Metafizyczne bolączki

"Bracia Karamazow" - reż. Janusz Opryński - Teatr Provisorium w Lublinie

Jest Bóg czy Go nie ma? - bił się z myślami Fiodor Dostojewski, przenosząc metafizyczne bolączki na karty swojego opus magnum. "Bracia Karamazow" stanowili zwierciadło i osobistych traum pisarza i ogólnego klimatu epoki.

Rosyjski prozaik aczkolwiek nigdy nie myślał o nich jako definitywnie domkniętym dziele. Dwutomowa powieść miała przecież dopiero otwierać alegoryczną trylogię. Pech chciał, iż autor zmarł niedługo po ukończeniu jej pierwszej odsłony. I "Braci Karamazow" traktuje się niczym wielki, pachnący Tołstojem, testament rosyjskiego rewelatora prozy. Janusz Opryński z lubelskiego Teatru Provisorium podszedł do niego z należytą atencją. Jego spektakl ogląda się niczym eschatologiczną relację ze świata wyparowanej duchowości. Aż do zadyszki intelektu i zatracenia zmysłów. Nie każdy widz podoła aczkolwiek takiej dawce dostojewszczyzny.

Dla Opryńskiego adaptacja "Braci Karamazow" nie jest kwestią wyłącznie wnikliwej lektury. Zanim spektakl zyskał sceniczny kształt, jego zarodek wykluwał się w trakcie publicznych czytań powieści i dyskusji filozoficznych ze znawcą tematu - Cezarym Wodzińskim. Profesor Wodziński, którego książki o Dostojewskim wykarmiły całe generacje intelektualistów, zainspirował Opryńskiego do nowego odczytania "Braci Karamazow". Mało tego, na potrzeby spektaklu dokonał własnego przekładu fragmentów epokowego dzieła.

Z monstrualną objętością powieści Dostojewskiego można radzić sobie w teatrze na różne sposoby. Opryński zrezygnował z maksymalizmu cechującego np. adaptację Krystiana Lupy. Jego "Bracia Karamazow" są mocno okrojoną wersją literackiego pierwowzoru. Z 800 stron oryginału ostało się ledwie 100. Mimo tego, ich sceniczna eksplikacja i tak zajmuje trzy, gęste od treści godziny.

Opryński zachowuje fabularny szkielet pierwowzoru. Wokół burzliwych relacji tytułowych braci z ojcem, jest budowane narastające napięcie prowadzące do zbrodni. Reżyser obierając powieść do ogryzka fabularnej esencji, pozwala zarazem postaciom na pełną ekspozycję. Małostkowość, podłość, wewnętrzne zagubienie, mocowanie się z Bogiem, cierpiętnictwo - wszystkie przypadłości bohaterów Dostojewskiego znajdują tu należyte miejsce.

Ryba psuje się od głowy, głowy rodziny - nikczemnego tatusia Fiodora, smalącego cholewki do kolejnych dziewek i plującego Stwórcy w twarz. Za nim idzie mentalne rozwarstwienie reszty rodziny: impulsywnego Dymitra, racjonalnego Iwana i bogobojnego Aloszy. Każdego z braci łączy z ojcem toksyczna więź, czego konsekwencją musi być wcześniej czy później morderstwo. Czyli symboliczne przecięcie pępowiny. Tyle, że zostanie ono dokonane rękami Smierdiakowa - "bękarckiego" cienia rodu.

Spektakl Teatru Provisorium aż kipi od ekspresyjnie zapodawanych dialogów. Przy takiej kondensacji padających ze sceny słów, kluczowa staje się emocjonalna wyporność obsady. Ta zaś sięga wyżyn aktorskiego skupienia. Adam Woronowicz jako zapijaczony "tatuszka" Fiodor cyzeluje bluźnierstwa z przeszywającą furią. Mariusz Pogonowski w roli Dymitra upaja się hedonistyczną werwą, by zaraz potem popadać w szał bezsilnej wściekłości. Marek Żerański kreując mnicha Aloszę, stopniowo przechodzi od wycofanej dobroduszności do pełnego goryczy egzystencjalnego skowytu. Wreszcie Janusz Lewandowski jako Iwan, pod skorupą oschłego ateizmu kryje niemal cały ból świata, a po śmierci ojca potęguje halucynacyjne pretensje. Iwan jest zresztą swoistym dozorcą całego widowiska, kimś, kto zamyka na końcu drzwi i gasi światło.

Kontrapunktem dla kompulsywnej rodziny staje się wspomniany sługa Smierdiakow. W ujęciu Jacka Brzezińskiego to humanoidalna istota, która ze stoickim spokojem znoi kolejne upokorzenia. Ów spokój to rzecz jasna pozory. Smierdiakow jako syn Fiodora z nieprawego łoża jest genetycznie obciążony. I padaczką i szaleństwem. To szaleństwo nieco innego niż u pozostałych braci sortu - podskórne i poparte mechaniczną precyzją. Ślad psychopatii, tak dobrze znanej z kart innych dzieł Dostojewskiego, by wspomnieć Stawrogina.

"Bracia Karamazow" byliby u Opryńskiego nieznośną sesją gadających głów, gdyby nie prosty, acz skuteczny zabieg. Całość spektaklu rozgrywa się bowiem na obrotowej scenie. Opryński nie rozwarstwia zatem świata na kolejne lokacje, lecz wciska powieściowe uniwersum na małą przypominającą karuzelę przestrzeń.

Rytm akcji wyznacza ruch wirującej sceny. Z minuty na minutę coraz częstszym. Postaci biegają za sobą między prowizorycznymi pokojami, a środek całej konstrukcji nabiera totemicznego charakteru. Wirówka, jaką zafundował widzom reżyser jest naturalną konsekwencją przyjętej za Wodzińskim koncepcji świata przedstawionego. Świata ogarniętego wręcz sakralnym transem. W finale zaczyna on przypominać całkiem swojski chocholi taniec. Zwłaszcza, że Iwan przed ostatnią "jazdą", rzuca publiczności w twarz słowa o niemożliwej do zniesienia głupocie.

Dostojewski pisał swą powieść w newralgicznym momencie przewartościowania duchowych idei. Ówczesny scjentyzm anihilował Boga, ale ten i tak miał powrócił w gnozie odszczepieńców typu Gurdżijew. Na ile "Bracia Karamazow" ze swą zapalczywą wizją herezji sprowadzającej niespełnioną zagładę, przemawiają do współczesnego odbiorcy? Opryński dokonując adaptacji wiernej Dostojewskiemu i nie szukając nowatorskich filtrów, zatrzymał się jakby w pół drogi. Siłaczka Iwana z Bogiem tak naprawdę sprowadza się tu do retorycznego pytania "Ty to widzisz i nie grzmisz?!". Paralele między XIX-wiecznym kryzysem wiary a obecną obsesją racjonalizmu nie zostają do końca pociągnięte. Bo trudno za takie uznać ledwie dostrzegalne refleksy holokaustu i bolszewickiego terroru.

Tak więc Opryński razem z Dostojewskim pozostają w XIX wieku. Lubelska wersja "Braci Karamazow" pozwala wniknąć w ciemną materię literackiego pierwowzoru, ale niekoniecznie aktualizuje przesłanie utworu. Opryński mówi głównie to, co o dziele Dostojewskim już wcześniej powiedziano. Czyni to, trzeba przyznać, w naprawdę porywający sposób, gotując amatorom wybitnej powieści prawdziwą ucztę.

Spektakl "Bracia Karamazow" bierze udział w Konkursie Polskim festiwalu Boska Komedia w Krakowie.

Łukasz Badula
www.kulturaonline.pl
14 grudnia 2011
Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92
Notice: Undefined index: banner4 in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/layouts/scripts/layout.phtml on line 121 Notice: Undefined index: banner5 in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/layouts/scripts/layout.phtml on line 124

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia