Diabeł i jego sobowtór

"Bracia Karamazow" - reż. Janusz Opryński - Teatr Provisorium w Lublinie

Cały świat wysnuty z powieści Fiodora Dostojewskiego Janusz Opryński (wspólnie z autorami scenografii - Jerzym Rudzkim i Robertem Kuśmirowskim) spakował do ciemnego prostopadłościanu-klatki i umieścił w niewielkiej kolistej przestrzeni

Ściany sięgającej niemal do sufitu bryły otworzyły się dopiero wtedy, gdy obrotowa platforma ruszyła z miejsca. Aktorzy szybko wyjęli wszystkie niezbędne do odegrania Braci Karamazow rekwizyty – stół, krzesło z ikoną Chrystusa na oparciu, łóżko, lustra, wojskowe płaszcze i blaszaną balię. Charakterystyczna dla Provisorium wyrazista teatralna metafora – wirująca w metafizycznym transie scena podzielona półprzeźroczystymi ekranami – zaczyna od tej pory migotać znaczeniami, stawiać przeklęte pytania i jednocześnie zamazywać próby udzielania zbyt oczywistych odpowiedzi.

Bracia Karamazow to pierwszy od blisko dwudziestu lat spektakl Janusza Opryńskiego zrobiony wyłącznie pod szyldem Teatru Provisorium (już bez Kompanii Teatr). Jednocześnie przedstawienie to jest efektem kilkuletnich przygotowań – przede wszystkim dyskusji i spotkań z udziałem Cezarego Wodzińskiego, znawcy i tłumacza prozy Dostojewskiego. Opryński próbował na różne sposoby przykładać Dostojewskiego do naszego świata, konfrontować jego pytania i dylematy z naszą rzeczywistością. Te wielogodzinne debaty oddalały nas od teatru, okazało się jednak, że to właśnie teatr stał się jednym z kluczy, dzięki któremu reżyser i adaptator otworzył niezwykle skomplikowaną materię powieści.

Popularność powieści Dostojewskiego na scenach teatralnych nie jest niczym zaskakującym. Adaptator tej prozy ma przecież do dyspozycji kryminalne i miłosne historie, ponadto skomplikowane psychologicznie postaci, które na dodatek prowadzą między sobą rozmowy na tematy zasadnicze – wszystko razem stanowi prawie gotowy materiał dla teatru. Wydaje się, że jedyna trudność, na jaką napotyka autor scenariusza, polega na konieczności wyboru wątków i postaci. Opryński skupił się przede wszystkim na tytułowych Karamazowach, usunął lub bardzo ograniczył cały kontekst „dziejów pewnej rodzinki”, by uwypuklić kluczowe konflikty rozpisane na dialogi i monologi bohaterów powieści.

Spektakl rozpada się na dwie części – przed wyjazdem do Mokrego i zaraz po nim. W pierwszej z nich rolę wiodącą pełni Alosza, akcja spektaklu w ślad za nim przenosi się z celki do celki, to jego obecność sprawia, że aktorzy (cały czas przebywający na scenie) podejmują grę – gdy nie ma przy nich najmłodszego z Karamazowów, powtarzają jedynie przypisane swoim postaciom gesty, pod glądają i podsłuchują rozmowy innych. Alosza Żerańskiego, wrzucony pomiędzy kipiące od namiętności relacje ojca z jego braćmi i kobietami, zachowuje się, jakby nie wiedział, co począć ze swoją prostoduszną wiarą. Po śmierci Zosimy zrzuca przydługą riasę i biegnie do Gruszeńki. Okazuje się bowiem, że gdzieś pod delikatną nieśmiałością Aloszy kryje się lubieżność starego Karamazowa, gwałtowność Dymitra, a nawet cynizm Iwana. W ostatecznym rozrachunku jego obecność na scenie jest konieczna przede wszystkim dlatego, że to jedyna postać, która może zwątpić, bo – naprawdę wierzy. Niemal całkowite usunięcie postaci starca Zosimy (tylko przez moment widzimy jego martwe ciało przypominające ciało Chrystusa zdjęte z krzyża) sprawia, że w spektaklu nie słychać takich odpowiedzi, jakie próbował formułować Dostojewski, tym samym jednak mocniej wybrzmiewają stawiane przez niego pytania.

W drugiej części przedstawienia miejsce Aloszy zajmuje Iwan grany przez Łukasza Lewandowskiego. Początkowo ideolog-intelektualista w drucianych okularach, na zimno rozgrywa emocje ojca, Dymitra i Smierdiakowa, a „zwróciwszy Bogu bilet”, wydaje się być wolny od wszelkich wątpliwości. Jednak Lewandowski stopniowo zdejmuje tę maskę ze swojego bohatera, najpierw przez jakieś drobne nerwowe ruchy i gesty, później przez kilkukrotne obmywanie twarzy podczas rozmowy z Aloszą. Cynizm wraca na moment w dialogu z Chrystusem, gdy Iwan wchodzi w rolę Wielkiego Inkwizytora, ale znowu znika podczas spotkania z Diabłem. I to właśnie Iwanowi Opryński pozostawił nihilistyczne, choć zarazem boleśnie banalne, ostateczne rozpoznanie sytuacji człowieka w tym opętańczo wirującym świecie. Myśl o tym, że wszystko, co istnieje, jest strasznie głupie.

Wcieleniem tej metafizycznej głupoty istnienia jest Fiodor Karamazow. Grający go Adam Woronowicz stworzył niezwykłą kreację. Jego postać to chorobliwie ruchliwy stary kabotyn w połyskliwym szlafroczku, sączący razem z koniaczkiem w duszę swych synów poczucie absolutnego absurdu istnienia, śmieszny i straszny jednocześnie. Budzi on najgorsze uczucia, tresuje Smierdiakowa, który na jego polecenia skanduje swoje prymitywne „herezje” (Jacek Brzeziński w tej roli znakomicie wykorzystał charakterystyczny dla dawnego Provisorium sposób podawania tekstu ze sceny). Woronowicz gra w niezwykłym skupieniu, pomimo dobrych ról Żerańskiego i Lewandowskiego to on pozostaje spiritus movens spektaklu. On staje się na moment martwym Zosimą, on – jako Chrystus – wysłuchuje oskarżeń Wielkiego Inkwizytora, wreszcie on, przymierzając przekrzywioną koronę cierniową, jako Diabeł-zmora Iwana rozbija zarówno jego pewność siebie, jak i poczucie rzeczywistości.

W tym świecie wyraźnie zabrakło miejsca dla kobiet. Katarzyna Iwanowna (Magdalena Warzecha) i Gruszeńka (Karolina Porcari) sprowadzone zostały do dwu scenicznych znaków – szukającej okazji do spełnienia ofiary „świętej” i nieumiejącej panować nad swoimi pożądaniami „kobiety upadłej”. Te dwa bieguny kobiecości napędzają ojcowsko-braterską rywalizację, której temperaturę najlepiej oddaje szamotanina Dymitra (Mariusz Pogonowski). Spośród kobiet jedynie Liza (grana przez debiutantkę – Anastazję Bernad) ośmiela się wkroczyć w obszary metafizycznych pytań mężczyzn. Jej przejmujący, mówiony w niezwykłym napięciu monolog, w którym krucha, skrzywdzona przez los istota daje wyraz swym sadystycznym obsesjom, jest bardzo poruszający.

Puszczona w ruch sceniczna maszynka Opryńskiego nie służy więc prostej prezentacji kryminalno-erotycznej fabuły. Wydarzenia i dialogi mieszają się i zapętlają, okazuje się, że dla przedstawienia rodzących się w tej rodzinie napięć chronologia wcale nie jest ważna. Jednocześnie adaptator odszedł od czytania Braci Karamazow jako zapowiedzi tego, co po zadekretowaniu przez filozofów śmierci Boga wydarzyło się w XX wieku. Owszem, kręcąca się dookoła własnej osi scena wyda dźwięk podobny do stukotu kół pociągu, aktorzy zastygną na chwilę ściśnięci w klatce, przypominając ofiary niemieckich obozów, włożą na siebie polskie wojskowe oficerskie płaszcze, krzykną w gospodzie „Polska”, „Rosja”, ale wszystko to stanowi jedynie jakieś echo, dalekie tło. Na pierwszy plan wysuwa się niczym niepohamowana chuć starego Karamazowa, jego błazeńskie bluźnierstwa, które wydają się być bardziej sugestywne niż buntownicze idee Iwana. Trochę jakby diabeł z wyrafinowanego Mefistofelesa, który uwodził intelektualistów, zmienił się w małego Rokitkę (imię to pada pod koniec spektaklu zapewne w odniesieniu do kręcącego się wciąż po scenie Rakitina granego przez Romualda Krężela), który zamiast ideologicznych projektów podsuwa tylko rubelki i dziewczynki. To wszystko sprawia, że inaczej patrzy się na syna – wątłego okularnika z mosiężnym przyciskiem i plikiem banknotów w dłoni oraz na ojca, śliniącego się w oczekiwaniu na przyjście młodej dziewczyny.

W tej próbie diagnozy stanu naszego świata niebagatelną rolę odgrywa sam teatr. Opryński, burząc iluzję poprzez podwajanie ról, wzajemne podglądanie się aktorów, wskazał na bardzo interesującą rzecz, o której napomknął w rozmowie z Cezarym Wodzińskim. Powiedział w niej mianowicie, że „teatr jest zajęciem diabelskim, bo to szatan promuje sobowtórność”, a Wodziński dopowiedział, że „diabeł powoduje utratę równowagi ontologicznej”, sprawia, że „załamuje się naturalna logika naszego bycia”. W Braciach Karamazow teatr posłużył Opryńskiemu właśnie do takiego rozchwiania naszego poczucia istnienia. Dawny teatralny buntownik szukający nowej formuły dla swojej sceny uczynił ją miejscem, które „jest i nie-jest” jednocześnie. Nie polityczna czy obyczajowa prowokacja, jak bywało dawniej w teatrze Opryńskiego, ale właśnie poczucie ontologicznego rozchwiania ma nas wytrącić z codziennej rutyny i uświadomić nam wagę „przeklętych” pytań Dostojewskiego.

Jarosław Cymerman
Teatr
6 września 2011
Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...