Czy jest możliwe się nie utytłać?

"Czarownice z Salem" - reż. Adam Nalepa - Teatr Wybrzeże w Gdańsku

"Czarownice z Salem" Arthura Millera zwykle wystawia się jako teatralny obraz czasów, w których z jakichś powodów pomiędzy ludźmi zapanowuje szaleństwo. Adam Nalepa, który wyreżyserował dramat Millera w Teatrze Wybrzeże (premiera w ubiegłym tygodniu na festiwalu Wybrzeże Sztuki) zrobił coś przeciwnego: jego przedstawienie można odnieść do każdego czasu.

Kiedy podnosi się kurtyna i widzimy grupę dziewcząt na nocnych tańcach w lesie, gotowi jesteśmy pomyśleć, że te pannice wyrwały się na balangę z jakiejś szkoły dla dziewcząt z dobrego domu, pewnie dwudziestowiecznej. Ann Putnam, z jej klasycznym kostiumem i etolą z lisa, wygląda jak typowa niemiecka frau, społeczna podpora nazistowskiej dyktatury. J.F. Danforth w imitującej mundur marynarce z rzędami guzików, zimne bydlę z ulizaną fryzurą z nienagannym przedziałkiem, też ma w sobie coś z nazistowskiego sądowego urzędnika, ale równie dobrze mógłby tu reprezentować kogoś w typie bolszewickiego prokuratora Wyszyńskiego, a jeszcze lepiej - spotykany w każdej epoce typ człowieka tak przywiązanego do abstrakcyjnych zasad sprawiedliwości, że - jak sam deklaruje - bez najmniejszego wahania poświęciłby dla nich tysiące ludzkich istnień. Można by w podobny sposób przebiec wzrokiem po wszystkich bohaterach, ich zachowaniach i strojach, żeby zrozumieć, iż to, co się tu dzieje, nie dzieje się w jakimś jednym, specjalnym czasie. Dzieje się zawsze.

Po drugie zaś - co się tu takiego właściwie wydarza? Nic nadzwyczajnego. Dziewczyny chciały sobie poszaleć w lesie na bosaka, pechowo przyłapał je na tym ojciec jednej z nich. Nie wiedząc, jak wywinąć się od odpowiedzialności, jego córka symuluje tajemniczą chorobę. Pech chciał, że ów ojciec, pastor Parris, nie ma autorytetu wśród wiernych i na sprawie swojej córki chce ów autorytet odbudować. I tak dalej, i tak dalej: egzorcystę Hale'a ożywia, przynajmniej do czasu, pasja walki z szatanem, która zaciemnia mu spojrzenie na świat, Pani Putnam zaciemnia myślenie strata tylu dzieci po porodach, a do tego jej mąż chciałby dzięki oskarżeniu sąsiadów położyć rękę na cudzej ziemi. Abigail chciałaby się zemścić na Elizabeth Proctor i znowu omotać jej męża. Nawet Clint Cheevers, sługus władzy, ma w tych wszystkich wydarzeniach swój interes, bo przy tej okazji ta moralna kreatura staje się naprawdę Kimś.

Powiedzieć by można, że pomiędzy ludźmi, gdzieś podskórnie, ukrywa się zawsze zło. To, co pozwala mu wyjść z ukrycia, ów pierwszy kamyczek, uruchamiający lawinę, może mieć różny kształt, ale nie to jest najistotniejsze. Najistotniejszy jest ów "podkład". W przedstawieniu reżyser całą scenę pokrył grubo błotem, w którym taplają się ludzie (a jeden z aktorów na premierze wpadł nawet w niebezpieczny poślizg). Torfowate błocko to, zdaje się, właśnie ów podkład zła, w którym, chcemy czy nie, stale się nurzamy. A zasadnicze pytanie tej sztuki brzmi: czy jest możliwe, by się jednak nie utytłać?

Nalepa, rezygnując z sugestywnego pokazywania czasów polowań na czarownice, coś na tym stracił. Zwłaszcza pierwsza część, pozbawiona napięcia narastającej grozy zbiorowego obłędu, nie przekonuje, tak jak i nie przekonują różne reżyserskie chwyty - na przykład niemal stale kapiąca z góry woda. Cokolwiek tu ona swoim kapaniem znaczy i cokolwiek znaczy to, że dostrzega ją jedynie chodzący z parasolem Hale (tak jak wszechobecne błocko dostrzega i próbuje omijać jedynie Danforth) - to stałe kapu, kapu zwyczajnie przeszkadza w oglądaniu. Za to druga część spektaklu, po przerwie, wtłoczyła mnie w fotel.

Nie wystarczy mi miejsca, by opisać role Piotra Domalewskiego (zimny, drański Danforth) i Małgorzaty Brajner (ludzka i posągowa zarazem Elizabeth Proctor) - postaci narysowanych jakby jedną kreską i przez to wybijających się z tła. Osobno trzeba by też opisać dwoje bohaterów złamanych wewnętrznie, rozdartych: Johna Proctora Mirosława Baki i Abigail Williams Katarzyny Dałek. Stworzyli co najmniej dwie, zapadające w pamięć sceny: mocowania się z własną słabością Johna Proctora, gdy jest zmuszany do podpisania fałszywych zeznań, i scenę sądu, w której Abigaile kamienieje w bezruchu, obawiając się denuncjacji. Ale miejsca wystarczy mi tylko na osobne opisanie roli Tituby Sylwii Góry-Weber. W dramacie to postać marginalna. W inscenizacji Nalepy znajduje się w centrum.

"Czarownice z Salem" dzieją się zawsze, więc także i dzisiaj. Do tego "dzisiaj" wydają się odsyłać wykonywane przez Sylwię Górę-Weber songi. Do "Girls just want to have fun" Cindy Lauper młode "czarownice" tańczą w pierwszej scenie jak owe panny z dobrego domu, które urwały się spod kontroli rodziców. Przy "Bad Things" Jace Everett tańczą już na rurach, jak w klubie go-go. A poczciwe "Sweet Dreams" poczciwego Eurithmics w wykonaniu Sylwii Góry-Weber, końcowy akcent spektaklu, zmieniają się w diaboliczne, perwersyjne show w stylu Lady Gagi. To najbardziej wyzywająca manifestacja zła w tym przedstawieniu.

Młodych ludzi chętnie byśmy nadal upupiali, wciskając im do ręki lizaczki, jak małoletniej Ruth Putnam (granej, proszę mi wybaczyć nietakt, przez metrykalnie najstarszą w tym gronie co za przewrotny pomysł! - Krystynę Łubieńską). Ale to oni są być może nowożytnymi czarownicami, które mogą nam jeszcze zgotować niejedno zamieszanie. Po obejrzeniu inscenizacji Nalepy zacząłem się nad tym zastanawiać.

Jarosław Zalesiński
Polska Dziennik Bałtycki
30 kwietnia 2013
Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92
Notice: Undefined index: banner4 in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/layouts/scripts/layout.phtml on line 121 Notice: Undefined index: banner5 in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/layouts/scripts/layout.phtml on line 124

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia