Uwielbiam to wspomnienie! W Sankt Petersburgu znalazłam się wraz z całym moim rokiem na Festiwalu Piosenki Aktorskiej dzięki pedagog tańca Tatianie Asmołkowej. Zabrała nas nie tylko na festiwal, ale również na warsztaty aktorskie do Szkoły Rosyjskiej Dramy, gdzie tworzyliśmy etiudy na podstawie dzieł Dostojewskiego. W jednej z nich, opartej jedynie na ruchu, zagrałam Nastazję Filipowną. Ku naszemu zaskoczeniu okazało się, że ta scena idealnie pasowała do nadchodzącej premiery studentów z Rosji, więc rozbudowano naszą etiudę i wpleciono w fabułę całego spektaklu. Bariera językowa natychmiast znikła i mieliśmy wrażenie, że wszyscy mówimy jednym uniwersalnym, zrozumiałym dla wszystkich językiem teatru.

Wasze dyplomowe przedstawienie "Nie dorosłem czyli Piosenki Taty Kazika" również zwróciło uwagę. Ciekawy był sposób jego finansowania (crowdfunding). Czy można go rekomendować młodym artystom, którzy nie mają szansy na debiut?

- Zdecydowanie! Nasz spektakl muzyczny wyreżyserowany przez Jacka Bończyka cieszył się bardzo dużą popularnością. Chcieliśmy, aby ta podróż sentymentalna trwała dłużej. Stąd pomysł na crowdfunding, czyli internetową prośbę o wsparcie finansowe na możliwość dalszej eksploatacji spektaklu. Polecam ten sposób początkującym artystom, ponieważ uczy marketingu, odpowiedzialności zbiorowej, samodzielnego dbania o spektakl, o promocję i zaplecze techniczne. Jest to bardzo istotne, bo nigdy nie wiadomo, jaka umiejętność w tym zawodzie się przyda.

...może w Płocku, w którym inżynier Staszewski spędził tyle lat też kiedyś usłyszymy jego teksty?

- Teksty Staszewskiego są bardzo uniwersalne, ponadczasowe, jest w nich pewien rodzaj melancholii i sentymentu, który mam wrażenie, że byłby bardzo dobrze przyjęty w Płocku. Myślę, że cały zespół chętnie by zaśpiewał i odtańczył takie utwory jak "Nie dorosłem do swych lat", "Baranek", czy tak popularna "Celina". Apeluję do Pana Dyrektora, zróbmy to!

Przed pandemią pani życie było uporządkowane: poranne próby, wieczorne spektakle, przedstawienia dla dzieci, a w wolnym czasie - dobra książka. Jak wygląda teraz?

- Podczas pracy w teatrze czasu wolnego jest niezwykle mało i to uporządkowanie jest w rzeczywistości bardzo złudne, więc starałam się dbać o te nieliczne chwile wolności. Wtedy wręcz celebrowałam dobrą książkę, muzykę, jogę i wspomniany już taniec. Uwielbiam również tworzyć audiodeskrypcje do filmów dla osób niewidomych. Odpoczynek od teatru jest jednak niezwykle trudny. Należę do osób, które wszędzie doszukują się inspiracji scenicznych. Potrafię spacerować po lesie albo pływać, powtarzając sobie fragmenty roli. Marek Mokrowiecki powiedział kiedyś: "Teatr to jest nasz drugi dom, czy pierwszy dom. Nieważne! To nasz dom, po prostu". Więc jesteśmy tym tematem mniej lub bardziej, ale zawsze, wypełnieni. Scena śni się nam aktorom po nocach. Regularnie opowiadamy sobie o tym, kogo we śnie gonił Dyrektor albo kto w jakimś absurdalnym momencie zapomniał tekstu.

Na moim biurku wciąż leży zaproszenie na marcową premierę "Widoku z mostu" z okazji Międzynarodowego Dnia Teatru. Gra tam pani jedną z głównych ról. Jaka będzie Catherine?

- "Widok z mostu" jest dla mnie spełnieniem kolejnego zawodowego marzenia. Bardzo chciałam pracować z Januszem Kijowskim odkąd dostałam się do olsztyńskiej szkoły. Cieszę się, że doświadczam tego właśnie teraz i to w dodatku na tak dobrym materiale literackim.

Catherine jest wplątana w trudną, zależną emocjonalnie relację z "ojczymem" (Mariusz Pogonowski). Dla dobra rodziny, kosztem swoich uczuć, jest zmuszona pożegnać beztroskie dzieciństwo i szybko dorosnąć. Bardzo mi zależy, aby Catherine była postacią niejednoznaczną, aby nie dało jej się tak łatwo ocenić. Zdradzę, że stylowe kostiumy pani Beaty Ochmańskiej przeniosą nas w klimat Ameryki lat 50., a choreografia Tatiany Asmołkowej dopełni przekaz całego spektaklu. Z niecierpliwością czekamy na nową datę premiery!

Z powodu pandemii nie odbyła się także premiera opowieści o Helenie Bodek, przygotowywana wspólnie z Szymonem Cempurą na Scenę "Piekiełko".

- Pandemia zatrzymała nas w momencie bardzo intensywnej pracy. Kolejną premierą po "Widoku z mostu" miał być spektakl "Gdyby można było...". Jest to historia młodej Żydówki z Żychlina, która w nieprawdopodobny sposób umykała śmierci w czasie II wojny światowej. Postać Helenki Bodek jest niebywale inspirująca - jej hart ducha, optymizm, bezgraniczna nadzieja i siła walki są czymś, co moglibyśmy wszyscy od niej przejąć. Bardzo zależy nam na opowiedzeniu tej historii jak najszybciej, bo właśnie teraz ta młoda dziewczyna mogła by nas nauczyć, czym jest nie tylko nadzieja na lepsze jutro ale również walka o nie.

Czego spodziewała się pani wybierając zawód aktora?

- Ja właściwie zawodu aktora nie wybrałam. Raczej pasowałoby stwierdzenie, że ja sobie teatr wymarzyłam i wywalczyłam. Należałam do osób bardzo nieśmiałych. Teatr dał mi możliwość wypowiedzi. Dosłownie nauczył mnie mówić. Do tego ta bajeczna możliwość doświadczania tak wielu żyć i emocji, do których mogłabym nigdy nie mieć dostępu. Bezcenne! Kocham aktorstwo za te przestrzenie niekończących się możliwości oraz ciągle przekraczanie własnych granic, za nienormowane godziny pracy i nieustanne bycie w ruchu oraz zaangażowanie. Tego dokładnie się spodziewałam i paradoksalnie cały czas daję się zaskakiwać.

Kocham grać niejednoznaczne postaci takie jak Marysia z "Rodziny" czy Catherine z "Widoku z mostu". Uważam jednak, że jako aktorzy nie powinniśmy się modlić o rolę, ale o partnerów scenicznych. Nauczyłam się w płockim teatrze tego, jak ważny jest rozumny, świadomy partner, że ten zawód wymaga dużej odpowiedzialności i zaangażowania całego zespołu. Bez wsparcia czujnego partnera najwspanialsza nawet rola nigdy nie wybrzmi tak głośno. Czym byłaby Lizelotta bez zafascynowanego nią Dyrektora Teatru Małego Zwierciadła?

Z okazji Dnia Teatru Publicznego, płocki teatr przypomniał online właśnie "Dwa teatry" Jerzego Szaniawskiego, które w 2019 roku wyreżyserował Marek Mokrowiecki.

- Bardzo się cieszę, że ten ważny spektakl widzowie mają szansę zobaczyć w sieci. Pierwotnie grałam w nim rolę Córki w jednoaktówce "Matka", potem zostałam poproszona o zrobienie zastępstwa za koleżankę. Lizelotta, w którą się wcieliłam, jest pewnego rodzaju symbolem, synonimem diwy aktorskiej i niedoścignionym ideałem. Przyznaję, że obawiałam się tego wyzwania, którego musiałam się podjąć w wyjątkowo krótkim czasie. Dlatego tak zaskakuje mnie i jednocześnie niezwykle cieszy tegoroczna nominacja do Srebrnej Maski za tę właśnie rolę.

Ma pani za sobą debiut filmowy. Jak wyglądała praca na planie "Kamerdynera" Filipa Bajona?

- To był niezwykle inspirujący czas. Moje zadanie nie było duże, ale wiązało się z udziałem w wielu scenach i przyglądaniu się mistrzom - Adamowi Woronowiczowi czy Januszowi Gajosowi. Zachwyciła mnie ich dokładność w budowaniu postaci, spokój na planie i niezwykła dbałość o szczegóły historyczne. Mam nadzieję, że większe zadania są przede mną, a świat filmu znajdzie dla mnie przestrzeń.

Teatry nie grają. Pusta widownia, kontakt mamy tylko za pośrednictwem mediów społecznościowych, ale to nie wystarcza nikomu: ani aktorom ani widowni. Jak sobie pani daje radę w czasie pandemii?

- Przede wszystkim nie wpadam w panikę. Nie słucham zbyt wielu informacji, nie czytam domysłów, podejrzeń i teorii spiskowych. Czas jest specyficzny, ale jeżeli tylko chcemy to możemy z niego wynieść bardzo dużo dobrego. Świat się zatrzymał i mam wrażenie, że nie powinniśmy się szarpać i na siłę buntować, tylko spróbować zwolnić razem z nim.

Widzę, że w tym chaosie dzieje się bardzo dużo dobra, ludzie się jednoczą, pomagają sobie. Na tym powinniśmy się skupiać. Wierzę, że tęsknota, którą teraz odczuwamy za teatrem pozwoli nam bardziej docenić to miejsce. Nie mogę się doczekać chwili, gdy spotkam się nareszcie z widzami w teatrze, bo mimo dużego zaangażowania w działalność w mediach społecznościowych, wiem, że nic nie zastąpi żywego spotkania aktorów z widzami. Czekam na ten moment z utęsknieniem.

Lena Szatkowska
Tygodnik Płocki
20 maja 2020
Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92
Portrety
Sylwia Krawiec
Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...