O muzyce i wyższości mięsa nad makaronem

rozmowa z z Andrzejem Redoszem

Z okazji 30-lecia pracy artystycznej, z Andrzejem Redoszem, aktorem Teatru Osterwy rozmawia Teresa Dras.

O czym myślał młody prawnik Andrzej Redosz, decydując się na zawód aktora?

Że aktorstwo to zawód, w którym nie trzeba wstawać z łóżka przed dziesiątą. A tak serio, liczyłem na wielką przygodę, na życie dalekie od rutyny, na spotkania z ludźmi teatru, których podziwiałem i podziwiam. To wszystko się zdarzyło, ale gdyby mi wtedy ktoś powie-dział, że będę obchodził 30-lecie pracy scenicznej, popukałbym się w czoło. Dla młodego człowieka taki szmat czasu jest nie do po-myślenia, a przecież zleciał jak jedna chwila. Kiedy sięgam pamięcią do tych wszystkich ról, które zagrałem, wydaje mi się, jakby to było wczoraj.

Jakie były początki kariery?

Z jakichś powodów, może decydowały o tym warunki zewnętrzne, byłem przez reżyserów odbierany jako aktor komediowy. Chyba to zaszufladkowanie sprawiło, że przeniosłem się z Lublina, gdzie zadebiutowałem i występowałem przez kilka lat, do teatru w Radomiu, na 9 sezonów. Przez te przenosiny okazało się, że wcale nie jestem komediowy. Przeciw-nie, w radomskim teatrze zostałem aktorem dramatycznym. Zagrałem Kordiana, rolę, którą uważam za jedną z najważniejszych w mojej artystycznej biografii, byłem Panem Młodym w „Weselu”, o czym zresztą zawsze marzyłem i księciem Filipem w „Iwonie, księżniczce Burgunda”. Tych poważnych ról w Radomiu było najwięcej.

Kiedy na dobre osiadł Pan w Lublinie?

W 1995 r. Z Radomia przeniosłem się na dwa lata do Teatru im. A. Mickiewicza w Częstochowie, potem do Wałbrzycha. Pracowałem więc w czterech teatrach i praca w każdym z nich czegoś ważnego mnie nauczyła, nawet pobyt tak nieudany, jak w Teatrze Szaniawskiego w Wałbrzychu. Nie potrafiłem się odnaleźć ani w teatrze, ani w mieście. To było przed tym wielkim boomem, który wałbrzyska scena przeżywa teraz. Wróciłem do Lublina. Myślę, że to miasto było mi przeznaczone, chociaż jestem urodzonym warszawiakiem. Pierwszy raz byłem w Lublinie z wycieczką szkolną. Zwiedzając Stare Miasto, które akurat było odnowione (czyli ochlapane farbą) na 20-lecie Polski Ludowej, pomyślałem, że chciałbym tu mieszkać. Szalenie lubię Lublin. Świetnie mi się tu pracuje, świetnie mieszka, nawet świetnie oddycha. Tu jest klimat. Lublin lubię jeszcze i za to, że bardzo przypomina Sienę.

Nad wyraz miłe porównanie.

Wystarczy, że pójdę na Stare Miasto i zapuszczę się w boczne uliczki, a czuję się zupełnie jak w Sienie. Włochy to moja wielka miłość. Zwiedziłem już miejsca, w których trzeba być, jak Rzym, Mediolan, Wenecja, Florencja, teraz jeżdżę do małych miasteczek. Wciąż nie znam języka włoskiego na „perfekt”, ale się dogadam.

Odwiedzał Pan włoskie teatry?

Oczywiście, to niezapomniane przeżycia. Budynki są znakomicie zachowane, pieczołowicie konserwowane. To cudowne, wypieszczone bomboniery! Człowiek ma wrażenie, że żywcem wchodzi w przeszłość, w XVIII albo XIX wiek. W teatrze „Venice” w Wenecji miałem wrażenie, że zaraz wejdzie Mozart i stanie za pulpitem dyrygenckim.

O włoskiej kuchni nic Pan nie powie?

Przepraszam, ale niespecjalnie ją lubię. Jadłem te wszystkie „pasty” i owoce morza, dobre, wolę jednak polskie jedzenie.

Co Panu smakuje w naszej kuchni?

Nie będę oryginalny. Mięso! Mięso przyrządzone po polsku jest niezastąpione. Kiedy wracam z zagranicy, po prostu rzucam się na schabowego z duszoną kapustą. Kocham wszystko, co pachnie mięsem.

Miłośnik tłustej diety jest tłusty, a Pan wręcz przeciwnie. Jakim cudem?

To właśnie jest okropne. Jedzenie jest moją wielką fascynacją, co może poświadczyć ukochana pani Krysia z teatralnego bufetu. Zjadam ogromne ilości wszystkiego.

Może uprawia Pan sport?

Boże uchowaj. Moją pasją jest muzyka. Uwielbiam jeździć na koncerty.

Jaką muzykę Pan lubi?

Każdą, rock, pop, poważną. Muszę się pochwalić, że mam bilety na Madonnę (koncert w sierpniu, na warszawskim Bemowie). Widziałem wszystkich wielkich muzyki rozrywkowej, którzy występowali w Polsce. Na koncercie Tiny Tuner, którą jestem zafascynowany od dawna, byłem dwa razy, w Warszawie i Sopocie. Na U2 byłem w Chorzowie i Warszawie.

Po co aż dwa razy?

Bo to tak, jakby oglądać aktora w dwóch różnych rolach. Wielcy artyści mają to do siebie, że nigdy nie dają takiego samego koncertu. Ja lubię show, profesjonalnie zrobione widowisko. Stonesów widziałem trzy razy, począwszy od ich pierwszego koncertu w Polsce, kiedy byłem nastolatkiem. Patrzę na nich i myślę, że się razem starzejemy. Chociaż Jagger wygląda na scenie, jakby miał 25 lat. Ja po takim koncercie umarłbym na zawał serca, a on jeszcze bisował.

Ma Pan dużą kolekcję płyt?

Winylowych ok. 400, kompaktów ok. 150, no i nie pozbyłem się niemodnych już kaset magnetofonowych. Kocham muzykę i słucham jej nałogowo, ostatnio Marii Peszek i Kasi Nosowskiej.

Tu dogadałby się Pan z małolatami…

Oczywiście! Mało tego, nigdy nie kupuję miejsc siedzących na koncertach, zawsze jestem na płycie, pod estradą. Lubię sobie poskakać, pokrzyczeć, pośpiewać.

Znajdą się w życiu szacownego jubilata bardziej stateczne zainteresowania?

Zbieram anioły! Szmaciane, gipsowe, drewniane, duże, małe, średnie, głupie, śmieszne, poważne. Pełno ich w moim domu, są wszędzie, na ścianach, na podłodze. Sam jestem prawie anioł. Nie piję od 14 lat, a od czterech tygodni nie palę. Tylko patrzeć, jak wyrosną mi skrzydła. Rzucanie palenia to po prostu masakra. Ma-sa-kra!

Można pomyśleć, że woli Pan estradę niż teatr.

Równie silnie przeżywam spektakle teatralne. Uwielbiam chodzić do teatru. Nie przepuszczam ważnych premier ani w Lublinie, ani w Polsce.

Mówił Pan, że ważną rolę w Pana życiu odgrywały spotkania z mistrzami teatru. Kogo miał Pan na myśli?

Największy wpływ wywarło na mnie dwóch ludzi, Tadeusz Łomnicki i Krzysztof Babicki, którego poznałem, zanim został dyrektorem Teatru Osterwy. Oni ukształtowali mnie jako aktora.

Teresa Dras
Polska Kurier Lubelski
9 marca 2009
Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...