Jestem aktorką, bo tak kazała mi mama

Rozmowa z Krystyną Łubieńską

W mojej dorosłości... nie ma czasu na starość. Młodość przychodzi z wiekiem, tak! Na starość po prostu nie mam czasu (śmiech). Tak się zastanawiam, czy ta moja starość-młodość nie bierze się z tego, że jestem pozytywnie nastawiona do świata? Moja forma i dobra kondycja to też zasługa mojej mamy. Mawiała: masz kłopot - tysiąc metrów przepłyniesz i nie masz kłopotu, masz kłopot - trzy godziny pojeździsz na nartach i nie masz kłopotu. To bardzo mi pomaga.

Z Krystyną Łubieńską, animatorką kultury i aktorką, prawdziwą legendą Teatru Wybrzeże, związaną z tą sceną od 55 lat, rozmawia Łukasz Rudziński z www.trojmiasto.pl.

Łukasz Rudziński: Dlaczego zdecydowała się pani zostać aktorką?

Krystyna Łubieńska: Bo mama mi kazała (śmiech). Prawdę mówiąc, w ogóle mnie do aktorstwa nie ciągnęło, ale mama nalegała, bo zachwyciła się Teatrem Wielkim w Warszawie. Wszystko przez Emila Młynarskiego, ówczesnego dyrektora Opery Warszawskiej i serdecznego przyjaciela mojego dziadka Juliusza Glińskiego. Mój dziadek miał dzięki temu swoją lożę w teatrze i zaprosił do niej swoją bratanicę a moją mamę, która zobaczyła na scenie Marię Przybyłko-Potocką, Juliusza Osterwę i Józefa Węgrzyna. Powiedziała, że gdy wyjdzie za mąż i będzie miała córkę, to zostanie ona aktorką. Już jako kilkulatkę posadzono mnie na huśtawce na wielkiej scenie Opery Warszawskiej w balecie "Wieszczka lalek". Huśtałam się wspaniale (śmiech).
Wprawdzie jeszcze przed maturą wraz z kolegami robiliśmy teatrzyk lalkowy, ale nie traktowałam tego poważnie. W wieku niespełna 19 lat wyglądałam na 14-latkę, dlatego wystąpiłam w "Wodewilu warszawskim" w spektaklu Wacława Zdanowicza. To mój oficjalny debiut sceniczny. Traktowałam to jako zabawę, bo chciałam wtedy dostać się na architekturę wnętrz. Zdałam do Wyższej Szkoły Sztuk Pięknych we Wrocławiu, ale moja mama nic tylko "idź do szkoły teatralnej". To dla niej poszłam na ten egzamin. Na egzaminie profesor Bardini zapytał mnie, dlaczego chcę być aktorką? Odpowiedziałam mu szczerze: "Bo kazała mi mama". Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Nie zapomnę, jak Wojciech Natanson i aktor Jan Świderski niemal nie spadli z krzeseł. Byłam przekonana, że mam aktorstwo z głowy, ale zdałam. Myślę, że to dlatego, bo byłam szczera i naturalna w tej wypowiedzi. Mogę sobie wyobrazić moje koleżanki, z "kocham teatr" na ustach. Jednak wybrali mnie.

Początek był trudny?

- Wymarzyłam sobie jeszcze w Studiu Teatralnym we Wrocławiu, że pójdę do Teatru Żydowskiego, który bardzo mnie fascynował. Jego dyrektor, Jakub Rotbaum, powiedział mi "żydowski trzeba wyssać z piersi matki. U nas nosiłabyś halabardy, bo nie masz krwi żydowskiej". Powiedział, że powinnam myśleć o teatrze polskim. Byłam na niego zła. Po szkole dostałam propozycje z Katowic, Szczecina i Gdańska. Wybrałam Katowice, ale jak wysiadłam na dworcu i zobaczyłam ciemny osad na liściach drzew, to zamiast do teatru poszłam na... basen (śmiech). Zadzwoniłam do teatru, że nie mogę przyjechać, choć byłam na miejscu. Dyrektor Teatru Wybrzeże, Antoni Biliczak, użył bardzo skutecznego argumentu - na Pomorzu w morzu będę mogła pływać do woli. Dostałam pierwszą rolę. Rolę pięknej Heleny w "Nie będzie wojny trojańskiej" w reżyserii Bohdana Korzeniewskiego.
Przyjeżdżam do Teatru Wybrzeże, wchodzę na salę, a profesor podnosi głowę, patrzy na mnie i mówi: "a co za dziewuszka tu przyszła? Kto to jest?". Myślałam, że się zapadnę pod ziemię. Po próbie profesor Korzeniewski zabrał mnie do cukierni Liliput i mówi: "nie przejmuj się, musiałem tak powiedzieć, bo jakbym tego nie zrobił, to one by ciebie zagryzły". W końcu było tu mnóstwo pięknych młodych dziewczyn, a najważniejszą rolę dostałam ja, obca i świeżo po szkole. Takie było moje pierwsze zetknięcie z Teatrem Wybrzeże.

W Trójmieście najpierw była Gdynia...

- Graliśmy spektakle w gdyńskiej "stodole" [teatr znajdujący się w miejscu obecnego Teatru Muzycznego - przyp. red.], bo Teatr Wybrzeże jeszcze nie został odbudowany po II wojnie światowej. Zamieszkałam na rogu ulic Władysława IV i Abrahama. Wszystko świeże, pachnące. I się w tej Gdyni zakotwiczyłam. Zagrałam tu wiele ważnych ról. Spędziłam w tym mieście dziewięć lat, a potem przyszedł czas na Sopot. Moja mama powiedziała, że chce więcej zieleni, więc wypatrzyłam dom pod lasem w Sopocie. To była kompletna ruina, wszystko tu trzeba było zrobić. Byłam młoda, myślałem, że to się załatwi raz, dwa. Oczywiście tak się nie stało, ale miałam szczęście. Zaproszono mnie do promocji filmu "Mój stary" do Stanów Zjednoczonych, więc udałam się w 10-miesięczne tournée po USA. Kupiłam tam za grosze samochód, który tutaj sprzedałam wcale nie za grosze. Starczyło na remont. Zawsze powtarzam, że chociaż urodziłam się w Warszawie, to tu się urodziłam po raz drugi.

W USA odwiedziła pani w 26 stanów, od Nowego Jorku po Missisipi. Różnica między Polską w tamtych czasach a Ameryką musiała być wielka. Jak czuła się pani w USA?

- Jak wielka gwiazda, bo noszono mnie na rękach już na MS Batorym, którym płynęliśmy do Stanów. Amerykanie zaskoczyli mnie swoim uśmiechem, tym wiecznym "keep smiling". Jak wróciłam, wszystko znów było smutne. Jesteśmy, niestety, narodem smutasów, nie cieszymy się życiem. Uwielbiam się zachwycać - jak coś mi się podoba, to otwarcie to manifestuję, cieszę się, dziękuję. Moja mama powtarzała: pamiętaj, masz bogato żyć, nie musisz być bogata, ale bogato żyć musisz. To moja dewiza życiowa.
Zaś takich tkanin, takich koronek i takich brylantów jak wtedy nigdy więcej już nie widziałam i z pewnością nie zobaczę. Oni chuchali na mnie i dmuchali. W Chicago zaproszono mnie na wystawę "Skarby kultury polskiej" i nie Zbigniewa Brzezińskiego, którego tam poznałam, a mnie poproszono o przecięcie wstęgi. Jednak nic, poza przyrodą, nie robiło na mnie wrażenia. Co mi po historii, która rozpoczyna się w XVIII wieku, kiedy nasza ma tysiąc lat więcej? Mieszkałam w najelegantszych hotelach, przyjmowano mnie z wielkimi honorami, wokół kręcili się milionerzy. Jeden z nich kompletnie stracił dla mnie głowę. Urządził bal, za wszelką cenę chciał mnie pojąć za żonę i oświadczył mi się. Odmówiłam. Koleżanki patrzyły na to z zazdrością i mówiły, że nie wahałyby się ani chwili. Ale ten człowiek kompletnie mi nie odpowiadał, więc co by mi przyszło po jego milionach?

Po powrocie do Polski zgłosił się po panią wielki w tamtym okresie Teatr Ateneum. Została pani jednak w Wybrzeżu, dlaczego?

- Początkowo zgodziłam się pójść do Warszawy. Podpisałam umowę i zaczęłam rozglądać się za mieszkaniem. Po tygodniu myślę - co ja tu będę robić, nie mam gdzie pływać, a w Trójmieście mam las, narty i morze. Poszłam do dyrektora Ateneum i powiedziałam mu szczerze, że ja jednak się w Warszawie nie mieszczę. Podobnie z tymi Katowicami, w których karierę robił już Jerzy Jarocki. Odmówiłam angażu, ale została przyjaźń. Byłam dumna z jego dla mnie serdeczności.

Które role najbardziej pani wspomina?

- Ról teatralnych było mnóstwo, za to filmowych nie za wiele. Wszystko to dlatego, że do filmu droga niemal zawsze prowadziła przez... domyśla się pan, przez co. A ja odmawiałam. (śmiech)

W teatrze z pewnością może się pani czuć spełniona.

- W teatrze pracowałam z największymi reżyserami: z Andrzejem Wajdą (grałam u niego Ofelię w "Hamlecie"), Bohdanem Korzeniewskim czy Zygmuntem Hübnerem. Bardzo dobrze wspominam pracę z Adamem Nalepą, Krzysztofem Babickim, Januszem Wiśniewskim i Adamem Orzechowskim. Cieszę się, gdy widzowie "Czarownic z Salem" w reżyserii Adama Nalepy, mówią, że najbardziej podobał im się pan Baka w głównej roli i ja, jako 14-letnia dziewczynka. To dla mnie sukces. Bardzo dobrze pracowało mi się z Adamem Orzechowskim przy "Ożenku" i Januszem Wiśniewskim przy "Martwych duszach". Zagrałam aż w ośmiu sztukach szekspirowskich i miałam wiele wspaniałych recenzji.
Aktorstwo to osobowość, prawda i szczerość - obojętnie, czy ja na scenie krzyczę, czy ja milczę, czy ja szepczę - jeśli nie ma w tym prawdy, to pozostaje tylko technika. Teatr to życie, a życie to teatr, prawda? To jest bardzo bolesny zawód. Na moich oczach kończyły się kariery aktorów i aktorek przez alkohol czy narkotyki.

Jaka jest recepta na niespożytą energię, jaką ma pani, pomimo upływu lat? Organizuje pani wieczory poetyckie, różne wydarzenia artystyczne i wciąż ma w sobie pełno entuzjazmu.

- W mojej dorosłości... nie ma czasu na starość. Młodość przychodzi z wiekiem, tak! Na starość po prostu nie mam czasu (śmiech). Tak się zastanawiam, czy ta moja starość-młodość nie bierze się z tego, że jestem pozytywnie nastawiona do świata? Moja forma i dobra kondycja to też zasługa mojej mamy. Mawiała: masz kłopot - tysiąc metrów przepłyniesz i nie masz kłopotu, masz kłopot - trzy godziny pojeździsz na nartach i nie masz kłopotu. To bardzo mi pomaga. No i codzienna gimnastyka. Czasami się nie chce, ale słyszę tam z góry "córeńko, gimnastyka".

Naszej rozmowie czujnie przyglądają się pani wierni towarzysze - psy Firek i Agatka. Wyobraża sobie pani życie bez zwierząt?

- Dom bez zwierząt to nie dom! Od zawsze w moim domu były zwierzęta, a moje dwa benefisy w Gdańsku i Sopocie odbyły się pod hasłem "Kochajmy zwierzęta". Oba prowadził cudowny Michał Targowski, dyrektor naszego najpiękniejszego w Europie ogrodu zoologicznego. Uważam, że zwierzęta są lepsze od nas. Niech pan zobaczy, jak ludzie niszczą tą naszą piękną Ziemię.

Łukasz Rudziński
www.trojmiasto.pl
31 sierpnia 2016
Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...