Miłosne popapranie, gorące decyzje, egoistyczne wybory
"Andromacha", Teatr Współczesny SzczecinW szczecińskim Teatrze Współczesnym 14 marca 2009 roku odbyła się premiera spektaklu pt. "Andromacha" wyreżyserowanego przez Joannę Lewicką. Duża scena gorąco zapraszała zainteresowanych na tragedię grecką, oscylującą pomiędzy wyborami, które - jak z góry wiadomo - nigdy nie zadowolą wszystkich. Oplatała również serca widzów ciepłą, romansową atmosferą.
Jak to się stało, że całe to miłosne zamieszanie przypłaciły śmiercią dwie postaci? Przypomnijmy: Hektor - mąż Andromachy nie żyje. Wdowa nie zapomina o nim, cały czas go kocha, jednocześnie przelewając miłość na syna. Andromachę uczuciem darzy Pyrrus, zaś on jest kochany i wielbiony przez piękną i młodą Hermionę. Po długiej nieobecności powraca Orestes, który wcześniej wyjechał, aby zapomnieć o Hermionie.
Każda postać ma swojego „anioła stróża”, czuwającego i doradzającego mu w momencie, kiedy boryka się z decyzjami, które mają zaważyć na jego życiu. Wszyscy wspólnie szukają rozwiązania tego miłosnego galimatiasu. Jak wiadomo z góry, ktoś będzie musiał zrezygnować, ktoś inny serce poświęcić i wybrać życie czysto zdroworozsądkowe. Postaci pokornie słuchają sugestii, ale nie zawsze się do nich stosują, co przekłada się na dramatyczne skutki.
Losy wszystkich splatają się w poszczególnych scenach, ale w rezultacie każdy dąży do tego, by uszczęśliwić siebie. Pyrrus nie wytrzymuje napiętej sytuacji i robi pierwszy krok, który powoduje lawinę zdarzeń… . Grozi on wdowie, że już nigdy nie zobaczy syna, jeżeli nie wyjdzie za niego. Andromacha staje przed wyborem, który doprowadzi do tragedii… . Jedyna niemyśląca o swoim dobru, postanawia unieszczęśliwić siebie i wychodzi za Pyrrusa, jednak zazdrosna Hermiona nakazuje Orestesowi zabić Pyrrusa, w zamian obiecuje mu swoją rękę. Tragedia kończy się śmiercią Pyrrusa i samobójstwem Hermiony.
W tle – pomiędzy białymi konstrukcjami - krążą postaci, niczym w labiryncie, jak zahipnotyzowane. Czasami wpadają w dziki, nienaturalny śmiech, czasami załamują ręce, zastanawiając się pewnie nad optymalnym wyjściem z sytuacji, która zamiast stawać się jasna, robi się coraz bardziej mroczna. Bywa i tak, że aktor, natrafiwszy na ślad innego, próbuje go dogonić, nie jest to jednak łatwe nawet w pozorowanym labiryncie. Słychać uderzające nuty piosenki pt. „Silence is sexy”.
Hermiona - elegancka, dostojna, Pyrrus - w spodniach dresowych, sportowych butach, dobrze skrojonej marynarce i okularach przeciwsłonecznych. Jaka jest motywacja ubioru? Dlaczego Pyrrusa - pachnącego współczesnością luzaka - miała kochać tak zabytkowa Hermiona? - tego nie wiem. Zróżnicowanie strojów jest niejasne i wydaje się być zbędne. Śmierć obojga bohaterów - gołe ciała tarzające się w pokrzywach - jednych przyprawiała o dreszcze, w innych wzbudzała śmiech. Obnażenie się aktorów wg mnie było niepotrzebne. Podsumowując krótko: gra aktorów doskonała, jednak niektóre pomysły reżysera nie do końca zrozumiałe.
Na koniec - pamiętajmy, że „życie to sztuka wyboru”, a „każdy jest kowalem swojego losu”.
Jak dobrze, że dzisiaj wybory tragiczne - pomiędzy mniejszym a większym złem- zdarzają się znacznie rzadziej…