Krzyżowanie

"Kreacja" - reż. Jarosław Tumidajski - Teatr Wybrzeże w Gdańsku

Jarosław Tumidajski pokazał w swoim spektaklu, jak groźne jest manipulowanie religijnym sensem ofiary.

Gdy Robert Ninkiewicz (Pan) na otwierającym spektakl wernisażu Nikta (Marcin Miodek) skrapiał go wodą z butelki ze słowami: "Nadaję ci imię Nikt", parę kropli prysnęło mi na rękaw. Być może węch mnie zmylił, ale to chyba była jednak wódka, a nie woda... Po co ta dosłowność? Tak jakby scenę chrztu, nadania imienia (taki ma ona przecież sens) reżyser Jarosław Tumidajski chciał przybliżyć, na tyle tylko, na ile jest to możliwe w świeckiej przestrzeni teatru, do autentycznego rytuału. Albo może intencja była jeszcze inna: nie tyle chciał zbliżyć tę scenę (i całe przedstawienie) do religijnego rytuału, ile taki rytuał postanowił wykreować. Religia dostarczyła tradycyjnej formy, reżyser i bohaterowie jego przedstawienia - nowego materiału.

To, w jaki sposób rozwija się dalej spektakl, zamienia to przypuszczenie w pewność. "Kreacja" Ireneusza Iredyńskiego w Teatrze Wybrzeże grana jest w Czarnej Sali, niewielkiej i rzadko wykorzystywanej przestrzeni, dawnej sali prób. Publiczność wdrapuje się do niej po schodkach, z foyer na pierwszym piętrze, wędrując przez zaplecze budynku. Tumidajski tę wędrówkę zamienił w rytuał, oparty na schemacie Drogi Krzyżowej, czyli kolejnych stacji. Rozpoczyna się ona jeszcze w foyer, na wspomnianym wernisażu, który reżyser inscenizuje w oddzielonej przestrzeni, zabudowanej stelażami z rozwieszonymi na nich, zapakowanymi w podróżne worki, ubraniami. Miejsce pierwszych przymiarek i wyboru takich, a nie innych kostiumów i ról... Potem orszak widzów rusza za aktorami, po owych schodkach; w klatce schodowej umocowano niewielkie białe głośniczki, pod nimi tabliczka informuje, która to z kolejnych stacji. Taką samą stacyjną konstrukcję ma cały spektakl, a o tym, przy której stacji aktualnie się znajdujemy, informuje nagrany głos z offu. Gdy kończy się przedstawienie, publiczność wraca po tych samych schodkach, głośniczki zawieszone na ścianach klatki schodowej okazują się teraz miniaturkami bębnowych pralek automatycznych, z przewodów odprowadzających wodę spływa czerwona farba imitująca krew. W wyciemnionym foyer, do którego wraca publiczność, cicho mruczą włączone białe pralki automatyczne, spod nich wypływa czerwona farba. Na podłodze leżą wielkie worki, jakby z ciałami ludzi, a wzdłuż przeszklonej frontowej ściany teatru ciągnie się szereg pustych krzyży; największy z nich podnoszony jest właśnie przez technicznych pracowników teatru, publiczność widzi na nim rozpiętego Roberta Ninkiewicza. Tak się to przedstawienie kończy: w skupionej, przejmującej ciszy, bez żadnych braw, które w przedstawieniu imitującym rytuał byłyby czymś nie na miejscu, z innego porządku jakby.

To szkicowe streszczenie nasuwa myśl, że reżyser przyjął postawę prowokatora, posługującego się religijną symboliką dla jakichś transgresyjnych czy Bóg wie jakich jeszcze celów. Ale tak nie jest. Jarosław Tumidajski sferę sacrum traktuje bardzo serio. Jego intencja rekonstrukcji rytuału w sztuce nie jest bluźniercza, reżyser wydaje się po prostu badać, czy i na ile taki zamysł jest dzisiaj, w naszych postreligijnych czasach, możliwy. Być może zresztą myśl Tumidajskiego nie dotyczy wyłącznie naszego "teraz". Być może chce on nam powiedzieć, że zawsze tam, gdzie religia staje się terytorium, na którym człowiek wypróbowuje swoje możliwości kreacji, pojawiają się nadużycie, przemoc, krew. Ta właśnie krew, która wypływa spod cicho mruczących białych automatycznych pralek, które są przecież urządzeniami służącymi do oczyszczenia, a tu ich funkcja wydaje się przeciwna. Jeśli pralki rozstawione wśród krzyży oznaczają to właśnie, mogłoby się okazać, że manipulacja i przemoc pojawiają się wszędzie tam, gdzie człowiek coś po swojemu "kreuje", wszystko jedno, czy jest to teren międzyludzkich relacji, sztuki, ekonomii, czy religii.

By to potwierdzić, powróćmy z foyer do Czarnej Sali. Publiczność siedzi w niej za stołami, na których rozstawione są jedynie butelki z wódką (tym razem jest to jednak woda, sprawdziłem; to zatem tylko aluzja do biografii Iredyńskiego). Wyświetlana z rzutnika na ścianie reprodukcja Ostatniej Wieczerzy Leonarda da Vinci sugeruje nam, że jesteśmy w wieczerniku. Ale od tamtego wydarzenia dzielą nas dwa tysiące lat, więc różne fragmenty dzieła da Vinci zacierają się na naszych oczach, jakby dotykała ich erozja. Tego dzieła rozpadu chce dokończyć Nikt, od czasu gdy zapragnął przemienić się w artystę religijnego. Z rozwiniętej na podłodze na wielkim banerze reprodukcji obrazu z pasją, zwykłą ryżową szczotką będzie starał się wytrzeć, jakby wygumkować, twarz Chrystusa. Jako artysta postanowi zająć Jego miejsce, tyle że na ludzką modłę. Co prawda eksperymenty z ukrzyżowaniem przeprowadza najpierw na samym sobie: w jednej ze scen widzimy go z pękiem wielkich gwoździ w zaciśniętej pięści i obandażowanymi dłońmi - widocznie ten świecki stygmatyk próbował je sobie przebić. Ale z finału w foyer wiemy już, że inaczej niż w pierwotnej opowieści skończy się to przybiciem do krzyża kogoś innego

Zanim jednak dokona się ten akt przemocy, jesteśmy świadkami manipulacji i przemocy skierowanej w drugą stronę. Pan, wzięty czy raczej niezwykle sprawny w środowiskowych grach krytyk, postanawia dokonać kreacji ex nihilo - nikomu nieznanego małomiasteczkowego kopistę przemienić w świetnie się sprzedającego w najlepszych galeriach malarza. Zdolności kreacyjne Pan ma rzeczywiście niemałe: potrafi, kusząc Nikta i jego żonę Gosię (Marta Herman), zasłać całą podłogę stuzłotowymi banknotami. Potrafi upodobnić drugiego człowieka do siebie (Pan i Nikt od pewnego momentu grają w niemal identycznym kostiumie), potrafi zmienić ludzką naturę tak, że Gosia, prowincjuszka w bezgustownej sukience, tęskniącą za jednym tylko: dostatnim wielkomiejskim życiem, zmienia się w ubraną w lateksy sekslalę. Przez długi czas Pan wydaje się wszechwładny. Wszystko jest dla niego towarem, także sztuka, wszystko daje się zamienić w pieniądz, wszystko wprowadzić na rynek. Taki dzisiejszy homo oeconomicus, ufny w swoje niczym nieograniczone panowanie.

Granicę wyznaczy mu dopiero Nikt, który długo podlega manipulacjom Pana, ale w pewnym momencie spostrzeże się, że cała ta gra idzie o duszę, jego i Gosi. Nikt to zatem jakby homo religiosus? Jeśli tak, to koniecznie z przedrostkiem "post-". To człowiek bardzo już daleki nie tylko od wydarzenia sprzed dwóch tysięcy lat, ale nawet od tej epoki, którą przypomina, puszczona prawie w całości, przepiękna aria "Erbarme dich, mein Gott" z Bachowskiej "Pasji według św. Mateusza". To artysta, który twarz Chrystusa ściera ryżową szczotką. To ktoś krzyżujący innych, a nie - godzący się na to, by ci inni ukrzyżowali jego. Gdy publiczność w milczeniu opuszcza Czarną Salę, nie wiedząc jeszcze, że będzie świadkiem widowiska świeckiej Golgoty w foyer, Nikt leży, nagi, okryty jedynie futrem, na jednym ze stołów, jak złożona ofiara. Ale czy możemy wierzyć w czystość tej ofiary? Ja nie uwierzyłem.

Wszystko bowiem pomiędzy ludźmi - tak wydaje się odczytywać tekst "Kreacji" Iredyńskiego Jarosław Tumidajski - podszyte jest czymś niedobrym, ciemnym, wątpliwym. Ludzie wykorzystują siebie, używają i sobą manipulują. Nie tylko w ekonomii, sztuce czy religii, także (a może lepiej: najpierw) w bezpośredniej relacji ja - ty. Dlatego pewnie tyle w tym przedstawieniu gwałtowności gestu, nagle wybuchających emocji, szarpaniny. Ta nadekspersja, trzeba dodać, w wykonaniu Marcina Miodka i Marty Herman nie zawsze jest przekonująca. Nie zawsze też ta dwójka młodych aktorów przekonująco zagrała nagłe metamorfozy swoich bohaterów. Zabrakło mi zwłaszcza lepszego uzasadnienia przez Marcina Miodka przemiany Nikta z ofiary manipulacji Pana w demiurga, kreującego własny scenariusz wydarzeń. Na tym tle Robert Ninkiewicz wypada bardziej przekonująco, choć zadanie miał prostsze: zagrać od początku do końca jedną i tę samą postać - zimnego, przyczajonego, czujnego na każde zachowanie reżysera międzyludzkich sytuacji.

Gdy po spektaklu schodziłem z wyciemnionego foyer po schodach do szatni, zostawiając za sobą rozpiętego na krzyżu człowieka i otaczające go puste krzyże, wydawało mi się, że Tumidajski dopuścił się nadintepretacji sztuki Iredyńskiego, która przecież jest tylko o tym, jakim manipulacjom i kreacjom podlega owa międzyludzka przestrzeń, w której jesteśmy zarazem twórcami i tworzywem. Z czasem jednak zaczęło mi się wydawać, że reżyser odsłonił to, co w tekście Iredyńskiego leży najgłębiej. Wędrówka za sensami, jakie nadał "Kreacji" Tumidajski, nie jest prosta, łatwo w tym pobłądzić. Ale i to wędrowanie po budynku teatru, i wędrówka w głąb tekstu okazują się potem ważną duchową przygodą.

Jarosław Zalesiński
Miesięcznik "Teatr"
21 kwietnia 2016
Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...