Iść za głosem

Trzeba wsłuchiwać się w siebie, a nie forsować głos do tego, co byśmy chcieli z nim zrobić - mówi Aleksandra Kurzak. Młoda polska sopranistka, która ma już za sobą debiuty w największych teatrach operowych świata, opowiada o zawrotnej karierze, zachciankach gwiazd i zapominaniu tekstu na scenie.
Podobno karierę zaczęła Pani od czekolady i róży w nagrodę za śpiewanie? Miałam cztery lata i mama zabrała mnie na Festiwal Moniuszkowski w Kudowie, na którym występowała. A ponieważ zawsze musiałam robić to, co ona, naśladowałam ją też przy rozśpiewywaniu się. Wtedy właśnie dyrektor Stefan Rachoń zapytał mamę: Kto tak z Panią śpiewa w pokoju hotelowym? - Moja córka - odparła. Dyrektor na to: - Jak to córka? To małe dziecko? Niemożliwe! I rzeczywiście, w nagrodę dostałam wtedy czekoladki i różę, a dyrektor chciał ze mną nagrać płytę z ariami operowymi. Ostatecznie projekt nie doszedł do skutku. Rodzice stwierdzili, że oszczędzą dziecku stresu. Dziś wiem, że to była słuszna decyzja. Przez większość dzieciństwa marzyła Pani jednak nie o śpiewaniu ale chyba raczej o balecie? To była moja wielka pasja, wielkie marzenie. Rodzice nie wyrazili jednak zgody. Obydwoje pracowali w teatrze i mieli kolegów i koleżanki z baletu. A oni odradzali wybór tańca, bo to piękny, ale krótki zawód. Poza tym, we Wrocławiu nie było też szkoły baletowej, a w czasach komunizmu rodzicom wydawało się, że lepiej być np. skrzypkiem, bo zawsze można wyjechać za granicę, zaangażować się w dobrej orkiestrze i godnie żyć. Stąd pomysł, by posłać mnie do szkoły muzycznej i moje granie na skrzypcach przez dwanaście lat. I bez żalu porzuciła Pani skrzypce na rzecz śpiewania? Niedawno oglądałam nagrany na wideo swój występ dyplomowy. Grałam koncert skrzypcowy Saint-Saënsa w Studiu Polskiego Radia i udzieliłam też wtedy wywiadu telewizji. Powiedziałam, że mam zamiar studiować śpiew i skrzypce. To był styczeń 1996 roku. W maju zdawałam maturę, potem egzaminy wstępne na Akademię Muzyczną i po pół roku już nie myślałam o podwójnych studiach. Sprzedałam nawet instrument, teraz bardzo tego żałuję. Nie dlatego, że ciągnie mnie do skrzypiec. Raczej z ciekawości, by wziąć go do ręki i coś popróbować. Jak to się stało, że wybrała Pani śpiewanie? Nie potrafię znaleźć punktu zwrotnego, momentu kiedy powiedziałam sobie: OK, od tej pory chcę zdawać na wydział wokalny i śpiewać. Nieraz się nad tym zastanawiałam, ale myślę, że decyzja była oczywista. Chodziłam do wrocławskiej opery co wieczór, kiedy tylko odrobiłam lekcje i poćwiczyłam. Wychowałam się w tym teatrze, nasiąkłam tu muzyką. Czy studiując wyobrażała sobie Pani, że stanie na scenie Metropolitan Opera ? Nie przewidywałam, marzyłam o tym. Zawsze kiedy oglądałam w telewizji gale czy spektakle z MET myślałam: Boże, gdzie ta Ameryka, gdzie ten Nowy Jork, a gdzie Wrocław, Polska? Jak ja mam to zrobić, żeby tam pojechać? I udało się. Mój pierwszy zagraniczny występ gościnny i to od razu była Metropolitan Opera. Jak doszło do tego, że wystąpiła Pani na jednej z najbardziej prestiżowych scen świata? Do dziś dnia nie wiem. Miałam już wówczas agenta, pewnego dnia zadzwonił i powiedział, że jest propozycja wejścia do obsady w zastępstwie za jakąś amerykańską śpiewaczkę, która zaszła w ciążę. Telefon był we wrześniu, a swój pierwszy spektakl śpiewałam już w grudniu. To było niezwykłe, bo szefowie MET planują wszystko z dużym wyprzedzeniem, a na debiuty na tej scenie czeka się latami. W najśmielszych marzeniach nie przypuszczałam, że przed trzydziestką uda mi się zadebiutować w Nowym Jorku i londyńskiej Covent Garden. Czuje Pani ciężar tego sukcesu ? W ogóle to do mnie nie dociera. Nie zmieniłam się, jestem normalna. Ale ostatnio zauważyłam, że mam fanów, ludzie zaczynają za mną jeździć po świecie. Twarze, które znam z Hamburga, stoją w Londynie i proszą o autograf czy pamiątkowe zdjęcie. Mówią, że zobaczymy się w Nowym Jorku, bo już sobie kupili bilety na mój spektakl. Dopiero wtedy myślę: może rzeczywiście robię się trochę znana. Mama mówi mi czasem: Dla Ciebie to jest normalna praca, jeździsz do tych teatrów, masz próby, występujesz, ale dla nas to, gdzie śpiewasz, jest niesamowite. Pracuje Pani z wieloma gwiazdami. Czy mają jakieś specjalne zachcianki ? Skończyła się epoka wielkich diw operowych. Do dziś w kuluarach, jeśli krążą plotki o fochach gwiazd, to raczej o Marii Callas czy Montserrat Caballe. Większość śpiewaków chce po prostu dobrej garderoby, fortepianu, fotela, na którym można odpocząć, wody, herbaty, podstawowych rzeczy. Ma Pani za sobą osiem lat profesjonalnego śpiewania. Na ile zmienia się w tym czasie głos? Jedenaście lat temu miałam rozpiętość głosu do C czterokreślnego. Teraz skala skróciła mi się przynajmniej o pięć dźwięków, ale coś za coś. Kiedy wydobywałam C czterokreślne nie było prawie niczego w pierwszej oktawie. Teraz głos zrobił się krąglejszy, cieplejszy, większy. Ale musi się samoistnie rozwijać, nic na siłę. Ważne, by dobierać partie ostrożnie, nie dać się porwać emocjom bo "chciałabym to zaśpiewać, bo to świetna rola, aktorskie wyzwanie". Tu trzeba być bardzo uważnym, wsłuchiwać się w siebie, iść za głosem, a nie forsować go do tego, co byśmy chcieli z nim zrobić. We wszystkich recenzjach podkreśla się, oprócz strony wokalnej, Pani naturalny talent aktorski. Uczyła się Pani grać? Reżyserzy rzeczywiście chwalą mnie, twierdząc, że mam to coś. Ale to naturalny dar, nigdy nie uczyłam się aktorstwa. Nie mieliśmy w Akademii Muzycznej żadnych zajęć stricte aktorskich. Myślę, że pewnych rzeczy nie da się zresztą nauczyć. Po Pani debiucie w Metropolitan Opera jeden z recenzentów pisał, że ukradła Pani przedstawienie swoją partią Olimpii. Taka pochwała nie przewraca w głowie? Mnie nie przewróciła, raczej bardzo zmobilizowała, a nawet napawała strachem. Bo trzeba ciężko pracować, by utrzymać się na tym poziomie, być coraz lepszym, udowodnić, że zasługuję na to, gdzie jestem. Zdarzyło się Pani zerwać spektakl z powodu niedyspozycji wokalnej? Odpukać, nie. Kiedy byłam chora, uprzedzałam o tym z kilkudniowym wyprzedzeniem. Ale dla solisty to straszne. Osiem lat temu śpiewałam we Wrocławiu Gildę w "Rigoletcie". Po premierze wylądowałam w szpitalu na dziesięć dni z zapaleniem płuc. To był największy koszmar, jaki przeżyłam - mimo choroby spróbować dośpiewać do końca. Ostatnio w Londynie wydarzyła się podobna sytuacja. Był to podczas spektaklu "Napoju miłosnego" Donizettiego, w którym brałam udział. W przerwie baryton zapowiedział, że jest chory i nie panuje nad tym, co robi. Organizatorzy zadzwonili po jego dublera, ale miał wyłączoną komórkę i nie mogli go znaleźć. Przerwa przedłużyła się prawie do godziny. Wtedy ściągnęli innego śpiewaka, który od dwóch dni był w Londynie na próbach innego spektaklu. Kiedy do niego zadzwonili bronił się, że ostatni raz wykonywał tę partię piętnaście lat temu, poza tym jest zmęczony. Ubłagali go jednak i przyszedł z pulpitem prosto na scenę, tak jak stał. A zapomnieć tekstu na scenie? Zdarzyło mi się. Straszne ! To było podczas "Juliusza Cezara" Haendla w Bayerische Staatsooper. Wtedy debiutowałam na tej scenie. Śpiewałam właśnie barokową arię z ozdobnikami i wypadło mi jedno słowo. Niestety, przez ten fakt wypadła mi też muzyka. W trakcie arii zastanawiałam się: Gdzie ja jestem ? Nie miałam zielonego pojęcia, co śpiewam. Na poczekaniu wymyślałam koloratury. Dla mnie trwało to wieczność, choć dyrygent twierdził, że najwyżej dwa takty. Na scenie miałam wrażenie, że aria nie ma końca. W pewnym momencie klawesynista podegrał mi linię melodyczną i wskoczyłam w temat. Jak odrywa się Pani od muzyki ? Ma Pani jakieś hobby? Nie da się od tego oderwać. Muzyka i śpiew polega na tym, że człowiek cały czas je w sobie nosi. Odstresowuję się normalnie, nie mam jakiegoś wyszukanego sposobu. Najczęściej to po prostu książka, telewizja, sprzątanie, czasem układanie w szafach - to uwielbiam. Zwyczajne rzeczy. Dziekuję z rozmowę. Aleksandra Kurzak, sopranistka, ma 30 lat, absolwentka wrocławskiej Akademii Muzycznej w klasie śpiewu Eugeniusza Sąsiadka (studia skończyła już po czterech latach). W 1998 roku wygrała Międzynarodowy Konkurs im. Stanisława Moniuszki. W 2000 roku brała udział w konkursie Placido Domingo "Operalia" w Los Angeles. Tam zauważył ją Peter Mario Katona, dyrektor od obsad w Covent Garden, który kilka lat potem zaproponował jej debiut na tej scenie. Od 2001 roku przez sześć lat śpiewała w hamburskiej Staatsoper główne role (m.in. Marię w "Córce pułku", Kleopatrę w "Juliuszu Cezarze", Królową Nocy w "Czarodziejskim flecie" Mozarta). W 2004 roku debiutowała na scenie nowojorskiej Metropolitan Opera (Olimpia w "Opowieściach Hoffmanna" Offenbacha), a w lipcu 2005 po raz pierwszy pojawiła się w londyńskiej Covent Garden (Aspazja w "Mitridatesie, królu Pontu" Mozarta). Oprócz tego ma za sobą debiuty na scenach w Salzburgu, Parmie, Berlinie, Toulouzie, Palermo i Monachium. W czerwcu rozpoczęła pracę tzw. wolnego strzelca, sama wybiera interesujące ją propozycje.
Magdalena Talik
Kulturaonline
22 grudnia 2007
Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92
Notice: Undefined index: banner4 in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/layouts/scripts/layout.phtml on line 121 Notice: Undefined index: banner5 in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/layouts/scripts/layout.phtml on line 124

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia