Jan Fabre - wojownik piękna

rozmowa z Jan Fabre

Na poznańskim festiwalu Malta czas na mistrzów. Jan Fabre, legenda "flamandzkiej fali" pokaże w tym tygodniu spektakl "Another Sleepy Dusty Delta Day" o walce o prawo człowieka do decydowania o własnej śmierci

Joanna Derkaczew: Pana spektakle są bolesne, brutalne, na granicy wytrzymałości aktorów i widzów. Czy pan sam miewa czasem radość z tworzenia? Taką zwykłą frajdę?

Jan Fabre: Bycie artystą jest rodzajem osobistego okrucieństwa. Trzeba wiele poświęcić, by coś zyskać. My, Belgowie, mamy to zakodowane od wieków. Dochodzenie do granic nas nie przeraża. Wielki flamandzki malarz James Ensor zawsze powtarzał, że dopiero pod najczarniejszą czernią można odkryć najpiękniejszy róż. Lawiruję wśród skrajności, szukam cierpienia i bólu, bo to one dają rzadkie poczucie autentyzmu. Tylko ciało nie kłamie.

Artyści pracujący ze mną w zespole Troubleyn wiedzą, w co się pakują. Nie przypadkiem zresztą po pięciu latach otrzymują tytuł "wojownika piękna". To faktycznie jest codzienna walka. Ale ja i tak jestem znacznie bardziej okrutny dla swojego ciała niż dla moich aktorów. Przed naszą rozmową przejechałem na rowerze część trasy Tour des Flandres. Góry i doliny, podjazdy i zakręty, zimny wiatr uderzający nagle. Cierpię w tej chwili jak diabli.

To jest pana odpowiedź na pytanie o przyjemność?

Ja jestem swego rodzaju współczesnym mistykiem, egzystencjalistą. Przyjemność i ból to dla mnie ten sam rodzaj doświadczenia. Przyczyną wielowiekowego konfliktu między katolikami i mistykami było proste nieporozumienie - katolicy postrzegali mistyków jako tych, którzy nie nieustannie się umartwiają. A w rzeczywistości mistycy byli niezwykle jak na tamte czasy szczęśliwi. Bardzo silnie połączeni ze smakowaniem, doświadczaniem świata, ze zmysłami, z tym, by znać materię przedmiotów, by je odczuwać. Próbuję dochodzić do szczęścia tą samą drogą. Nie używam żadnych podpórek technologicznych, nie mam komórki ani komputera, nie korzystam z żadnej pamięci zewnętrznej, wszystko koduję w ciele.

Mam teraz np. wystawę retrospektywną w muzeum w Antwerpii. Pokazuję nagrania solowych performance. Robiłem ich mnóstwo w latach 70. i 80. W ciągu ostatnich lat wróciłem do tego. Zamykam się gdzieś na pięć godzin albo robię coś niedozwolonego w przestrzeni publicznej, czasem zostaję aresztowany, czasem mdleję, czasem trafiam do szpitala.

Po co ten powrót?


To coś zupełnie innego niż reżyserowanie czy tworzenie instalacji. Jestem dumny, że nadal mam mentalną i fizyczną zdolność sięgania po zachowania ekstremalne. Tancerze i aktorzy muszą mieć warsztat i ciało wytrenowane na tyle, by móc powtarzać spektakl wieczór po wieczorze. Performance robi się tylko raz. Dla ludzi wybierających performance intensywność staje się miarą szczęścia. Życie toczy się w krótkich, ulotnych momentach, a nie w rozpiętym czasie. Satysfakcja nigdy nie jest ostateczna, lecz chwilowa. Jako artysta często stwarzam dla siebie nowy zestaw zasad. Gdy tylko odnoszę sukces w jakiejś materii, porzucam ją, kończę ten etap.

Jak mierzy pan ten sukces?


W sztukach wizualnych to łatwe. Prace sprzedają się albo nie, ceny idą w górę albo w dół. Ja kończę z danym stylem czy tematem w momencie największych wzrostów. Galerie i pośrednicy nienawidzą mnie za to. Kapitalizm i sztuka zawsze zresztą szły w parze. Najlepszych malarzy można było znaleźć tam, gdzie byli ludzie, którzy mogli im zapłacić, kupić ich prace. Na tym polegał częściowo fenomen mistrzów flamandzkich i niderlandzkich. Van Eyck, malując Maryję w błękicie, używał barwnika lapis lazuli. Aby go zdobyć, musiał wysłać ludzi do Afganistanu. Podróż trwała trzy miesiące, ale lapis lazuli był najlepszy na świecie. Wie pani, ile to kosztowało w tamtych czasach? To jakby polecieć 500 razy do Nowego Jorku i z powrotem.

Belgia wydaje się idealnym miejscem dla twórców. Świetnie działający system finansowania, tolerancja, ferment artystyczny, doskonale zachowane dziedzictwo. Poza tym to wygodne miejsce do życia. Gdzie tkwi haczyk? Co jest w Belgii nie tak? Są jakieś wstydliwe tabu?

To jest m.in. tematem mojego spektaklu "Another Sleepy Dusty Delta Day". W Belgii ogromny nacisk kładzie się na jakość życia. Ale na jakość śmierci - już nie. Jesteśmy państwem katolickim. Eutanazja - ten szlachetny, humanitarny gest pomocy w cierpieniu - to występek przeciwko prawu. Moja matka umierała długo. Dramatycznie długo. W niewyobrażalnym bólu. Dusiła się z powodu raka krtani, a ja nie mogłem zrobić nic, by jej ulżyć. W komfortowo zorganizowanych społeczeństwach zachodnich brak akceptacji dla indywidualnej siły człowieka, dla zdolności "nie wybrania życia". Życie stało się takim fetyszem, że nie wolno go samodzielnie odrzucić, zakończyć. Absurd. O tym właśnie napisałem.

Walczy pan z katolicyzmem, ale z drugiej strony ciągle przesiaduje w kościołach...


To przez Polskę. Bywałem tu w swoim czasie często. W Katowicach, w Warszawie. Przez 7-8 lat jeździłem na Warszawską Jesień, by słuchać muzyki. Tak w 1983 r. odkryłem Góreckiego, tak poznałem Knapika. Z obydwoma pracuję do dziś, obu darzę ogromną estymą. Poznałem także wielu plastyków i pisarzy. I poprzez tych ludzi się zaczęło. Jestem katolikiem, moja mama pochodziła z bogatej katolickiej burżuazji. Ale mój ojciec był komunistą. Postanowił, że po jego trupie, że nigdy nie pójdziemy do kościoła. W niedziele zabierał mnie do domu Rubensa, do zoo. Pierwszy raz poszedłem więc do kościoła w Katowicach. To było niezwykłe, niespotykane. Kościół był nie tylko miejscem duchowego skupienia, ale też miejscem spotkań artystów i opozycjonistów, miejscem subwersywnym, wywrotowym, miejscem dyskusji. I dopiero potem zacząłem chodzić do kościołów w Belgii, gdzie katedry są jak muzea, jak galerie sztuki. W Antwerpii można zobaczyć w kościołach dzieła Rubensa, odkryłem wspaniałych artystów, Goyę, van Eycka.

Te wpływy przewijają się w pana pracach plastycznych i teatralnych od początku. Czy kiedyś odetnie się pan od mistrzów?


Gesty odcinania się wykonywałem, gdy miałem 20 lat. Wtedy zawsze zabija się swoich ojców. Ale wraz z dorastaniem zaczynasz rozumieć, jak wspaniałymi, świetlistymi geniuszami byli oni, i jaki jesteś w porównaniu z nimi mizerny. Mam świadomość, z jakiej tradycji wyrastam i nie próbuję ścigać się z van Dyckiem. Wierzę, że prawdziwa awangarda jest możliwa tylko wtedy, gdy istnieje silny model klasyczny.

Czuje się pan czasem niezrozumiany, źle zinterpretowany?


Zawsze.

A czego pan żałuje?

Że nigdy nie strzeliłem gola dla Belgii w finałach mistrzostw świata. Grałem w piłkę aż do 21. roku życia, byłem nawet w pierwszej lidze. Ale nasze pokolenie nie było wystarczająco dobre, by wygrywać na mundialu. To pokolenie też jest fatalne. Jesteśmy marnymi piłkarzami.

Jan Fabre (ur. 1958 w Antwerpii) reżyser teatralny i operowy, choreograf, twórca sztuk wizualnych, performer, artysta multimedialny. Absolwent Królewskiej Akademii Sztuk Pięknych. W Polsce prezentował m.in. spektakl "Anioł śmierci".

"Another Sleepy Dusty Delta Day", Teatr Troubleyn, reż. i scen. Jan Fabre, występuje: Artemis Stavridi, maltafestival, Poznań 2010, pokazy 28 czerwca - 1 lipca, godz. 19.00.

Joanna Derkaczew
Gazeta Wyborcza
28 czerwca 2010
Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92
Notice: Undefined index: banner4 in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/layouts/scripts/layout.phtml on line 121 Notice: Undefined index: banner5 in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/layouts/scripts/layout.phtml on line 124

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia