Jest tu pole do eksperymentów

rozmowa z Maciejem Litkowskim

- Gdyby sprawdzić repertuary wszystkich scen w Polsce, to okazałoby się, iż znaczną ich część wypełniają farsy i komedie. Gra się tego mnóstwo, a w szkole nie poświęca się takiemu repertuarowi wiele uwagi. Raczej idzie się w kierunku zaklinania rzeczywistości i pracy nad sztukami bardzo ambitnymi - mówi MACIEJ LITKOWSKI, aktor Teatru Współczesnego w Szczecinie, laureat Srebrnej Ostrogi dla najbardziej obiecującego młodego aktora scen zachodniopomorskich.

Katarzyna Stróżyk: Jest pan pierwszym laureatem Srebrnej Ostrogi, który jednocześnie nominowany był do Bursztynowego Pierścienia w kategorii aktorskiej.

Maciej Litkowski: - To bardzo przyjemne zaskoczenie, bardzo mi miło z tego powodu. W gruncie rzeczy trudno mi to nawet komentować, bo nie wiem, dlaczego tak się stało po raz pierwszy.

Po prostu rzadko się zdarza, aby młodzi artyści umieli stworzyć kreację na tyle dojrzałą, by uznać ją za jedną z pięciu najlepszych w roku na wszystkich zachodniopomorskich scenach.

- Tym bardziej mi miło. Strasznie się cieszę, że ta rola - Tego Drugiego w "Makbecie" została zauważona. Cieszę się w ogóle z szansy jej zagrania. To bardzo wdzięczna postać dla aktora do kreowania. Chyba po prostu była to dla mnie szansa, którą udato mi się dobrze wykorzystać.

Ten Drugi to chyba najtrudniejsza rola w pana dotychczasowej karierze? Kreuje pan postać, której w szekspirowskim oryginale w ogóle nie ma, zbudowaną z kwestii tytułowego bohatera.

- Z jednej strony faktycznie jest to trudne, ale z drugiej pojawia się pewna łatwość, ze względu na dowolność konwencji, którą można wybrać. Zastanawialiśmy się z Marcinem (Liberem, reżyserem "Makbeta - przyp. kas) w którym kierunku pójść, z czego czerpać inspirację. Są w tej roli ślady po "Funny Games" Michaela Hanekego, czy po Jockerze z "Batmana". Bawiliśmy się tworzeniem tej roli. Była to bardzo przyjemna praca, pozwalająca na podejmowanie różnych aktorskich tropów.

A ten niesamowity skok ze stołu w butach na wysokich obcasach? Długo musiał pan go trenować?

- W ogóle nie trenowatem! (śmiech) Cieszę się, że jest to efektowne-jeśli jest. Ten skok nie był jakoś specjalnie planowany, po prostu zastanawialiśmy się, jak powinienem zejść ze stotu, na który wszedłem. Ostatecznie uzgodniliśmy, że spróbuję skoczyć i tak zostato. Cały zresztą ten damski fragment spektaklu, był najbardziej wymagającą częścią tej roli. Postawiłem sobie za punkt honoru, by widzowie nie zorientowali się, iż na scenie, wśród stojących tyłem do nich kobiet, jest też jeden mężczyzna.

Ten kobiecy zabieg nadaje też uniwersalności postaci Tego Drugiego, pokazanego jako pozbawione płci zło, tkwiące w każdym człowieku...

- ...i pojawiające się wszędzie, niezależnie od sytuacji, jak rodzaj pasożyta, żerującego na żywym organizmie.

Jest pan trzeci sezon w Teatrze Współczesnym, choć publiczność miała szansę poznać pana nieco wcześniej...

- Tak jest. Na IV roku szkoły teatralnej byliśmy na "Weselu" pani Ani Augustynowicz, pokazywanym w Krakowie. Ten spektakl zrobił na nas ogromne wrażenie, postanowiliśmy z kolegami z roku, że pójdziemy do niej i poprosimy, czy byłaby szansa żeby zrobiła z nami dyplom. Ku naszemu zdziwieniu, pani Ania zgodziła się od razu. Nasz dyplom - spektakl "Zatopiona katedra" był koprodukcją Teatru Współczesnego i PWST w Krakowie. Zazwyczaj nie gra się za dużo przedstawień dyplomowych, a my wystawialiśmy je w obu miastach. A później pani Ania zaproponowała mnie i Basi Biel, żebyśmy zostali w Szczecinie.

To chyba duża satysfakcja tak od razu na starcie zostać zauważonym przez Annę Augustynowicz?

- Oczywiście, że tak. Będąc w szkole, mniej więcej wiedziałem, co się dzieje w szczecińskim teatrze, jacy koledzy ze szkoły już tu są. Szczecin nie był dla mnie miejscem anonimowym, choć żeby być uczciwym, to muszę powiedzieć, że w Krakowie niezbyt często się o Szczecinie wspomina. Na studiach np. pierwszy raz ta nazwa padła podczas zajęć z historii teatru (śmiech).

Przez te trzy ostatnie sezony chyba nie miał pan powodu narzekać na propozycje: oglądaliśmy pana w ważnych spektaklach, w dużych rolach - w "Morzu otwartym", "Tangu", "Pelikanie", "Getsemani"...

- Tak, to duże, przynoszące satysfakcję role. Mam szansę w nich realizować się zawodowo. Trudno powiedzieć, która jest najbardziej wymagająca. Bardzo lubię grać "Pelikana", choć praca nad tym przedstawieniem była bardzo trudna i obciążająca, ze względu na mroczny temat, na rozwałkowywanie problemów bohaterów. Debiutowałem w "Morzu otwartym", gdzie też fabuła dotyczy poplątanych relacji rodzinnych, tam jednak wszystko miało charakter mniej poważny. W tym spektaklu prowadziliśmy raczej grę z widzem.

Skoro jesteśmy przy kwestii "mniej poważne", to porozmawiajmy chwilę o "Totalnie szczęśliwych", czyli pana współpracy z Teatrem Krypta. Czy to rodzaj odskoczni w kierunku sztuki bardziej popularnej niż ta pokazywana na pana macierzystej scenie?

- Bardzo się cieszę z udziału w tym przedsięwzięciu. Komedia to nie jest łatwy gatunek, wbrew pozorom, rzadko też spotyka się go w szkole aktorskiej. Ostatnio rozmawialiśmy z kolegami o tym, że gdyby sprawdzić repertuary wszystkich scen w Polsce, to okazałoby się, iż znaczną ich część wypełniają tytuły lekkie: farsy i komedie. Gra się tego mnóstwo, a w szkole nie poświęca się takiemu repertuarowi wiele uwagi. Raczej idzie się w kierunku zaklinania rzeczywistości i pracy nad sztukami bardzo ambitnymi.

A przecież dobrze zagrać komedię to jest osobna umiejętność! Dlatego naprawdę jestem zadowolony z propozycji zagrania w "Totalnie szczęśliwych", bo dało mi to szansę zmierzenia się z czymś nowym.

Szczecinianie mają w sobie pewien rodzaj malkontenctwa, przejawiający się nadmiernym zachwytem Wrocławiem, Krakowem, Poznaniem czy Warszawą. Pan pochodzi z Wrocławia, ukończył pan studia w Krakowie, po czym z własnej woli osiadł w Szczecinie. Podoba się tu panu?

- Teraz tak, choć szczerze mówiąc, początkowo nie byłem zachwycony. Szczecin po prostu nie jest łatwym miastem do lubienia i zapewne większość jego mieszkańców zdaje sobie z tego sprawę. Nie da się wysiąść z pociągu, rozejrzeć dookoła i powiedzieć "tak, tu chcę spędzić resztę życia". To miasto wymaga eksploracji - kin, knajp, ulic. Również ludzi, których się tu poznaje i dzięki temu bardziej oswaja z miastem. Ja już wrosłem w Szczecin, mieszkamy tu z żoną na stałe, ale mam takie wrażenie, że osoba, która przyjeżdża pierwszy raz, najpierw ogląda trudne do polubienia ścisłe centrum. Dopiero po dłuższym czasie odkrywa się inne miejsca, takie jak np. Jasne Błonia - i nimi zachwyca. Jest też inny aspekt: w miastach uchodzących za otwarte, takich jak Gdańsk, Wrocław czy Kraków, pewne rzeczy są już zrealizowane i trudno o świeżość. A tu jest ciągle pole do eksperymentów i poszukiwania nowych rzeczy.

A propos tych poszukiwań nowych rzeczy: wziął pan udział w tegorocznym festiwalu inSPIRACJE. Sztuka audiowizualna to nowe pole pana działalności artystycznej?

- Raczej poboczne, choć mam nadzieję, że nie ostatnie. Chciałem zrobić coś aktorskiego, na żywo. Byłyby problemy z pokazaniem tego podczas otwarcia, więc zdecydowałem się na instalację wideo, choć istotą był tekst Tomasza Manna z "Czarodziejskiej Góry". Mam pewne zastrzeżenia do festiwalowego efektu. Może podejmę nową próbę?

Spotykamy się przed próbą do spektaklu o Mieczysławie Foggu. Kolejne wyzwanie w pana karierze?

- Tak.

Będzie pan śpiewał!

- Będę! (śmiech) Śpiewałem w szkole aktorskiej, w tym roku brałem udział w koncercie "ARUE-Tako rzecze Kaczmarski" w Krakowie, więc epizody mi się zdarzały. Denerwuję się jednak, bo nie jest to dla mnie chleb powszedni.

Zatem trzymam kciuki! Dziękuję za rozmowę.

Maciej Litkowski, aktor Teatru Wspołczesnego. Absolwent krakowskiej PWST, w Szczecinie od 2009 roku. Debiutował rolą Chłopaka w "Morzu otwartym". Zagrał też Artura w "Tangu", Franka w "Getsemani", Fryderyka w "Pelikanie" oraz Tego Drugiego w "Makbecie". Za swoje dokonania kapituła plebiscytu Bursztynowy Pierścień uhonorowała go tegoroczną Srebrną Ostrogą, nagrodą dla najbardziej obiecującego młodego aktora scen zachodniopomorskich.

Katarzyna Stróżyk
Kurier Szczeciński
5 stycznia 2013
Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92
Portrety
Maciej Litkowski
Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...