Kitsch, Kitsch über alles

"Morfina" - reż. Ewelina Marciniak - Teatr Śląski im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach

Zadziwiający jest fenomen "Morfiny". Dzieło Twardocha od momentu swojego wydania w 2012 roku stało się książką niemalże kultową i wszędzie rozchwytywaną. Spróbujcie znaleźć jeden jej dostępny egzemplarz w pobliskiej bibliotece Głównym atutem utworu Twardocha jest język - pełnokrwisty i żywy, chociaż momentami razi ostentacyjny słowotok. A jednak "Morfina" należy do tej kategorii książek, w czasie czytania których mówi się: "co za bełkot!", po czym z zapałem przerzuca się kolejne kartki.

Liczni recenzenci od razu porównali twór Twardocha do dzieł Witkacego, Gombrowicza czy Littella. Już samo to zestawienie nobilituje laureata Paszportu "Polityki". Ślązakowi udało się jednak stworzyć samodzielny styl. Wizja narkotycznego odurzenia służy poprowadzeniu narracji o poczuciu zaburzenia tożsamości. W głowie Konstantego Willemanna odzywa się głosik tajemniczej kobiety, co pokazuje jego zależność od dominujących pań. Patriotyczne uczucia stają w kontrze z niechęcią do zabijania. Postulat walki o ojczyznę zderza się z immanentną dekadencją. Wreszcie niepewna jest tożsamość narodowa Konstantego - a Twardoch wie, o czym pisze. W końcu on sam nie ukrywa swoich poglądów dotyczących kwestii statusu Górnego Śląska i jego mieszkańców. Warto o tym pamiętać w czasie lektury książki. Także i o tym, że pisarz mimo wszystko wyważa otwarte drzwi - sceptyczne podejście do polskiego bohaterstwa pokazywał już Wajda w "Kanale".

Przeniesienie blisko sześciuset stron powieści na deski teatralne jest zawsze poważnym wyzwaniem. W przypadku "Morfiny" tym trudniejszym, że tekst Twardocha przypomina nieprzerwany strumień świadomości głównego bohatera. Adaptacji literackiego molocha podjęła się Ewelina Marciniak. Akcje katowickiego spektaklu zdążyły już sięgnąć wysokich kwot na recenzenckiej giełdzie. Jak wygląda samo przystosowanie tekstu do potrzeb sceny? Nie obyło się bez skrótów. Jarosław Murawski wykroił lwią część utworu. Pozostawił najważniejsze wątki fabuły, konieczne dla zrozumienia przedstawienia przez widzów nie znających książki. Aktorzy grają po kilka ról, przez co psychologia postaci schodzi na dalszy plan. Marciniak próbuje natomiast zainscenizować hipnotyczną strukturę Twardochowego świata.

Stworzenie takiej transowej wizji wymaga dopracowanej oprawy audiowizualnej. Scenografia Katarzyny Borkowskiej ma trzy powierzchnie: pierwszą jest wykafelkowana podłoga na proscenium; z tyłu umieszczono wielokolorowe maty; po bokach stoją zaś niewielkie toaletki, przy których aktorzy przebierają się w trakcie trwania widowiska. Dekoracje świetnie współgrają ze światłami. I tutaj szczególne wyrazy uznania należą się tercetowi Borkowska-Machowska-Adamczyk. Operowanie reflektorami w katowickim spektaklu opiera się na grze barw, nasycaniu przestrzeni głębią rozmaitych technik oświetlenia. Mamy tutaj sepię, rozmaite kontrasty, fluorescencję. Właściwie każda sekwencja przedstawienia ma jako tło swoją iluminację. Z wielokolorowych mat udaje się poprzez odpowiednie światło wyciągać konkretne odcienie. Dzięki tym wszystkim technikom wchodzimy w świat rozchwianej percepcji morfinisty - ten stan wprowadza nas w narkotyczne "materii pomieszanie". Zespół Chłopcy Kontra Basia stwarza świetną oprawę audialną dla katowickiego przedstawienia. Rytmiczne jazzowe piosenki, uderzenia perkusji podkreślające chód lub inne czynności aktorów, szmery i syntetyczne dźwięki pomagają w zbudowaniu nastroju.

Dlaczego zaczynam od opisu przestrzeni i muzyki? Z tego smutnego powodu, że to jedyne funkcjonujące bez zarzutu elementy spektaklu. Kiedy bowiem wchodzimy na poziom narracji, zaczynają się schody. Scenariusz przedstawienia jest skomponowany z zaledwie kilkunastu sekwencji "Morfiny". Realia wojenne są jedynie pretekstem do gier z konwencją i próbą zdiagnozowania współczesności. Kostiumy aktorów zostały wystylizowane na styl ubrań z lat 20. i 30. Ubiór postaci jest jednak niepełny - żołnierze chodzą w samych marynarkach od munduru, ale bez spodni. Szczególnie groteskowo wypada Baldur von Strachwitz, ojciec Konstantego - utracił genitalia w I wojnie światowej, co "wykastrowało" go w oczach żony. Pozbawiony ojca-mężczyzny Kostek stracił tym samym potrzebny wzorzec. Marciniak dąży do ukazania świata bez kierujących życiem wartości.

Tylko że taka interpretacja jest z gruntu jałowa. Jednowymiarowość postaci sprawia, że nie ma miejsca na rozwinięcie relacji pozwalających niuansować pewne zagadnienia. Weźmy chociażby sprawę kobiet. W spektaklu funkcjonuje cała galeria żeńskich charakterów. Zaborcza matka (Violetta Smolińska) musztruje syna, każąc mu dokładnie składać skarpetki i recytować wierszyki. Rudowłosa Salome (Katarzyna Błaszczyńska) pręży się półnaga w erotycznych tańcach, uwodząc młodego donżuana. Jego żona Hela (Anna Kadulska) zawsze ma na sobie suknię bądź długą koszulę nocną. Uprawianie seksu jest możliwe tylko raz w tygodniu, tak "dla higieny". Jest wreszcie neurotyczna Dzidzia (Aleksandra Fielek), która trzyma Kostka na dystans. Kostek jest de facto zależny od każdej z nich. Słaby mężczyzna skacze sobie po prostu z kwiatka na kwiatek. Nie ma w tym żadnego dramatyzmu, ciekawych dylematów. Tym bardziej, że adaptacja Murawskiego zatraca interesujące wątki dzieła Twardocha. Bagatelizuje się na przykład wpływ wojny i zabijania na system moralny Willemanna. Temat elektryzująco ujęty w "Egzekutorze" Dembskiego czy "III Furiach" Libera nie istnieje właściwie w katowickim widowisku. Ot, Willemann to po prostu dorosłe dziecko i erotoman. Zrobienie z Jana Chochoła (byłego towarzysza broni) wariata w mundurze i damskich butach nie poszerza w jakikolwiek sposób interpretacji. Jest za to wszędobylski brokat, którym niczym morfiną posilają się te wszystkie żywe trupy. Opowieść o "wewnętrznych zombie" razi jednak kiczowatością. Zapomnijcie, drodzy widzowie, o psychologicznych i ideowych ambiwalencjach. Witajcie, płytkie satyry i szydery.

"Morfina" jest przeładowana zabiegami realizacyjnymi, które są jedynie formą dla formy. W jednej ze scen Hela ubiera się jak lalka, którą trzyma w dłoni - czy na pewno można tę postać sprowadzać do roli bezwolnego manekina? Kobieta szczyci się swoim ukochanym wzorcem "matki-Polki", noszącej wieczną żałobę. Marciniak przenosi bezrefleksyjnie uproszczenie Twardocha do swojej inscenizacji. A jest to tym bardziej zaskakujące, że twórcy wyraźnie bawią się oryginałem. Aktorzy mówią tekst niedbale. Gdy Kajetan zamierza się tasakiem na Kostka, ten mechanicznie wykonuje czynności czytane przez narratora: "uśmiecha się, płacze, uśmiecha się". Efekt obcości? Pokazanie, że jesteśmy wyzbyci emocji? Marciniak idzie dalej - scena morderstwa Kajetana przypomina slasher. Willemann wypruwa flaki oponentowi niczym Freddy Krueger wnętrzności durnych nastolatków. Jak można stawiać diagnozę wyjałowienia i popkulturowości świata, używając tych samych popkulturowych chwytów? Twórcy "Morfiny" przypominają w tym barona Munchausena, który wyciągał się sam z bagna za włosy.

"Na pewno celem spektaklu nie było zachowywanie ducha powieści. Ja się świetnie bawiłem, to dosyć zabawne było. Kawał fajnego teatru. Ja się niczego nie spodziewałem, nie miałem żadnych oczekiwań. Zupełnie się nie znam na teatrze, więc trudno żebym recenzował grę aktorów. Postać głównego bohatera bardzo fajna. Ta przestrzeń fajnie zagrała, surowość tego wzmaga teatralność" - mówił Twardoch w rozmowie dla "Dziennika Zachodniego". Jeśli autor adaptowanej książki nie ma żadnych oczekiwań wobec jej inscenizatorów, to coś tu chyba jest nie tak. Pomijam już fakt, że uznany literat praktycznie nie potrafi w opisie spektaklu użyć innego słowa niż "fajny" Szkoda, że ciekawe rozwiązania techniczne opakowują produkt w gruncie rzeczy pusty i przereklamowany. I tylko to "szkoda" nam pozostaje.

Szymon Spichalski
Teatr da Was
27 marca 2015
Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...