Ostateczne kuszenie Jakuba

"Dobrobyt" - aut. Árpád Schilling - reż. Árpád Schilling - Teatr Powszechny w Warszawie

Teatr Powszechny sięgnął po kolejny tekst węgierskiego dramaturga Árpáda Schillinga, autora pamiętnego „Upadania", wystawionego na scenie przy Zamoyskiego w 2017 roku. Autor jest wnikliwym i bezlitosnym obserwatorem otaczającego nas świata kultury transakcyjnej, w którym prawie wszystko i wszyscy zostało wycenione i funkcjonuje jako swoista waluta na targowisku naszych egzystencji. To "prawie" czyni oczywiście różnicę, ale karleje w zastraszającym tempie.

W „Dobrobycie" Schilling bierze na warsztat fundamentalną dla ludzkiej kondycji dychotomię wolności i bezpieczeństwa, wartości będących stałym przedmiotem nieustannego kupczenia. To dylemat znany każdemu, doświadczany niemalże każdego dnia, podstawowe paliwo koniunkturalizmu, wygodne alibi dla serwilizmu, podstawa pozornego spokoju ducha w niespokojnych czasach. W końcu kto, jak nie Węgier, wie lepiej jak manipuluje się tymi pojęciami w rzeczywistości nieliberalnej demokracji, w czasach skokowo postępującej atrofii swobody. Bo przecież ciągle nucimy, pytanie czy z pełnym zrozumieniem: „Wolność kocham i rozumiem, Wolności oddać nie umiem", w ślad za, nomen omen, Chłopcami z Placu Broni, a makiaweliczny los ustawicznie nas sprawdza. Rys dramatu jest oczywiście uniwersalny, choć trudno uciec od myśli, iż katalizowany geograficznie.

Dwójka młodych ludzi, Wera i Jakub (przejmujący Natalia Lange i Oskar Stoczyński), przyjeżdża do luksusowego hotelu, realizując bon wygrany na loterii. Początkowa euforia ustępuje miejsca zdziwieniu przechodzącemu w rozczarowanie. Pokój jest niby identyczny z tym na zdjęciach, ale zamiast obiecanego widoku na morze za oknem szczerzy się ordynarna ściana. W obiekcie panuje ścisła hierarchia, ci „z loterii" są gośćmi gorszego sortu, bezpardonowo limitowanymi w dostępie do usług przez arogancką obsługę, wskazującą im co chwila miejsce w szeregu. Ostatnie, rzecz jasna. Nie można korzystać z całego basenu, posiłki jada się w wyznaczonej części restauracji, wolność wyboru w każdym możliwym kontekście jest negowana, co stanowi krzyczący kontrast świata obiecanego ze światem zastanym. Relacje między przybyłą parą zaczynają się psuć. Jakub podporządkowuje się regułom gry, chcąc wejść za wszelką cenę do niedostępnego świata, Wera dostrzega pułapkę wspominanej dychotomii, buntując się przeciwko oczywistej manipulacji. Materialne aspiracje Jakuba, dla których urzeczywistnienia jest gotów na wszystko, nawet na to, o czym jeszcze przed chwilą pomyślałby z obrzydzeniem, otwierają partnerce oczy.

Narzeczeni poznają parę korzystającą z niedostępnej dla nich części hotelu – Bogatą Kobietę i Bogatego Mężczyznę, pławiących się w dobrobycie. Bogacz – demoniczny Arkadiusz Brykalski oraz jego żona – tyleż okrutny co atrakcyjny wamp w wykonaniu Anny Ilczuk, zaczynają prowadzić z nimi skomplikowaną, wyuzdaną grę, w której pojawiają się echa zarówno „Kolacji dla głupca", jak i „Czarodziejskiej góry". O ile jednak w Berghofie gra o duszę Hansa Castorpa jest wyrównana, swoiście fair, rzec można wet za wet, o tyle w sto lat później o Jakuba walczy wielogłowy Naptha, potężna koalicja Bogatych i hotelowej obsługi, przeciwko osamotnionemu Settembriniemu, uosabianemu przez Werę, jedyną, która nie zgadza się na zniewolenie, zdając sobie sprawę ze śmiertelnego zagrożenia. Daleką drogę przebyliśmy, jako społeczeństwa w XX wieku, z jakże przygnębiającym skutkiem...

Kluczowa scena dramatu, wstrząsająca nawet jak na odważną stylistykę, do której nas Powszechny pod dyrekcją Pawła Łysaka przyzwyczaił, scena ostatecznego kuszenia Jakuba, definiuje wolność w czasach tytułowego dobrobytu. Jej symbolami są konsumpcja, defekacja, kopulacja i ejakulacja. Czterej jeźdźcy arywizmu. Wolność staje się tu karykaturą samej siebie, wciśniętą w cztery ściany patologią, bez wartości, bez nadziei. Jest finalną formą eskapizmu w idealne studium konformizmu i kabotyństwa. Warto zobaczyć, trzeba zapamiętać. Koniecznie. W tym świecie wszyscy, ci sprzedający się za tytułowy dobrostan, i ci już zaprzedani, są w istocie więźniami systemu, który sprawuje władzę absolutną nad każdym, bez względu na miejsce w hierarchii, funkcjonującym w odwiecznie skutecznym modelu upodlenia między marchewką i kijem, zastraszeniem i przekupstwem. Wzorcu przerażająco popularnym, z niezmienną tendencją wzrostową. Reguły systemu są święte, inaczej struktura się rozsypie, co z lubością podkreśla dyrektorka hotelu, choć nie o hotel tu przecież chodzi.

Kontrapunktem wspominanego, z oczywistym skutkiem, kuszenia jest scena finałowa, dojmująco dosłowna, na krawędzi przerysowania, ale ta radykalność formy jest na miejscu, bo przecież subtelność nie każdym wstrząsa. Zabrzmiała mi wtedy w uszach kolejna fraza Chłopców z Placu Broni. „Mogę stracić wszystko, Mogę zostać sam". Czy daje nadzieję? Jeśli tak, to niełatwą, choć niezaprzeczalne jest to, iż nadzieja jest tu kobietą, poprzez imię personalizującą prawdę, wartość najbardziej dziś poniewieraną. Bez prawdy nie ma wolności. Wiem, że to truizm, ale takie teraz mamy czasy, że trzeba je powtarzać niczym mantrę. Stachura w swoich „Dziennikach" podał bardzo mi bliską definicję wolności: „Ludzi można podzielić na dwa rodzaje: tych, którzy są wytworem świata, w którym żyją, i tych, którzy, choć świata nie zmienili, nie dali się zmienić światu. Oni chodzą po świecie, a nie świat po nich"...

Dynamika dramatu, ewoluującego od błahej z pozoru humoreski z czasów all inclusive do wstrząsającej psychodramy w obscenicznym kostiumie, jest fundamentalną wartością spektaklu. Należy również podkreślić scenografię, budującą nastrój inscenizacji wszechogarniającą pustką w ponurej kieszeni scenicznej. Trzeba także mocno wyróżnić Michała Jarmickiego, perfekcyjnie interpretującego postać z hotelowej obsługi, idealnego elementu w hierarchicznej drabinie, indywiduum o podręcznikowej mentalności niewolniczej - bezgranicznie służalczego dla tych co wyżej, bezlitośnie okrutnego dla tych co pod nim. Kiedy wychodziłem w ciemność Grochowa, pomyślałem o Zygmuncie Hübnerze. Byłby dumny, że jego teatr wciąż się wtrąca - tak dobitnie i konsekwentnie. Być może miałby problem z zaakceptowaniem obecnej estetyki, ale forma musi podkreślić treść, podążając za duchem czasu. Zanućmy jeszcze raz – Wolność kocham i rozumiem...

Tomasz Mlącki
Dziennik Teatralny Warszawa
15 września 2021
Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92 Notice: Undefined index: id in /var/zpanel/hostdata/zadmin/public_html/kreatywna-fabryka_pl/public/nowa_grafika/Application/modules/default/views/scripts/article/details.phtml on line 92

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...